Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 7 września 2016

519.Dróżnik

Na tratwie popisowy bałagan, co krok wychodzą jakieś niedoróbki, niedobory i miny. Nerwy mamy szargane już od samego początku. Komunikacja wewnętrzna klapła nam jeszcze bardziej niż wcześniej, choć wydawało się, że już stała się deseniem na pokładzie. Teraz chyba próbuje zejść do zęzy. Nowa koleżanka jest w stanie szoku próbując ogarnąć naszą rzeczywistość; zastałem ją krążącą nerwowo po pustej sali, wachlującą się teczką i powtarzającą w kółko: "To niemożliwe! To niemożliwe! To niemożliwe!". A to przecież tylko najnormalniejsza  na naszej tratwie normalka.

O czym świadczy na przykład poniższa scenka:

-Panie Stasiu, a czemu brama wjazdowa jest otwarta? Tam uczniowie są.
-A bo podgląd mi się popsuł i nie widzę kto przed nią stoi, żeby wjechać lub wyjechać, więc musi być stale otwarta. Bo nie ma pieniędzy na naprawę.

Tak więc ważniejsza jest wygoda kierowców, którym wynajmujemy parking, niż bezpieczeństwo uczniów. Owszem jest nauczyciel dyżurujący, ale musi stać w charakterze ciecia bramnego przy tej otwartej bramie, przez co nie ogarnia dokładnie, lub w ogóle reszty terenu wokół szkoły na którym dyżuruje. 

Jutro mamy mieć nadzieję na udostępnienie do pracy rzeczy, które powinny być gotowe na 1.09. Hosanna!

Ja wracam ze szkoły jak z wirówki. Patrzę na nowe i stare klasy i mam wrażenie siedzenia przed kalejdoskopem - przesuwające się przed oczami zestawy twarzy, niektórych znanych, wielu zupełnie nowych. Czuję się jak dróżnik na zapomnianym przez Boga i DOKP posterunku, przed którego oczami przelatują pociągi z twarzami podróżnych w oknach. Tyle już było tych pociągów... i tak do siebie podobnych...

poniedziałek, 5 września 2016

518.Końce i początki

Chwile grozy wczorajszego wieczoru - nawałnica jaka przeszła przez środek miasta niosła ze sobą gradobicie. Donośność i nasilenie gradu walącego w okna autentycznie mnie przestraszyły; nigdy jeszcze nie bałem się tak bardzo, że mi wytłucze szyby. Nim zdążyłem dojść do okna, przez uchyloną na górze szparę wlało się tyle wody, że wyciekło po podłodze na dwa metry od okna. Kiedy wyjrzałem na zewnątrz widać było szarą wściekle kłębiącą się masę wody, widoczność nie przekraczała kilku metrów; nie mogłem dostrzec żadnego z domów naprzeciwko.

Ból głowy i karku niedwuznacznie sygnalizuje rozpoczęcie zajęć. Wyłażące co i rusz absurdy - że to polska szkoła i nasza Tratwa Meduzy.

Plan lekcji wręczony ze słowami: "Ale pamiętaj, że to się jeszcze zmieni!" Wiem, i to niejeden raz... Szkoda tylko, że reszta się nie zmienia.

Nagle precz odeszła cała ochota na jakiekolwiek modelarskie dłubaniny; rozgrzebane modele leżą w pudełku, niektóre już drugi rok.

piątek, 2 września 2016

517.Łagodne i agresorzy

Mściwość, pamiętliwość, dwulicowość, manipulowanie i nade wszystko różne formy pragnienia władzy - do wyboru i w pierwszym gatunku. Sam nie wiem - czy to ten zawód przyciąga ludzi o takich cechach? Czy też w zawodzie tym cechy te są budzone i wzmacniane, aż wyłażą na światło dzienne ludzkich poczynań? I czemu o wiele częściej obserwuję je u kobiet niż u mężczyzn w mojej profesji?

Pamiętliwość jest w pewnym stopniu przydatna, bo sprzyja konsekwencji postępowania i oceniania wychowanka. Pragnienie władzy ułatwia ogarnięcie i dyscyplinowanie klasy, co jest umiejętnością również przydatną w szkole. Nauczyciel konsekwentny i trzymający klasę w ryzach, to bardzo pożądany pracownik dla, jak sądzę, większości dyrektorów. 
Zarzut, że  nauczyciel nie potrafi utrzymać dyscypliny jest jednym z poważniej dyskwalifikujących w tym zawodzie. Podobnie - nauczyciel nie konsekwentny.
Tyle, że wszystko ma swą cenę i te cechy wzmacniane przekazem pochwalnym mogą się łatwo wymknąć spod kontroli i zaczną rządzić postępowaniem ich posiadacza poza salą lekcyjną. A to się robi dla współpracowników nieprzyjemne i groźne. Fajnie, jak belfer trzyma gówniarzerię krótko, ale zupełnie niefajnie, kiedy próbuje na podobną melodię pogrywać z nami.

Mogę sobie bez trudu wyobrazić, że dla niejednej osoby zabrzmię teraz jak męski szowinista i mizogin, lecz tak patrząc na swoje doświadczenia z pracy z belferstwem w liczbie jakiejś co najmniej półtorej setki trudno odpędzić wyraźnie wybijający się wniosek, że kobiety tworzą o wiele gorszy klimat współpracy niż mężczyźni. Można to ująć w ten sposób, że faceci traktują przestrzeń zawodową jako: wzajemnie respektowane własne rewiry oraz strefę neutralną w której każdy może być, a reagują ostro tylko wtedy kiedy ktoś naruszy rewir. Tymczasem sporo kobiet zachowuje się jak zdobywcy, dążący do narzucenia swojej dominacji wszystkim dookoła. 
Panuje powszechnie stereotyp, że to mężczyźni są agresorami, a kobiety to takie łagodne i koncyliacyjne, lecz w moim zawodzie nie dostrzegam potwierdzenia takiego obrazu. Raczej wprost przeciwnie. Być może to stereotyp jest fałszywy.  A może ten zawód tak działa?