Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 7 października 2017

683.Pieczone kartofelki

Rodzinno-jubileuszowy obiadek - na szczęście już za mną. Obyło się bez spięć, ale jak zwykle trochę nerwów mnie kosztowały: perspektywa udziału i sam udział. Na jeszcze większe szczęście - chyba udało się bez napadu lękowego. Najlepszym z całej imprezy było to, że wszyscy narzekali na pieczone kartofelki, które były bardzo smaczne i dzięki temu było ich więcej dla mnie.
Na przystanku zaczepiła mnie jakaś młoda kobieta, rozpoznając jako tego, kto ją uczył historii. Niestety nie pamiętałem ani kiedy to było, ani jak się nazywała, a w ustaleniu szczegółów rekonstruujących mą pamięć przeszkodziło nadjechanie autobusu, na który czekałem. Cóż, jak się ma na koncie jakieś półtora tysiąca absolwentów, to niektórzy mogli wylecieć z pamięci. W sumie trochę szkoda, że ten autobus akurat przyjechał, bo była miła i miała słodkiego towarzysza, więc rozmowa mogła być sympatyczna, choć i tak bez znaczenia.

2 komentarze:

  1. ja zazwyczaj jak spotykam absolwentów to czuję się niezręcznie, oczywiście są wyjątki, ale zazwyczaj tak, zwłaszcza takich absolwentów, z którymi mój kontakt ograniczał się do ich siedzenia na moich lekcjach i mówieniu dzień dobry na korytarzu :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Dużą część uczniów pamięta się tylko tak długo, jak długo sprawdza się listę obecności. :-)

      Usuń