Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

wtorek, 3 maja 2022

1224.Problem spotkań z absolwentami

Ciąg dalszy odpowiedzi na komentarz Polly do blotki nr 1223.

Tylko na takich spotkaniach czuję się nieco niezręcznie. Nie jestem dobry w small talku, żeby nawijać muszę mieć jakieś konkrety, a główny problem chyba jest taki, że oni mają za sobą już różne przeżycia, różne doświadczenia z pomaturalnych czasów, a dla mnie są częścią zamkniętej przeszłości. W pewnym sensie oni poszli dalej, a dla mnie zatrzymali się kiedyś. To sprawia, że trudno się rozmawia bo o czym? Co robili po maturze, co robią teraz itp. - wygląda to jak odpytanie. Z kolei co ja im mogę powiedzieć ze swojej strony? Co u mnie? O swoich prywatnych sprawach nie mówię w pracy nikomu. Co w szkole? To co się w niej dzieje z perspektywy "biurka" jest obce ich perspektywie "ławki", poza tym łatwo otrzeć się o psucie wspomnień o szkole, jeśli będzie się mówić szczerze. Wyjdę przy tym na tylko narzekającego frustrata. Względnie - zacznę mówić o rzeczach dla nich egzotycznych. Oni nie znają już kontekstu do późniejszych zdarzeń na tratwie; rotacja personelu sprawia też, że coraz więcej belferstwa to ludzie dla nich obcy. Wspomnień wspólnych przeżyć - niewiele przecież było, także z uwagi na pandemię i zdalne nauczanie. Do tego mam pewną niegasnącą rezerwę, czy nie wchodzę (za bardzo 😇) w tryb dzielenia się zakumulowaną mądrością życiową i nie zaczynam popierdalać jak jakiś rabin z Lubartowa.

niedziela, 1 maja 2022

1223.Pożegnanie klasy

No i poszły mi dzieci. Smutno. A i tak dopiero za jakiś czas do mnie to w pełni dotrze. Bo na razie, to jestem cały zmaltretowany zeszłym tygodniem. 

Dzika galopada nie dająca chwili nawet na to, by się jakoś przygotować do pożegnania. Jakiś brak zrozumienia dla potrzeby przeżycia chwili rozstania. Trzy lata człowiek współpracował z grupą, jakoś się przejmował, czuł odpowiedzialny, uczestniczył w jakichś więziach i interakcjach, w jakimś tam stopniu zaangażował emocjonalnie w rozwój tych młodych wyjątkowo fajnych ludzi. A rozstał - jak zwykle, nagłym cięciem. Jakby nagle nasze jadące dotąd razem wagoniki najechały na rozjazd i mój pojechał w lewo, a oni swoim w prawo. Wiem, że większości już nigdy nie spotkam.

Zrobiłem co mogłem, żeby chociaż te ostatnie nasze godziny jakoś ułożyć tak, by oddzielić administracyjne obowiązki (wydanie dokumentów, zebranie podpisów na trzech listach itp.) od rozdania świadectw i od pożegnania.

Dostałem od nich piękne pamiątki; postarali się. Usłyszałem mnóstwo podziękowań i zapewnień jaki to jestem super, jak to zmieniłem ich postrzeganie różnych spraw i w ogóle. Kilku chciało pożegnalnych przytulasków, to porobiliśmy "misia". Paru się poryczało. Ja sam w trakcie pożegnalnej przemowy musiałem się mocno skoncentrować, żeby utrzymać emocje pod kontrolą; chyba jednak coś zauważyli. Puściły mi trochę następnego dnia, niespodziewanie, na ulicy. 

Jakoś tak potem zdałem sobie sprawę, że tego dnia uścisnąłem więcej ludzi, niż przez całe swoje dotychczasowe (podziecięce) życie.