Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 7 października 2017

683.Pieczone kartofelki

Rodzinno-jubileuszowy obiadek - na szczęście już za mną. Obyło się bez spięć, ale jak zwykle trochę nerwów mnie kosztowały: perspektywa udziału i sam udział. Na jeszcze większe szczęście - chyba udało się bez napadu lękowego. Najlepszym z całej imprezy było to, że wszyscy narzekali na pieczone kartofelki, które były bardzo smaczne i dzięki temu było ich więcej dla mnie.
Na przystanku zaczepiła mnie jakaś młoda kobieta, rozpoznając jako tego, kto ją uczył historii. Niestety nie pamiętałem ani kiedy to było, ani jak się nazywała, a w ustaleniu szczegółów rekonstruujących mą pamięć przeszkodziło nadjechanie autobusu, na który czekałem. Cóż, jak się ma na koncie jakieś półtora tysiąca absolwentów, to niektórzy mogli wylecieć z pamięci. W sumie trochę szkoda, że ten autobus akurat przyjechał, bo była miła i miała słodkiego towarzysza, więc rozmowa mogła być sympatyczna, choć i tak bez znaczenia.

piątek, 6 października 2017

682.Sms

Niespodziewany sms od absolwentki z wychowawczej klasy:
"Panie Profesorze, na studiach jest cudownie, ale wielka szkoda, że Pana tu nie ma!" Przykre, że to kolejne z moich upośledzeń - nie umiem się czymś takim ucieszyć, nie potrafię czerpać z tego satysfakcji ani radości. Owszem, widzę w tym potwierdzenie, że może nie jestem taką zupełną bezużytecznością - dla niektórych uczniów i przez chwilę ich życia, jednak to tylko konstatacja bez głębszych oddziaływań. Dostrzegam, rejestruję jako dowód uznania, lecz nie absorbuję, nie używam do wzmocnienia, ani do budowy. Mam tu zupełnie inaczej niż Emuś, którego to rozpromienia i uskrzydla. Czuję, że gorycz pokryła wszystko tak grubą warstwą, że nic nie jest w stanie jej przebić.

wtorek, 3 października 2017

681.7 godzin

Praca w pracy, praca w domu, seriale oglądane po kilka odcinków, coraz krótsze dni. Smutek zagłuszany niemiłymi obowiązkami. Pilnuję, żeby nie schodzić poniżej 7 godzin snu, ale jest coraz trudniej. Opóźniam pójście do łóżka gnębiony głęboko skrytym wyrzutem sumienia: idąc do łóżka kończysz już nieodwracalnie dzień - kolejny zmarnowany na pustą, jałową, gorzką i niepotrzebną egzystencję.

Na tratwie Meduzy irytuje mnie gospodarka finansowa - na rzeczy ważne pieniędzy nie ma, a na zupełnie zbędne duperele wydaje się bezmyślnie. Głęboki absmak budzą we mnie plastikowo-smartfonowe pustaki, otwarcie olewające moją pracę i staranie.

Pomału i bez napinki testuję z czym najlepiej smakuje calvados. Coś owocowego to będzie, jak sądzę.