Zmęczenie daje o sobie znać, choć to dopiero połowa tygodnia, a jutro bieg maratoński i pojutrze na średnim dystansie. Nie mam siły na zrobienie czegokolwiek nowego do pracy - jadę na dotychczasowych co mnie niezbyt satysfakcjonuje. Nie wyobrażam sobie w tych warunkach sprawdzania jakichkolwiek prac.
Nowe zasady bezpieczeństwa kruszą się i rozbijają o niewzruszone skały przyzwyczajeń personelu - w bufecie jak był tłum tak jest, rysunek na ławce zastany w poniedziałek zdradza w środę, że żadna szmatka z płynem dezynfekcyjnym nawet się doń przez trzy dni nie zbliżyła.
Pilnowanie jakichś minimalnych standardów snu kiepsko mi wychodzi. Wczoraj zarwałem kawał nocy, żeby dokończyć ostatni tom ennealogii Robin Hobb o przygodach Bastarda i Błazna. Wzruszyłem się zakończeniem. Rankiem po przebudzeniu zdałem sobie sprawę, że rozmyślam o tej lekturze.
U mnie w pracy nikt już nie pilnuje maseczek, dezynfekcji czy czegokolwiek. Ja wciąż chcę by mieli maski, daję im płyn do rąk a pomiędzy jazdami przecieram wszystko co dotykają płynem. Tylko nie wiem po co.
OdpowiedzUsuń"Brudu się nie brzydzę, wirusa nie widzę!" - jakby rozlegało się zewsząd. :-(
UsuńWeź mnie nie strasz! Już sobie zacząłem wyobrażać nie wiadomo co (a wszystko coraz bardziej tragiczne), a tu chodzi o zwykłe zakończenie dziewięcioksięgu pani Robin Hobb? Foch!
OdpowiedzUsuńHisteryk. ;-P
Usuńwszędzie to już tak chyba wygląda. Jak się okazało, że nie umieramy pęczkami to się wszystko poluzowało ;)
OdpowiedzUsuńU nas albo - albo. Jakby polskość była odmianą choroby dwubiegunowej. ;-)
Usuńu nas jest białe albo czarne nie lubimy szarości ;)
UsuńNo właśnie. Ostatnio przyszedł kolega i odnośnie zarazy przytoczył tytuł programu mówiąc: "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie..."
OdpowiedzUsuńNawet w autobusach i tramwajach zmniejszono strefę bezpieczeństwa, przesuwając ją w zasadzie na kabinę prowadzącego.
Przypomnijcie sobie jaka była panika, jak znajdowano 50 przypadków dziennie, a jak to wygląda dziś.
Nikczemni rządzący dają głupcom zachętę do niewiary w zagrożenie.
Usuń