Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 20 grudnia 2017

718.W latyfundium księcia ministra

Dodatkowe objawy skłoniły mnie do rezygnacji ze standardowego traktowania dolegliwości i poigrania za śmiercią (zgodnie z prawem Moliera: człowieka zabija choroba albo lekarz) w formie udania się do lekopoza. Naiwne złudzenie, że po pół godzinie będę szczęśliwym posiadaczem recepty i L-4 ustawionym na prostym torze do wyzdrowienia, zostało rozwiane jednym zamaszystym ruchem pieczątki. Zostałem wykopany na ostry dyżur i tam zaznawałem pierwszy raz w życiu frajdy poznawania systemu ochrony zdrowia publicznego od strony mi nieznanej. Nie polecam. Od wejścia do wyjścia bite 7 godzin, jak w zegar strzelił. 
Współczuję lekarzom tam pracującym warunków pracy - ilość tekstu, którą muszą wyprodukować robi niemiłe wrażenie. Miałem poczucie bycia pretekstem do wykonania procedur. I to czekanie, czekanie, czekanie... na wezwanie, które może nastąpić w każdej chwili, a następuje po 2, albo 3 godzinach. Wyszedłem czując się dużo gorzej (chorzej) niż czułem się wchodząc tam. Nie jest to chyba najlepsza rekomendacja dla placówki medycznej.  Zaznaczam - nie mam pretensji do ludzi, bo widzę w jakich warunkach funkcjonują, a nie oni je sobie przecież stworzyli.
Jak siedziałem, tak patrzyłem. Uderzyła mnie rozpoznawalność stanów (w sensie socjologicznym, nie medycznym) w osobach przemieszczających się labiryntem pomieszczeń. Profesory kroczące wyniośle, roztaczające wokół siebie zniewalający czar feudalizmu. Zwykli lekarze z zalataniem w oczach pośpiesznie pędzący do drugiej lub trzeciej roboty. Pielęgniarki z tym charakterystycznym poczuciem swojego rewiru, i przekonaniem że na leczeniu znają się lepiej od niejednego medyka. Sanitariusze jak z jednego kloca rżnięci: flegmatyczni, brzuchaci, z taką januszową sprezzaturą. Ratownicy medyczni swoistym połączeniem luzu z gotowością do natychmiastowego działania przywodzący na myśl frontowych weteranów. I studenci poruszający się w parkach lub gromadkach, łatwi do odróżnienia - z wczesnych czy późnych roczników. Zwróciłem uwagę, jak wielu z tych studentów to ładni i bardzo ładni chłopcy. Jakby w komisji rekrutacyjnej same baby i pedały siedziały. Doktor o Zgrabnym Tyłeczku będzie miał godnych następców.

10 komentarzy:

  1. A TY niedobry, zamiast siedzieć w domu cicho to wykorzystujesz czas lekarzy i ogólnie - służby zdrowia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie. Mam poczucie (być może czarnoniewdzięczne i niesprawiedliwe), że odegrałem rolę wręcz dobroczynną - umożliwiłem im odfajkowanie całego szeregu procedur, za które placówka dostanie jakieś talary od NFZ.

      Usuń
  2. primo ZUS ZLA a nie Lç
    Secundo byles na SOR a SOR jest platny ryczaltem. A wiec przyniosles strate szpitalowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy pacjent podrzutek i szkodnik. Jak stonka od Amerykanów. ;-))

      Usuń
    2. No coz, widze ze czujesz ducha czasu. Tyle ze szkodnikow to w dawnym czasie wiesz, inaczej traktowano. Taki jeden Josif napisal papiurek o szkodnictwie i kontrrewolucji a i Feliks polskiego pochodzenia mu organizowal aparat korekcyjny...

      Wiec szkodnikow likwidowano. Fizycznie. Tys bodajze historyk wiec co mi tam pisac

      Usuń
    3. Łapiduchy dopiero się rozkręcają - kto ich tam wie, co mi jeszcze przepiszą i czy sprzątną mnie lekiem czy badaniem? :-D

      Usuń
    4. Ludzie zdrowi psychicznie nie chodza do lekarzy

      Usuń
    5. Tylko czasem ZUS ZLA jest potrzebne. :-(

      Usuń
  3. Czyli pewnie dostałeś kolor zielony w segregacji (nie lubię tego słowa w tym znaczeniu) SOR. W różnych placówkach czeka się maksymalnie różną ilość czasu. Od 3 godzin do nawet 10.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem że się segreguje w tym miejscu i jest to zrozumiałe.

      Usuń