Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 5 sierpnia 2012

22.Noga od stolika

Na miłe rozpoczęcie niedzieli telespięcie z Schwester. Zaczyna miło i łagodnie, czy nie znalazłbym czasu, żeby przyprawić nogę do stolika, co ją kiedyś odjęli. Rozmawialiśmy o tym wczoraj, więc troszkę się zdziwiłem, bo obiecałem wtedy, że zrobię. Teraz więc powiedziałem, że nie ma problemu, tylko muszą mi przywieźć ten stolik, bo robota jest potencjalnie dość skomplikowana (dziwne mocowanie nogi + radosny spontan demontujących ją) i nie bardzo potrafię przewidzieć jakie narzędzia będą potrzebne. Może gdybym był zawodowym stolarzem, to bym potrafił przewidzieć, ale nie jestem i to jest jeden z kosztów bycia amatorem. Stolik jest stary (po dziadkach), więc robota delikatna. A jej się chyba wydaje, że taka naprawa to mazu-mazu klejem, przyłożenie nogi i po kwadransie już można na nim stepować. Poza tym źle mi się tam  u nich pracuje - kręcą się, przeszkadzają próbując na siłę być pomocni, doradzają choć nie mają o tym zielonego pojęcia, a ja potrzebuję w spokoju pomyśleć, brak profesjonalnego doświadczenia skompensować główkowaniem. Poza tym nie wiem czy da się to zrobić za jednym zamachem, a raczej wątpię. Tłuc się tam z narzędziami (zwłaszcza metrowe ściski!), wracać po coś, zostawić cały majdan, kiedy robota się przeciągnie - nie podoba mi się.

Na to Schwester się rzuciła, że co ja gadam, że to wykluczone, bo stolik nijak nie wejdzie do samochodu i żebym przestał wygadywać takie rzeczy. Kiedy wyjaśniłem dlaczego tak chcę, to się nadęła i obrażona pożegnała. Uwielbiam ludzi, którym tak szybko strzela agresja. Zwłaszcza w takiej kombinacji: coś od ciebie chcą, a kiedy tego nie dostają natychmiast na własnych warunkach, natychmiast reagują agresywnie, nie reflektując się nad motywacją stanowiska drugiej strony.

A tu zbicie przewiezienia stolika samochodem poszło zbyt szybko, żeby mogło być wynikiem rozważenia takiej opcji. Ja zaś wcale nie jestem taki pewny, czy stolik by nie wszedł, np. przy otwartym bagażniku. Ale w gruncie rzeczy chodzi nie tyle o ten stolik i samochód, ile o podejście Schwester: coś sobie zaplanuje, żeby było dla niej korzystne i oczekuje że to dostanie. W momencie napotkania jakiejkolwiek przeszkody skłaniającej do modyfikacji tych planów natychmiast strzela jej agresja.
Mogę sobie to wyjaśnić, że wynika to ze słabości charakteru - niepewnego siebie i z niskiej samooceny, uruchamiającej mechanizm lękowy w momencie konieczności podjęcia decyzji (sama przyznaje, że podejmowanie decyzji to dla niej męczarnia). Próbuje sobie ten lęk zmniejszyć planując wcześniej i wpada w panikę, kiedy plan się sypie, a ona musi go zmienić. A panikę odreagowuje agresją. Rozumowo to ja sobie to mogę ogarnąć, ale co z tego, kiedy emocjonalnie jest to odpychające (w sensie: odsuwające).

1 komentarz: