Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 2 czerwca 2016

492.Producenci i hodowcy

Łyżka dziegciu zepsuje beczkę miodu. 30 rodziców normalnych a 1 "udany" i nerwy uszarpane.

W piątek po południu rodzic pisze, że w poniedziałek będzie w szkole o określonej godzinie i chce się spotkać w sprawie zagrożenia dziecka jedynką. W poniedziałek nie zastawszy nauczycielki, zwraca się z pretensją do wychowawczyni, że nauczycielka nie odpisała i nie zaczekała. Nie mieści mu się w głowie, że nauczycielka może w czasie wolnym nie sprawdzać poczty w dzienniku elektronicznym.

Godzina 21.45 jest doskonałą porą na dzwonienie do wychowawcy, żeby zalać go falą pretensji o zbyt niską przewidywaną ocenę zachowania. Dostrzeżenie związku między nieusprawiedliwionymi nieobecnościami a brakiem usprawiedliwień w wymaganym terminie okazuje się być tytanicznym wysiłkiem (skala przeterminowania: 6:1).

Po korytarzu raczej pustawej późnym popołudniem szkoły błąka się wyraźnie zdezorientowany rodzic; zamożnie odziany i wyekwipowany. 
"Dzień dobry, w czymś mogę pomóc?"
"Eee, gdzie jest pokój nauczycielski?"
"Tam, ale nikogo tam nie ma."
"Jak to? Ja do pani od chemii."
"Obawiam się, że już jej nie ma."
"Jak to nie ma?"
"Był pan z nią umówiony?"
"No nie."
Jak belfer może nie siedzieć w szkole do późna i czekać, aż któremuś z rodziców akurat zachce się z nim spotkać? No niepojęte. 

Uczeń pozagrażany jedynką z kilku przedmiotów. Wreszcie zjawia się matka. Okazuje się, że: rodzice rozwiedzeni, matka za granicą i układa sobie tam nowe życie, ojciec - na miejscu, ale "zrobiłam wszystko, żeby (syn) z nim nie był", chłopakiem zajmuje się starsze rodzeństwo, które nie bardzo ma na to ochotę, mając własne życie, w którym podrzucony brat się nie mieści. Na wprost wyrażoną sugestię, że matka powinna zabrać syna do siebie i zaopiekować się nim, bo tu najwyraźniej leży przyczyna nieradzenia sobie z nauką, jest foch i wyjście z zaciętą miną.

Do tego na mostku kapitańskim naszej tratwy nowe ręcoopadające wyczyny.

Kolejny atak migreny. Na mięśniach mojego karku można testować pociski przeciwpancerne. W ostatnich kilkunastu miesiącach mam ich kilkakrotnie więcej niż przez całe dotychczasowe życie. Męczące to. Coraz gorzej radzę sobie ze stresem.

18 komentarzy:

  1. Może w wejściu zainstalować przenośne pole minowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżbyś nie słyszał, że pieniądz idzie za uczniem? Dlatego producentowi kochanego rubelka bramę ozdobną z wodotryskami się stawia, a nie jakieś... "pole minowe".

      Usuń
    2. Oczywiście, nasz klient nasz pan. Ale po części (i to dużej) nasz naród składa się z leni, darmozjadów, nalżymisięcieli i innych indywiduów, które w moim mniemaniu kwalifikują się do selekcji naturalnej.

      Usuń
    3. Możesz sobie o tej selekcji tylko pomarzyć. ;-P

      Usuń
  2. Jakby nie naciski z mostka kapitańskiego i ewentualne konsekwencje, to powiedziałbyś rodzicu: wypierdalaj, trzeba było przyjść w kwietniu i tyle w temacie. Ale wiem, ten mostek kapitański i złe odnoszenie się do płynących statkiem, a także dosiadających się w wybranych portach, aby stwierdzić czy z ich pociechami, które wsadzili na ów statek wszystko w porządku.
    A ten, którego porzuciła matka, ojciec, olało rodzeństwo to jak żywo widzę tu 3-go skurwiela od 972. Niby rodzina jest, ale go nie chce. Niby są bracia, ale ponieważ najmłodszy to jest workiem treningowym do bicia, a ten z kolei wyżywa się mając 12 lat na najmłodszym 4 latku, bo ten z rodziny to może go napierdalać. I chyba tylko ja widzę te skomplikowane relacje rodzinne, te sytuacje, które w przyszłości doprowadzą do rozłamu (nie pierwszej już) rodziny.
    Ten Twój się nie uczy, bo najprawdopodobniej jest również wyalienowaną jednostką z najbliższej rodziny i przechodzi efekt odrzucenia. Nie wiesz co się dzieje po za szkołą z nim, bo tego nie widzisz. A może w ogóle dzieci u matki są produktem ubocznym seksu i dlatego tak do nich podchodzi? Wszak to nie odosobniony byłby przypadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - uczniowskie problemy rodzą się w domu i stamtąd są do szkoły przynoszone. A narzędzia jakie ma szkoła do naprawy są mikre i o nikłej skuteczności.

      Usuń
  3. Witam.

    Czytam i myślę, że szybko zabrakłoby mi cierpliwości. Nie wiadomo do kogo najpierw. Pewnie do starych, dzieciakom można jeszcze pewne sprawy wybaczyć. Nie mniej jednak moja zasada - "karać, jebać, nie wyróżniać" nie znalazłaby w tym przypadku zastosowania.

    Kiedyś pomagało mi na stres bieganie, czy jaki sport tam lubisz.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś o tym pisałem - bieganie było fajne, ale kiedyś, w domu rodzinnym, gdzie był znośny teren do truchtania. A w okolicy obecnej bieganie mi nie szło - nieprzyjemnie było. Innego sportu nie polubiłem.

      Usuń
    2. A rower nie? Przeca to zajebista rozrywka i w mieście jeden z szybszych środków transportu oprócz chyba metra.

      Usuń
    3. Sęk w tym, że tam gdzie zwykle potrzebuję dotrzeć rower byłby niepraktyczny lub nawet zawadą. Wygodniej mi komunikacją miejską lub pieszo (bardzo lubię chodzić). A rekreacyjnie to jakoś nie mam dokąd, nie mam po co, a jechać, żeby się przejechać, to mnie nie kręci - muszę mieć cel.

      Usuń
    4. Zawadą to on jest dla ludzi, którzy nie korzystają z tego środku transportu. Przeca w szkole bez problemu w piwnicy, czy gdzieś k/woźnego dało by się go upchnąć, ale kapitanat pewnie rower to widzi tylko na ulicach i w sklepach, i tyle wie o tym co się napatrzy na niego.

      Usuń
    5. Akurat w pracy nie problem rower zostawić, bo i uczniowie i belferstwo przyjeżdżają; choć troszkę niebezpiecznie jest - zdarzają się kradzieże i sabotaże (kiedyś rozłączono mi niepostrzeżenie hamulec, o czym się zorientowałem dopiero hamując przed autobusem). Większym problemem jest niemożność umycia się, tym dotkliwsza, że pocę się jak ruda mysz, a roweru siłą rzeczy używam w okresie ciepłym.
      Pisząc o zawadzie miałem na myśli raczej to, że wracając z pracy często wstępuję po zakupy i tutaj rower mi przeszkadza. Podobnie, kiedy idę na miasto, to niemal zawsze w jakimś konkretnym celu i często rower byłby w tych sytuacjach balastem. Weź pod uwagę, że funkcjonuję w zatłoczonych dzielnicach. Gdybym mieszkał w podwarszawskiej miejscowości, to sytuacja byłaby zupełnie inna i z roweru z pewnością korzystałbym częściej.

      Usuń
  4. Hehe, ile to za czasów szkolnych rodziców moich kolegów latało w maju/czerwcu do szkoły, bo trzeba jakoś temu zaradzić. Moja mam zawsze odpowiadała mi o zebraniach. Zawsze chodziła, mimo iż nie musiała - bo nawet nauczyciele nie widzieli potrzeby się martwienia - mama chodziła, bo tak należało, a ja chciałem. Zawsze po tych zebraniach mi się śmiać chciało jak opowiadała jak ktoś wpadł z pretensjami po 2 latach na zebranie, czy na sam koniec roku :)

    Tak się właśnie tu wychowuje dzieci... P-O-R-A-Ż-K-A ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w naszym społeczeństwie nie liczy się solidność i uczciwość, lecz wyłącznie efekt, nie ważne jaką drogą osiągnięty.

      Usuń
  5. Dobrze, że dawno temu wyrosłem z tego, a własnych dzieci nie posiadam. Czasem tylko chodziłem do młodszego brata, ale on w porównaniu ze mną był aniołkiem, więc bez problemów. Później spokój. Chociaż... Kilka lat temu przeprowadziłem natarcie na szkołę. Nie tyle na belfrów, co bezpośrednio na dyrektora. Wystąpiłem w roli wkurwionego "wujka" mojego młodego przyjaciela i jakoś tam wspólnie zaradziliśmy (to jednak musi być współpraca, a nie tylko jedna strona winna). Teraz myślę, że dobrze, że oni również skończyli tę szkołę, do studiowania nie trzeba się wtrącać. ; )

    A strzelnica? Zawsze można zwizualizować odpowiednie osoby, również odstresowuje. ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wizualizacja strzelnicowa nie bardzo działa, bo ja z natury dobry człowiek jestem i z nastawieniem, że ja to ten mądrzejszy i fachowiec co mam im pomagać. :-/

      Usuń
    2. Najwidoczniej ja jestem z natury "zły", ale mnie to pomagało. :) Nie mniej jednak dobrze byłoby znaleźć własny sposób na radzenie sobie ze stresem. Jeśli nie sport, to może coś całkiem innego. Nie wiem, istnieją jakieś metody relaksacyjne i inne pierdoły. Wybacz, już się nie mądruję (sam warczę na ludzi zamiast coś zrobić z tymi nerwami). Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Masz całkowita rację, że to bardzo potrzebne - własna skuteczna metoda radzenia sobie ze stresem. Ja w każdym razie wciąż jej szukam. :-)

      Usuń