Wpadł z krótkimi odwiedzinami starożytny kolega, jeszcze ze szkolnych czasów. Widujemy się co kilka miesięcy. Drogi życiowe jakoś nas oddaliły. On - obabiony i rozmnożony heteryk, ja - samotny homo. On - własna firma i marka znana w swojej branży w całej Polsce, ja - anonimowy pracownik najemny. No i jeszcze mu się ostatnimi czasy odezwał lekki syndrom rabinacki.
Dziś kiedy jak zwykle o czymś sobie dyskutowaliśmy, nagle w trakcie rozmowy opadło mnie zniechęcenie do kontynuowania dyskusji. Siedziałem tylko i przysłuchiwałem się jego perorom. Poczułem że nie widzę sensu do przekonywania, względnie tłumaczenia komuś czegoś, kiedy jest on przekonany o swojej racji.
Rano miałem na podobnym tle spięcie z rodzicami - postanowili się (jak zwykle) dowartościować wydziwiając na sąsiadkę, że przez 60 lat życia w Polsce nie nauczyła się poprawnie po polsku mówić. Moje tłumaczenia, że to wcale nie musi być oznaką jej niskich zdolności, lecz czynników obiektywnych, puszczali mimo uszu. To że żyję z nauczania i mam na ten temat fachową wiedzę nie ma dla nich żadnego znaczenia - oni przecież wiedzą lepiej.
Fakt, że oni sami przez 40 lat nie potrafili nauczyć się jak sąsiadka ma na nazwisko i wciąż wymawiają je błędnie oczywiście zupełnie nie rzutuje.
Męczą mnie tacy ludzie.
bardzo ciekawe są dla mnie Twoje spostrzeżenia odnośnie tak prozaicznej czynności jak poprawna wymowa i poglądu na to Twoich rodziców.
OdpowiedzUsuńMam podobny problem jak Ty, większość rodziny bez ekonomicznego wykształcenia wie więcej o gospodarce, Balcerowiczu i jego poglądach niż ja absolwent trzeciej uczelni ekonomicznej w Polsce ;)
Bo Polak, a już szczególnie na łonie rodziny, jest znawcą wszystkiego. I żaden inteligencik mu nie podskoczy, gdyż jego wiedza nie z książek i innych pierdów płynie, lecz ze zdrowego pomyślunku, bo swój rozum ma! I nikt mu nie powie, że białe jest białe, a czarne jest czarne.
OdpowiedzUsuńmusiałbyś widzieć mojego tzw. ojca, kiedy jeszcze mieliśmy kontakt... przyjechałem do ich domu w jakiejś przerwie uczelnianej... i poprosiłem by podał mi tego pufa. a on: polonista i nie wie, że pufa to kobieta! zaczął się śmiać [zupełnie jak w reklamie tchibo]. wziąłem więc słownik języka polskiego i podałem mu na haśle puf, gdzie było napisane wyłącznie rodzaj męski. mina mu zrzedła i cały weekend się nie odzywał do mnie. kocham takich ludzi! [tu ocieram kąciki ust z wypływającego jadziku ironii]
OdpowiedzUsuńDobrze, że miałeś pod ręką słownik i uznał jego autorytet.:-)
OdpowiedzUsuńSkoro przy tatusiach jesteśmy, to mój kiedyś błysnął głębią dzieląc się z nami mądrością życiową:
"Kto w domu książki trzyma?! Po książki to się chodzi do biblioteki."
no cóż... jaka życiowa dewiza! :P a Ty się głowisz potem, gdzie je upchnąć :D
UsuńMądrkowanie w tematach sobie obcych przy bardziej kompetentnych.. ludzka ślepota wyższości.
OdpowiedzUsuńA jaka rozpowszechniona... :-(
UsuńTo w gruncie rzecz nic innego jak stary niby świat grzech pychy.
dokładnie, niczym nie wyeliminowany, jak trwamy my, tak i to 'dziadostwo' trwać będzie.
UsuńRaczej: po nas już dawno pamięć zaniknie, a te postawy będą spotykane nadal powszechnie.
OdpowiedzUsuńlecz tylko w gatunku ludzkim.
Usuń