Zasuwam po tartanie.
Włodzimierz Wysocki
O! Już piątek! Jeszcze tylko sześć tygodni do świąt. Chwilowo nic nie boli - cóż za luksus! Pytanie nieodparte: kiedy i co zaboli. Grunt to pozytywne myślenie, rzecz jasna.
Zaliczyłem dywanik. Nie w tym sensie, że się wykopyrtnąłem ze starczego zniedołężnienia, lecz w tym że zostałem wezwany na mostek. Okazało się że oburzyłem suwerena. Zbulwersowani relacją pociechy rodzice poszli na skargę do dyrekcji, żeby zrobiła porządek z tym "lewakiem" co ich dziecko indoktrynuje i świętości narodowe szarga. Znaczy ze mną. Dyro przeprowadził w związku z tym rozmowę dyscyplinującą udzielając wskazówek na miejscu. No bo co innego może? Spławić rodziców nie bardzo może, bo polecą do kuratorium, a stamtąd aż tu słychać tupot nóg, którymi przebierają, żeby się dorwać do jakiegoś nieprawomyślnego i wykazać się przed naczalstwem dobrej zmiany z jedyną słuszną wersją historii. Wymowne było to, że rodzice owi nie przyszli do mnie, żeby wyjaśnić sytuację i ewentualnie dać bohaterski odpór lewactwu wprost, tylko z osobliwą "odwagą" potruchtali cichcem do dyrektora, aby ten, z zachowaniem ich anonimowości, załatwił (za nich) sprawę.
Na to wszystko mogę tylko wzruszyć ramionami, bo nie wiem nic w podstawowej kwestii: co dziecię im powiedziało - czy wierną relację z moich lekcji (byłbym szczerze zdziwiony), czy też swoje odczucia (bądź: emocje) przebrane w moją (rzekomą) wypowiedź. Na podstawie swojego doświadczenia zawodowego obstawiałbym raczej ten drugi przypadek, lecz nie jestem w stanie tego wyjaśnić, bo rodzice do mnie się nie zwrócili.
Nie zamierzam uczyć "jedynej słusznej aktualnie" wersji historii - byłoby to głęboko nieuczciwe wobec młodych ludzi, którzy przychodzą na moje lekcje. Moim obowiązkiem jako nauczyciela jest pokazywać im złożoność świata w jakim żyją, w nadziei, że pomoże im to w ich własnym życiu, choćby w maleńkim zakresie - uświadamiając, że życie, ludzie i ich wybory są skomplikowane, niejednoznaczne i nie poddające się czarno-białemu etykietkowaniu, jakże miłemu głupcom.
Zaliczyłem dywanik. Nie w tym sensie, że się wykopyrtnąłem ze starczego zniedołężnienia, lecz w tym że zostałem wezwany na mostek. Okazało się że oburzyłem suwerena. Zbulwersowani relacją pociechy rodzice poszli na skargę do dyrekcji, żeby zrobiła porządek z tym "lewakiem" co ich dziecko indoktrynuje i świętości narodowe szarga. Znaczy ze mną. Dyro przeprowadził w związku z tym rozmowę dyscyplinującą udzielając wskazówek na miejscu. No bo co innego może? Spławić rodziców nie bardzo może, bo polecą do kuratorium, a stamtąd aż tu słychać tupot nóg, którymi przebierają, żeby się dorwać do jakiegoś nieprawomyślnego i wykazać się przed naczalstwem dobrej zmiany z jedyną słuszną wersją historii. Wymowne było to, że rodzice owi nie przyszli do mnie, żeby wyjaśnić sytuację i ewentualnie dać bohaterski odpór lewactwu wprost, tylko z osobliwą "odwagą" potruchtali cichcem do dyrektora, aby ten, z zachowaniem ich anonimowości, załatwił (za nich) sprawę.
Na to wszystko mogę tylko wzruszyć ramionami, bo nie wiem nic w podstawowej kwestii: co dziecię im powiedziało - czy wierną relację z moich lekcji (byłbym szczerze zdziwiony), czy też swoje odczucia (bądź: emocje) przebrane w moją (rzekomą) wypowiedź. Na podstawie swojego doświadczenia zawodowego obstawiałbym raczej ten drugi przypadek, lecz nie jestem w stanie tego wyjaśnić, bo rodzice do mnie się nie zwrócili.
Nie zamierzam uczyć "jedynej słusznej aktualnie" wersji historii - byłoby to głęboko nieuczciwe wobec młodych ludzi, którzy przychodzą na moje lekcje. Moim obowiązkiem jako nauczyciela jest pokazywać im złożoność świata w jakim żyją, w nadziei, że pomoże im to w ich własnym życiu, choćby w maleńkim zakresie - uświadamiając, że życie, ludzie i ich wybory są skomplikowane, niejednoznaczne i nie poddające się czarno-białemu etykietkowaniu, jakże miłemu głupcom.
Nigdy nie było "prawdziwej" historii, była ta wygodna tudzież narzucona. Zauważyłem to stosunkowo wcześnie porównując wersję opowieści dziadka i nauczyciela w podstawówce. Wraz z postępem powinno być lepiej, a my dalej jak barany... A wiesz, że brakuje mi tych dywaników u przełożonych.
OdpowiedzUsuńDlatego raczej staram się nie podawać gotowych ocen, tylko wskazuję na różne punkty widzenia, wskazuję wątpliwości, zwracam uwagę, że nie wszystko jest takie, jak w rozpowszechnionych mitach. Dla niektórych - dziś ośmielonych - to nie do przyjęcia, gdyż oni mogą zaakceptować tylko uproszczoną, jednowymiarową i jednoznaczną historię.
UsuńJeśli podaję oceny zdarzeń, to starannie podkreślam, że to moja ocena, lecz oparta na stanie badań, a nie powszechnie przyjęta interpretacja historyczna.
Słuszne podejście, ale w szkolnictwie obowiązuje raczej narzucony program i wiedza podręcznikowa, stąd zapewne dywanik...
UsuńPS. Wylałem wódkę, ale wypiłem kawę i palę kolejnego papierosa, a żołądek ostro się zbuntował... Może prześlesz mi te 10 kg jakoś mailem?
Tylko co zrobić, kiedy w podręczniku wciąż głupoty? Na przykład wyssane ze szwabskiego palca 17 tys. zabitych i 9 tys. rannych Niemców w powstaniu warszawskim. System promuje nauczycieli, którzy klepią choćby bzdury, byle w zgodzie z podręcznikiem/podstawą programową, a nie zachęca tych, którzy modyfikują swoją wiedzę w oparciu o nowoczesną literaturę przedmiotu.
UsuńPrzesłałbym te 10 kg, ale format niezgodny z wymaganym przez maila. :-)
Chciałoby się rzec - co ja na to poradzę... Jestem tylko byłym najemnikiem, obecnie gównem - nie znam się.
UsuńWierzę jeszcze naiwnie, że prędzej czy później historia oceni każdego.
Dziś widzimy jak w praktyce wygląda to ocenianie - kieszonkowi dyktatorzy próbują narzucić z góry oceny.
UsuńWidzę to też bardziej z własnej perspektywy. Byłem w kilku miejscach. Początkowo nawet wierzyłem, że jest to słuszne )młode łyka idee...), później świadomie działałem tak a nie inaczej, bo jak widać do niczego innego się nie nadaję. Jak historia ocenia bieżące konflikty? Tutaj jest sporo rozbieżności, gdzie dopiero w przeszłości.
UsuńSorry... Dawno nie rozmawiałem z ludźmi. Głównie z moimi psicami - nie zawracam. Ale dzięki, że jeszcze mnie pamiętasz.
UsuńCóż, historia jest nauką społeczną, opowiada o ludziach i ich wyborach, oraz ocenia ich - już choćby z tego zakresu przyciąga i pobudza emocje, co sprawia że trudno zachować zrównoważenie i dystans.
UsuńNie ma za co dziękować - jesteś chyba najbardziej tajemniczym z moich Komentujących, co pobudza wyobraźnię i podtrzymuje pamięć. :-D
Jaka tajemnica... Powtarzam - gówno, ścierwo.
UsuńMogę napisać coś niekoniecznie publicznie?
UsuńJasne.
Usuńmail...?
UsuńJest w tym pewna logika. :-)) Tylko nie bardzo mam ochotę podawać publicznie adres, bo kolejną skrzynkę mi spam zasyfi.
Usuń
Usuńpan_czarny@onet.pl ... ale... kurwa, sorry, narzucam się.
Nie jojcz. Poszło. ;-P
UsuńJak to czytam, to się ciesze, ze nie podjęłam pracy zgodnej z wykształceniem. Jak to się szybko zmieniło... Jeszcze kilka lat temu jak miałam praktyki w szkole, uczono mnie, że mam być apolityczna, wskazywać na różne poglądy, różne możliwości myślenia, ale nie narzucać jednej słusznej. A teraz, jak widzę, trzeba narzucać.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zawsze jest grupa ludzi, którzy źle znoszą wielość i inność. Bliska im jest jedna prosta opowieść o świecie i dzięki niej czują się lepiej, bo bezpieczniej, gdyż ten świat wydaje się troszkę mniej groźny i skomplikowany. Dziś, dzięki przekazowi z różnych ośrodków władzy, czują się ośmieleni do żądania, by eliminować przekazy inne niż ten, z którym czują się dobrze - przekazy skomplikowane, nie oferujące prostej krzepiącej gratyfikacji.
UsuńWas soll das?! Achtung! Ich verstehe Dich nöd. Sag mal noh öpis. Ich bin doch in Polen xi.
OdpowiedzUsuńCzlowieku. Jest takie lwowskie powiedzenie , ktore poznalem na popijawie w Genewie, brzmi ono: Man kann schwimmen, man kann tanzen, aber nimmer mit Zasrancen.
Masz podstawe programowa? Jak bylem na szkoleniu w lokalnej policji to zawsze to samo. Wojne wolno przegrac, ale papiery musza sie zgadzac.
Pilnuj sie, bo dzis patriotyzm to nalepka Polski Walczacej na Tylkna Klape Volkswagena Passata Combi w Tedeiku koniecznie 1.9 litra.
:-D Powiedzenie - CUDO! :-D
UsuńPodstawa programowa jest napisana tak ogólnie, że trzeba się napracować, żeby za nią wyleźć. Rzecz się rozgrywa o fakty i oceny zdarzeń.
RDA-Prinzip to wiesz - Rette deinen Arsch.
UsuńPrzypominam ze pracujesz w kraju odnowy moralnej i dekomunizacji. A Tys pewnie ukryta zakamuflowana opcja sowiecka/niemiecka/gejowska/cyklista pewnie na dodatek.
Im mniej na mostku o Tobie slychac tym lepiej.
Zły niedźwiedź chodził po lesie i tylko czekał, aby komuś przyłożyć. Zobaczył zajączka:
- Ty, zając, czemu chodzisz bez czapki?
I łup go!
Idzie dalej, zobaczył wilka.
- Wiesz co, mam ochotę komuś przyłożyć...
- No to idziemy do zająca...
- Ale już dostał, głupio jakoś...
- Pretekst zawsze się znajdzie. Poprosisz go o papierosa. Jak da z filtrem, to powiesz, że chciałeś bez filtra. Jak da bez filtra, to powiesz, że chciałeś z filtrem.
Poszli do zajączka.
- Cześć zajączku, poczęstuj mnie papierosem.
- Chcesz z filtrem czy bez filtra?
- Zając, ty znowu bez czapki chodzisz...
Teoretycznie masz rację, ale w praktyce nie mam ochoty siedzieć jak mysz pod miotłą i gryźć się w język w co drugim zdaniu. Niepraktyczna życiowo postawa, wiem...
UsuńO, to jak ja ostatnio wyrzuciłem młodego z lekcji, bo już przekroczył granicę - to może i teraz ja polecę na dywanik :D
OdpowiedzUsuńCiesz się, że możesz wyrzucić z lekcji - w szkole zrobić tego nie wolno. :-)
UsuńJa prdl. 24 komentarze, choć część to wymiana zdań.
OdpowiedzUsuńJuż to kiedyś pisałem, cieszę się, że nie poszedłem do zawodu, bo pewnie by mnie zawód spotkał.
Swoją drogą to dobrze móc czasami zwalić część roboty na górę. Dziś tak zrobiłem odnośnie układu torowego stacji RCL. Zadzwoniłem do "dyrekcji" i dałem im problemy do rozwiązania, bowiem sam nie jestem w stanie tego zrobić. Wszak w papierach to oni to firmują, to niech się czasem za coś zabiorą. Więc wzywanie na dywanik, czasem można obrócić w drugą stronę. Idziesz na dywanik i dajesz problem do rozwiązania, a niech się też pomęczą.
Istotnie, tak bywa. Może nie zadziałać, kiedy góra jest biegła w spychologii.
Usuń