Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 6 stycznia 2016

458.Rutyna

Rutyną ułatwiamy sobie funkcjonowanie. Zanim wymyślono komputery i Ctrl+C & Ctrl+V, już tę operację znano i stosowano, rutyną ogólnie nazywając. Często okazuje się być postępowaniem praktycznym i pożytecznym, przyśpieszając i ułatwiając pracę, lecz bywa że wiedzie na manowce. Dzieje się tak wtedy, kiedy przeoczymy wystąpienie zmiany okoliczności, wymagającej innego postępowania. Dla ludzi, którzy tego nie przegapili, działanie niezmienione budzi emocje nieżyczliwe: śmiech, irytację, złość. Jeszcze gorzej, kiedy nie zmieniamy swego działania nawet wówczas, kiedy ktoś nam zwróci uwagę na zmianę uwarunkowań. 
A u nas klasyfikacja śródroczna odbywa się tak samo jak za króla Ćwieczka, kiedym pracę zaczynał, z dziwną niezdolnością wyciągnięcia wniosków z dokonanej po drodze rewolucji informatycznej, obejmującej m.in. dziennik elektroniczny, z którego dyrekcja może sobie wygenerować wszystkie potrzebne dane kilkoma (dosłownie - mniej niż dziesięcioma) kliknięciami myszy. Tymczasem u nas po staremu - wychowawca odczytuje wszystkie dane z kartki, którą sobie z tegoż dziennika elektronicznego wydrukował, a dyrekcja sobie notuje i potem sumuje, zestawia itp. To wszystko zajmuje czas realny, który nie bardzo jest jak uzgodnić z czasem proceduralnym w dzienniku elektronicznym. Powstaje bałagan, ale przecież... No jak to? Ale my się zawsze spotykamy i przedstawiamy... 

niedziela, 3 stycznia 2016

457.Dyskret

Numer posta jak kaliber działa lub torpedy lotniczej - 18 cali.

Właśnie kończy mi się wolne i wcale, ale to wcale mnie to nie cieszy. Naturalnie fajnie, że w ogóle było, lecz przerwa świąteczna jest dla mnie dość mało wypoczynkowa. Za dużo pewnych obowiązków rodzinnych do wykonania, żeby można było w pełni się zrelaksować. Zaraz po niej klasyfikacja śródroczna, co, zwłaszcza dla wychowawcy, oznacza kupę dość stresującej pracy (m.in. ~300 ocen z przedmiotu i >30 ocen zachowania). Do tego mrozy i krótkie ponure dni dokładają się do jesiennego stresu i ciągnącego się pierwszego półrocza, co dla mnie skutkuje włączeniem się obżarstwa, ze skutkiem wiadomym - wieloryb zamienia się w atrakcyjnego wieloryba. Atrakcyjnego dla fabryki tranu. W sumie więc przerwa była, ale wypoczynku - nie.

Emuś zaanonsował się, że wpadnie wracając po świętach. Naturalnie ani się pojawił. Zadzwonił w Sylwestra snując opowieść, jak to koniecznie musimy się spotkać, bo musi mi o czymś tam ważnym opowiedzieć. Ale teraz jest strasznie zajęty. OK, widać ta konieczność nie taka aż konieczna. Zważywszy, że w ferie planuje remoncik w domu, mogę spokojnie obstawiać, że przed ich rozpoczęciem się odezwie, a może nawet i objawi.

Swoją drogą przypomniało mi się osobliwe zdarzenie sprzed paru miesięcy. Otóż czas jakiś temu (rok czy dwa) Emuś poznał faceta. Pochwalił się zaraz, pokazał fotkę, opowiedział gdzie pracuje, jak się nazywa itp. OK, w porządku - dziecko się pochwaliło i tyle, przyjąłem do wiadomości i wegetuje się dalej. Znajomość Emuś utrzymał, o znajomym wspominał kilka razy mówiąc o nim per "Docent". Ksywa jak ksywa, tym bardziej że ów pan jest istotnie docentem. Jakoś w te wakacje, czy może już po rozpoczęciu roku coś się o nim zgadało i ja się zawahałem w połowie zdania, bo nie byłem pewien czy nie przekręcę nazwiska "No i ten twój docent... eee... Kowalski się nazywa?". A Emuś odstawił pantomimę - zbladł, stękał, wzrokiem wokół biegał. W pierwszej chwili nie rozumiałem co się dzieje. Pomyślałem, że może nie zrozumiał kogo mam na myśli, że może zbyt szybko narracja mi poszła, więc dodałem "No wiesz, ten twój znajomy z uczelni." A chłopię dalej robi Krosnego "Atak paniki". Z trudem wydusił z siebie "no tak." Wreszcie do mnie - ciemnoty skończonej - dotarło o co chodzi. Otóż Emuś najwyraźniej zapomniał, że mi kiedyś zdradził nazwisko i miejsce pracy docenta i wpadł w panikę skąd ja to wiem, dlaczego, na co, po co, co ja z tym mogę chcieć zrobić i w ogóle! 

Zrobiło mi się niemiło.