Jeszcze dwa tygodnie zajęć, potem już tylko papierkowa robota, na kilogramy mierzona. Ostatnie kopy prac do sprawdzenia.
Delikatne ukłucie żalu... fajnie byłoby pójść z kumplami w Paradzie. Na forum rzucił ktoś nawet ogólną sugestię pod moim adresem, ale spóźnioną. Nie mam już ochoty na żadne spotkania - płytkie, ulotne, nic nie wznoszące, za to zbyt często pozostawiające uczucie przykrości lub smutku. Nie mam nastroju iść wśród rozbawionych ludzi i udawać, że mi też do śmiechu i bawię się dobrze. Tempi passati...
Szwankujący obraz okazał się w końcu agonią monitora, co oznaczało, że plany odbudowania poduszki finansowej, nadszarpniętej legozakupami wzięły w łeb. Poszedłem, pooglądałem długo porównując obraz i w końcu kupiłem. To mój trzeci monitor w życiu i trzeci przeskok nie tylko rozmiarowy. Pierwszy to była kineskopowa "piętnastka", drugi to 20-calowy płaszczak w formacie 16:9, a teraz mam taki jak ekran kinowy, 24-calowy. Różnica znaczna, mam wrażenie, że muszę strasznie daleko jechać kursorem w lewo i w prawo, żeby coś w bocznej strefie kliknąć.
Kończę składać wielgachny model samolotu z Lego Technic. Fajna zabawa. Aż szkoda go będzie rozebrać, bo przecież nie mam gdzie trzymać takiej landary. Miałem lekką fazę na wejście głębiej w Lego, ale chyba mi mija - jednak zwykłe klocki (znaczy nie-Technic) nie bardzo mnie porywają. Fajnie pooglądać cudeńka jakie ludzie z nich robią, ale samemu... choćby nie czuję pociągu na tyle silnego, żeby stłumił ustawiczne pytanie "Popatrz ile to kosztuje! Pomyśl ile potrzebowałbyś klocków na takie projekty, które oglądasz i zastanów się czy naprawdę masz ochotę wybulić na to tyle kasy?" No fakt, jak ktoś siedzi w tym od dawna, to mógł sobie przez lata uzbierać odpowiednią bazę klocków, a tak startując od zera jak ja, to... oj, portfel zaboli! Troszkę sobie w charakterze zastępczym nabyłem figurek Lego, zabawne i tyle, można by rzec, że na szczęście nie czuję w tym kierunku pasji.