Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

wtorek, 3 kwietnia 2018

785.Dewar's Highlander

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za sied... a nie, czekaj, wróć, to było w tym samym miejscu co teraz. Pewnego dnia trafił w moje ręce stosik Newsweeków, a w nich między innymi reklamy z innego lepszego świata. W peerelowskiej szarzyźnie były jak tęcza na niebie - urzekające, kolorowe, atrakcyjne. Zachwycił mnie element jednej z nich - wizerunek górala destylarni John Dewar & Sons. Zawadiacko kroczący tamburmajor jak ze szkockiego pułku piechoty, w przepysznym galowym stroju i w bermycy z okazałą kitą, urzekł mnie po prostu. Jednego nawet wyciąłem i nakleiłem nad biurkiem.
Z wielkim żalem muszę dodać, że późniejsza ewolucja tej ilustracji poszła w nieładną, by nie powiedzieć - w paskudną, stronę, podobnie zresztą jak w przypadku Johnny'ego Walkera. Poniżej przepiękna stylowa reklama whisky "Dewar's White Label" z 1958 roku znaleziona na ebayu.


Osobliwym zrządzeniem losu, jakoś nigdy nie miałem okazji spróbować tej whisky. Highlander pozostawał wciąż pięknym, lecz smak trunku - nieznanym. Aż do dziś. Jakoś wczoraj ni stąd ni z owąd przyszło mi do głowy, że może warto by skosztować, jaki  ma smak ta najdłużej mi znana z nazwy whisky. Dziś w Auchan z zaskoczeniem zobaczyłem na półce właśnie tego białego Dewara! W domu z pewnym niepokojem spróbowałem odrobinę i bardzo się ucieszyłem. Bardzo smaczna, delikatna lecz wyraźnie czuć moc, miodowa nieco, gładka w smaku, jak dla karmiących matek. Miłe. W pewnym sensie, to jak domknięcie czegoś rozpoczętego w młodości, przed przeszło trzydziestu laty.

poniedziałek, 2 kwietnia 2018

784.Varia Wielkanocne

Dziś na szczęście święta we własnym domu. Wczorajsze odchorowałem, dopiero noc przyniosła jakąś ulgę. Teraz pranie nastawione, oświetlenie w szafie zamontowane, "Indiana Jones i królestwo kryształowej czaszki" oglądane (w kawałkach po kilka minut).  Wczoraj w nocy (właściwie to było już dzisiaj...) skończyłem dorzuconą w "Netflixie" przedostatnią porcję (10 odcinków, pół szóstego, ostatniego sezonu) "Teenwolfa". To zresztą była jedna z fajniejszych serii - pomysł z "Dzikim Gonem" był bardzo dobry.
Wczoraj w pewnym momencie minirodzinnej biesiady przyszła mi nagle myśl, której rozsądnie nie wypowiedziałem na głos: Szkoda, że siostrzeniec nie ma dzieci. Tak jak tam  w 5 osób siedzieliśmy, to koniec tej rodziny. Po nas już nikogo nie będzie.
Korzystając z "Easter Classics 33% off  selected products" złożyłem niewielkie zamówienie na figurki. Sam nie wiem czy to ma jeszcze jakiś większy sens niż przyzwyczajenie... 


niedziela, 1 kwietnia 2018

783.Ułomny

Ja.
Na umyśle.
Jakbym był pełnosprawny umysłowo, to bym się już przyzwyczaił, że rodzice są tacy jacy są i już się zmienią. A mi co jakiś czas puszcza, i zamiast trzymać język za zaciśniętymi zębami, odzywam się; bezsensownie przecież. 

Trzymałem się dzielnie i wytrwale długo, znosząc cierpliwie najróżniejsze dziwactwa. Bardzo długo. Aż... Schwester opowiadała jakie mieszkanie oglądała i wspomniała, że dwa pomieszczenia zostały podzielone szklaną ścianą. Na to matka przerywa z mieszanką zaniepokojenia i potępienia w głosie: - Nie powinno się tak robić! Przecież jak ktoś się potknie i poleci głową naprzód w tę szybę to ona w drobny mak i  tragedia gotowa!  

Gula w gardle podskoczyła radośnie i wystrzeliła w górę w kierunku mózgu by wyrzucić rozum z mocowań. Całe życie pracowitego budowania lęku w każdej możliwej sytuacji, każde zdarzenie, każda informacja doskonale nadawała się do wygłaszania "mądrości życiowych" na jednej melodii opartych: ojoj! nieszczęście będzie! Tragedia będzie! Archiwistyczna pamięć gromadząca wszelkie informacje o bliźnich bliższych, dalszych i najdalszych tworzyła przebogatą skarbnicę przykładów możliwych nieszczęść, jakie niechybnie spaść muszą na nas (Schwester i mnie). Przy tym - głębokie przeświadczenie o swoim trzeźwym optymizmie życiowym i wieczne wytykanie mężowi i jego rodzinie, że "prowokowali nieszczęścia wieszcząc je nieustannie, a to przecież samospełniająca się przepowiednia". Ona sączyła truciznę lękowego wychowania? Cóż za nonsens! Jedno jest tylko wyjaśnienie - mam obsesję. I już, włala, dobry nastrój przywrócony.