Ze Schwester umówiliśmy wpaść do rodziców pomóc w przygotowaniach świątecznych. Gdyby o nas tylko chodziło, to żadnych świąt byśmy nie urządzali, ale naszym rodzicom, a zwłaszcza matce, wydaje się, że o niczym innym nie marzymy. Werbalnych i niewerbalnych komunikatów o rzeczywistym stanie rzeczy w tej kwestii nie przyjmuje do wiadomości.
Umówienie się - jak zwykle ze Schwester, to znaczy mamy być o 14.00, a kwadrans po 12. w telefonie słyszę: "- Kiedy będziesz? Bo ja już jestem! Pośpiesz się." Niskie ciśnienie krwi mi nie grozi.
Umówienie się - jak zwykle ze Schwester, to znaczy mamy być o 14.00, a kwadrans po 12. w telefonie słyszę: "- Kiedy będziesz? Bo ja już jestem! Pośpiesz się." Niskie ciśnienie krwi mi nie grozi.
Na miejscu zgodnie z przewidywaniami obrona Okopów Świętej Trójcy - ojciec nabzdyczony że córka nie sprząta tak, jak on uważa że "się robi", rzuca się bronić skarbów - cenności nagromadzonych a ruszonych porządkami. Matka by to powywalała na śmietnik, ale jemu się włącza tryb "DZIAD" i broni. Jak lew. Nieważne, że do niczego się coś nie przyda i tylko zagraca mieszkanie, on w tym widzi cenne dobro materialne, którego pozbycie się ku nędzy blisko go przywiedzie i katastrofą życiową nieledwie będzie. Praktyczna przydatność nie ma żadnego znaczenia, liczy się świadomość posiadania, a bardziej jeszcze - dotkliwa rana w razie utraty.
Na przykład stara bateria. Z rok czy dwa lata temu wymieniłem im na nową, bo ciekła, a nie dało się naprawić przez wymianę uszczelek czy głowicy. Z nowej baterii bardzo zadowoleni. Sądziłem, że starą wyrzucili, jak była o tym mowa, ale okazuje się, że głupi ja. Dziś znalazłem starą i pytam gdzie wyrzucają takie odpadki. Skok pantery. Zmrużone oczy i lodowaty syk, przywodzący na myśl najgorsze wspomnienia, które dławić mnie będą jeszcze w ostatniej godzinie życia.
- Nikt tego nie wyrzuci. To porządna bateria. Jak ta się popsuje, to ta będzie jak znalazł. Nikt nie będzie wymieniał baterii z powodu uszczelki. Idiota tylko.
- Przecież to jest stara bateria, którą trzeba było wymienić, bo nie dało się jej naprawić.
- Nic. Bardzo dobra jest. Założy się ją, jak ta się popsuje. Ja nie będę jak głupi kupował nowej baterii z powodu jednej uszczelki.
- To dlaczego tę trzeba było zdemontować i założyć tę, co jest teraz?
- Zostaw. Niczego nie będziesz wyrzucał.
Matka prosiła, żeby zawiasy w drzwiach do łazienki nasmarować bo skrzypią. Nasmarowałem, ale skoro już jestem ze smarem, to chcę sprawdzić pozostałe. "Zostaw, nie trzeba, tylko te skrzypiały, zostaw, nie ruszaj!"
"Zgrzyyyyyt" Jedne. "Zgrzyyyyyt" Drugie.
"Zostaw! Nie dasz rady!" "One ciężkie są, było nie ruszać!" "Nie tak to się robi!" "Zaczekaj, ja ci przyniosę łapkę z piwnicy" "Ty nigdy nie chcesz posłuchać!" "Ja mówiłem, żebyś nie zdejmował, no to teraz nie założysz z powrotem." "Jak zawiasy nie w linii?! A jak wisiały na nich to dobrze było?! Ta, wypaczyły się! Takie drzwi porządne w okleinie i wypaczyły się!" "Że skrzypiały... Drzwi są, to skrzypią."
Coraz częściej się przewraca. W tym tygodniu już dwa razy. Wczoraj matka omal nie zadzwoniła w nocy po mnie, bo się bała że nie da rady go podnieść. Mimo rozciętej głowy zrobił jej dziką awanturę, żeby się nie ważyła dokądkolwiek dzwonić, także po pogotowie, bo uznała, że taką ranę to powinno się szyć. A wyłożył się, bo nie trafił w krzesło. Krzesła fatalne - niestabilne, wywrotne, jednym słowem niebezpieczne, nawet dla zdrowego i sprawnego. Jedno już się kiedyś pod matką rozsypało, cud i łaska boska, że sobie wtedy poważnej krzywdy nie zrobiła. Nie-is-tot-ne. TO BARDZO PORZĄDNE, PRZYZWOITE I SOLIDNE KRZESŁA. STYLOWE. Acha-cha-cha, jacy wy idioci jesteście, że chcecie się TAKICH krzeseł pozbywać! Z głupim byłeś i się widziałeś! TE KRZESŁA TU ZOSTAJĄ.
Tylko to jest rosyjska ruletka - za którym upadkiem połamie się tak, że już z łóżka nigdy nie wstanie? Nie wytrzymałem jego głupoty i tego szyderczego rechotku, który mi najgorszymi koszmarami w uszach dzwoni i powiedziałem, że jak się połamie przez te cholerne krzesła, i zostanie przykuty do łóżka, to nie on będzie wokół siebie robił, tylko my wszyscy. Na to wygłosił w swoim najlepszym stylu: "Pielęgniarka z państwowej opieki będzie się mną zajmowała, bo w TEJ rodzinie to na ŻADNĄ pomoc JA liczyć nie mogę." Do żony właśnie gotującej mu obiad, córki szorującej kuchnię i syna odkurzającego salon.
Siostrzeniec z niezadowoleniem skomentował zaangażowanie swojej matki w dzisiejsze sprzątanie dziadkowej chałupy, o czym z typową dla siebie skwapliwością doniosła mi moja matka (jego babka). Nie podoba mu się, że niewiośniana już matka sprząta dom dziadków, zamiast zająć się swoim sprawami i oszczędzać zdrowie, podczas gdy dziadek absolutnie nie chce słyszeć o tym, by wynająć osobę do sprzątnięcia domu. Siostrzeniec rozumuje nowocześnie, zdrowie i wysiłek więcej warte od pieniędzy, które są. Wkurza go, że dziadek nie zgadza się na wydanie cudzych pieniędzy, ale żeby rodzina wykonała pracę to już chętnie (choć jednocześnie zarzeka się, że nie potrzebuje żadnej pomocy!). Nie może pojąć, że dziadunio ma mentalność folwarczną - nie wydaje się pieniędzy na coś, co ktoś może zrobić za darmo. Cóż, chłopak nie słyszał złotej myśli, wygłaszanej do nas przy niezliczonych okazjach: "Od tego MAM was."
- Nic. Bardzo dobra jest. Założy się ją, jak ta się popsuje. Ja nie będę jak głupi kupował nowej baterii z powodu jednej uszczelki.
- To dlaczego tę trzeba było zdemontować i założyć tę, co jest teraz?
- Zostaw. Niczego nie będziesz wyrzucał.
Matka prosiła, żeby zawiasy w drzwiach do łazienki nasmarować bo skrzypią. Nasmarowałem, ale skoro już jestem ze smarem, to chcę sprawdzić pozostałe. "Zostaw, nie trzeba, tylko te skrzypiały, zostaw, nie ruszaj!"
"Zgrzyyyyyt" Jedne. "Zgrzyyyyyt" Drugie.
"Zostaw! Nie dasz rady!" "One ciężkie są, było nie ruszać!" "Nie tak to się robi!" "Zaczekaj, ja ci przyniosę łapkę z piwnicy" "Ty nigdy nie chcesz posłuchać!" "Ja mówiłem, żebyś nie zdejmował, no to teraz nie założysz z powrotem." "Jak zawiasy nie w linii?! A jak wisiały na nich to dobrze było?! Ta, wypaczyły się! Takie drzwi porządne w okleinie i wypaczyły się!" "Że skrzypiały... Drzwi są, to skrzypią."
Coraz częściej się przewraca. W tym tygodniu już dwa razy. Wczoraj matka omal nie zadzwoniła w nocy po mnie, bo się bała że nie da rady go podnieść. Mimo rozciętej głowy zrobił jej dziką awanturę, żeby się nie ważyła dokądkolwiek dzwonić, także po pogotowie, bo uznała, że taką ranę to powinno się szyć. A wyłożył się, bo nie trafił w krzesło. Krzesła fatalne - niestabilne, wywrotne, jednym słowem niebezpieczne, nawet dla zdrowego i sprawnego. Jedno już się kiedyś pod matką rozsypało, cud i łaska boska, że sobie wtedy poważnej krzywdy nie zrobiła. Nie-is-tot-ne. TO BARDZO PORZĄDNE, PRZYZWOITE I SOLIDNE KRZESŁA. STYLOWE. Acha-cha-cha, jacy wy idioci jesteście, że chcecie się TAKICH krzeseł pozbywać! Z głupim byłeś i się widziałeś! TE KRZESŁA TU ZOSTAJĄ.
Tylko to jest rosyjska ruletka - za którym upadkiem połamie się tak, że już z łóżka nigdy nie wstanie? Nie wytrzymałem jego głupoty i tego szyderczego rechotku, który mi najgorszymi koszmarami w uszach dzwoni i powiedziałem, że jak się połamie przez te cholerne krzesła, i zostanie przykuty do łóżka, to nie on będzie wokół siebie robił, tylko my wszyscy. Na to wygłosił w swoim najlepszym stylu: "Pielęgniarka z państwowej opieki będzie się mną zajmowała, bo w TEJ rodzinie to na ŻADNĄ pomoc JA liczyć nie mogę." Do żony właśnie gotującej mu obiad, córki szorującej kuchnię i syna odkurzającego salon.
Siostrzeniec z niezadowoleniem skomentował zaangażowanie swojej matki w dzisiejsze sprzątanie dziadkowej chałupy, o czym z typową dla siebie skwapliwością doniosła mi moja matka (jego babka). Nie podoba mu się, że niewiośniana już matka sprząta dom dziadków, zamiast zająć się swoim sprawami i oszczędzać zdrowie, podczas gdy dziadek absolutnie nie chce słyszeć o tym, by wynająć osobę do sprzątnięcia domu. Siostrzeniec rozumuje nowocześnie, zdrowie i wysiłek więcej warte od pieniędzy, które są. Wkurza go, że dziadek nie zgadza się na wydanie cudzych pieniędzy, ale żeby rodzina wykonała pracę to już chętnie (choć jednocześnie zarzeka się, że nie potrzebuje żadnej pomocy!). Nie może pojąć, że dziadunio ma mentalność folwarczną - nie wydaje się pieniędzy na coś, co ktoś może zrobić za darmo. Cóż, chłopak nie słyszał złotej myśli, wygłaszanej do nas przy niezliczonych okazjach: "Od tego MAM was."