To był ciężki tydzień. Zapieprz w rutynowych w gruncie rzeczy sprawach, bez jakichś ekstra nówek zadań. Co dzień sprawdzałem jedną klasę (tzn. sprawdziany jednej klasy). Dwa koła po lekcjach, jakieś dodatkowe poprawy. Wyjazd na indywidualne, które samo w sobie wystarczy, żeby skopać nerwy.
Koleżanka Piiiip, która najpierw przypieprzyła się do mnie i do moich dzieciaków, a potem popełzła nasłać na mnie dyrekcję.
Od początku tygodnia brałem drugie śniadanie i wracałem z nim do domu, bo nie było kiedy się za nie wziąć. Dopiero w piątek udało mi się je zjeść. Kiedy dziś znów jako ostatni wyszedłem z roboty miałem wrażenie, że pęka mi głowa - organizm wreszcie zaczął odreagowywać kilkudniowe napięcie. Ot, nagroda taka za ciężką pracę.
Kiedy kładę się spać trudno odpędzić natrętne myśli o samotności, o pustce. Ale się staram.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz