Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 21 marca 2016

475.Koniec snu

No i mamy wiosnę. Ani się obejrzałem, jak zima przemknęła. Ledwie rok się zaczął, a już ćwiartka jego zbliża się ku końcowi. Coraz szybciej mija mi czas. Z wielkim trudem i wysiłkiem zmuszam się do pracy - ani w niej sensu, ani satysfakcji. Pewnie się wypaliłem. Pewnie należałoby zmienić ją na inną, lecz przecież nic innego nie umiem robić, wykształcenie moje do niczego innego się nie nadaje, a i żadnych znajomości, które by dały mi jakieś zaczepienie nie posiadam. Wszystko wskazuje na to, że czeka mnie już tylko coraz bardziej wyniszczająca wegetacja "przy tablicy", aż do wciąż nie nadchodzącego finału. Głowa nabita myślami o pracy nie pozwala skupić się na malowaniu, zauważyłem też, że prześlizguję się wzrokiem po tekście lektur. Branżowe forum w końcu padło i już tydzień mija, jak go nie ma. Optymiści wierzą, że wstanie, i to w nowej lepszej formie, lecz sceptycy powątpiewają, pamiętając wcześniejsze puste obietnice właściciela. Być może to ostatnie tęczowe forum w polskiej sieci właśnie zakończyło pewną epokę. Ja też czuję się jakby pad forum, nie do końca tylko symbolicznie, zamknął pewien etap w moim życiu: etap ostatnich, naiwnych prób odmiany losu i znalezienia sobie jednak kogoś bliskiego. Dziś te wszystkie anonse, randki, profile wydają się tak odległe, tak nierzeczywiste, jakby były snem. Snem śnionym we wciąż tej samej pustelni.

10 komentarzy:

  1. ..."aż do wciąż nie nadchodzącego finału"..., ale przecież tym finałem jest wizja (szczęśliwej) emerytury.
    Ze znalezieniem sobie bliskiej osoby jest jak z wyjazdem za granicę. Większość patrzy w tamtą stronę jak na ziemię obiecaną, gdzie będzie nam się szczęśliwie żyło, w dostatku, będziemy mieli własny dom z basenem, na kraju którego spożywane będą koktajle z palemkami. Często jest jednak inaczej. Mimo lepszej stopy życiowej, jesteśmy traktowani jak na dole drabinki społecznościowej.
    Szukając drugiej połówki także myślimy o szczęśliwym, długotrwałym związku. Ale ile takich faktycznie jest? Ilu na 100 się to udaje? Ile rozchodzi się po jakimś czasie szarpiąc sobie przed odejściem nerwy, naruszając emocjonalną stabilność?
    Tego, podobnie jak wyjeżdżając za granicę, nie widzimy. Brniemy na ślepo, bo tam jest lepiej, łatwiej, przyjemniej.
    A może te klocki poukładać sobie na rodzimym gruncie, aby było znośnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem skąd pomysł "szczęśliwej emerytury" - dogorywanie z coraz bardziej sypiącym się zdrowiem, głodową emeryturą (i zapewne koniecznością przeprowadzenia się do mniejszego mieszkania - z wszelkimi tego konsekwencjami) i świadomością nędznego bilansu życia, nader daleko odbiega od mojej, najbardziej nawet ekscentrycznej, definicji szczęścia.
      Naturalnie masz rację, że związek sam w sobie szczęścia nie oznacza, ani go nie czyni. Jednak człowiek potrzebuje pewnej (przynajmniej) dozy czułości, bliskości, towarzystwa itp.

      Usuń
  2. A to w necie nie ma innych miejsc do zawierania znajomości???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne że są, ale co to ma do rzeczy?

      Usuń
    2. OH, well: "a też czuję się jakby pad forum, nie do końca tylko symbolicznie, zamknął pewien etap w moim życiu: etap ostatnich, naiwnych prób odmiany losu i znalezienia sobie jednak kogoś bliskiego." - może jednak ma?

      Usuń
    3. OK, już rozumiem.
      Najpierw padła wiara, po niej wola, a po nich - forum. Tak więc istnienie bądź nieistnienie "innych miejsc do z.z." nie ma znaczenia.

      Usuń
    4. A, rozumiem, w tym przypadku sprawa jest o wiele cięższa. Acz nie beznadziejna, moim zdaniem. Wiara i wola są jak dżdżownica - regenerują się.

      Usuń