Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 30 maja 2020

1107. O kant

Pada, szarpie, bleueee. Dobrze, że w tylko rachitycznym kapuśniaczku zdążyłem zakupy zrobić. Planowałem tylko niedaleko po chleb i coś słodkiego, a wyszło nieco ponad 5 kilometrów. Plecy spięte, szyja boli, a tu trzeba się do roboty brać, bo wkrótce wystawianie ocen przewidywanych, a kupka prac rośnie, jakby ją kto lewarem od spodu dźwigał. Na samą myśl o tym niedobrze mi się robi. O kant dupy to wszystko...
EDIT.
Ledwie zacząłem sprawdzać, a już w trzeciej pracy zrzyny z netu i to od czapy.

środa, 27 maja 2020

1106.Pędem

Pogoda wciąż dziwna, a ja mam chyba rozregulowaną tym siedzeniem termoregulację. Pobudka o 7.15, ale ignorując budzik wyrywam jeszcze cały kwadrans. Tak to jest, jak się człowiek położy po pierwszej, a potem jeszcze dwa razy w nocy się wybije ze snu; nie bardzo zresztą wiadomo czemu. Logowanie i do lekcji - przygotować i wysłać, przygotować i wysłać, przygotować i... no, wiadomo co, aż do końca. Nie dałem rady wszystkiego przygotować wcześniej, stąd kończenie w biegu. Równocześnie ze dwadzieścia maili do obsłużenia. Ten chce pigułkę, ów na nocniku, wokoło hałas, szum wrzask i krzyki! Ani się człowiek obejrzał, jak już wczesne popołudnie nadeszło. więc kurzgalopkiem po zakupy. Twarogu ulubionego nie było, więc trzeba było wziąć jakiś erzac. Piekarnia... Piekarnia... Piekarnia... Paczkę tostowego wziąłem.😒 Na obiad resztka pierogów z serem i hajda! do sprawdzania prac rwanego oporem organizmu. No i tak zeszło do wieczora. No i dylemat - logować się o dwudziestej pierwszej, żeby wpisać oceny, czy będzie trochę głupio wyglądało, jak dzieciaki dostaną sms z powiadomieniem? Bo nie wiem czy nie ma takiej opcji w dzienniku, że mogą dostać. A jak wpiszę, to trzeba by im też te prace sprawdzone poodsyłać, a to i trzy ćwierci godziny zeszłyby na tej dłubaninie. Ostatecznie stanęło na tym, że jutro to zrobię, choć mam full roboty - muszę prezentację zrobić, a pojęcia nie mam jak dam radę obok normalnego obsyłania materiałami.
Z czytania dla przyjemności to tylko paręnaście stron nowego tomu Wielkiego Leksykonu Uzbrojenia o fortyfikacjach mławskich w 1939 r. No i pewnie w łóżku przed snem garstkę stron "Ucznia skrytobójcy" Robiny Hobb.
Zajrzałem na "serkowe" forum, poprzeglądałem z grubsza parę tematów. Mam jakieś takie wrażenie, że to kolejny pociąg, który mi odjechał.

poniedziałek, 25 maja 2020

1105.Nie patrz!

Durna pogoda. W drodze do sklepu - pot się leje wartką strugą. 10 minut później powrotnie w tym samym miejscu, słońce się schowało i zasuwam suwak wiatrówki, bo chłodny wiatr przenika do kości.

Zachodzę do piekarniczej sieciówki w sąsiedniej dzielnicy. 
-Pół razowego poproszę. Pani będzie łaskawa pokroić. Nie patrz! Nie patrz, psiakrew, bo suchary żreć będziesz! Nie patrz, nie przyglądaj się! Nie myśl o tym! Zapłać i wyjdź! 

Niedobrze mi na myśl o tym, ile prac do sprawdzania nadciąga.

W ramach ucieczki od rzeczywistości obejrzałem serial "Rake". Jest jakieś fachowe określenie na takie z lekka patologiczne oglądanie seriali - długim ciągiem; zapomniałem. Wspaniały jest ten przycisk Ntflx do przeskoków co 10 sekund (a może to 6 sekund?). Pierwszy sezon fajny, ale stopniowo rosła we mnie irytacja na głównego bohatera. Jak można być takim niezmieniającym się bęcwałem i fiutem? Podejrzewam, że odzywa się we mnie belferska natura, oczekująca od człowieka postępów, rozwoju, a przynajmniej wyciągania wniosków z doświadczeń i otoczenia. Ostatni sezon to już była odpychająca głupia farsa, przeleciałem jak najszybciej, żeby zobaczyć jak się wszystko skończyło.

sobota, 23 maja 2020

1104.Pusty chlebak

Wyszedłem kupić chleb. Obszedłem wszystkie Lubaszki i Grzybki  w okolicy i wróciłem z pustymi rękami. Nawet sklep, w którym kupuję prawie zawsze - zawiódł. Higiena to jakiś kosmos dla ludzi tam pracujących. Tą samą rękawiczką nakładają pieczywo i wklikują dane do kasy i do terminala płatniczego. Tą samą rękawiczką przyjmuje i wydaje pieniądze i bierze chleb z półki. Dwie osoby obsługi - dobrze, jedna wydaje towar a druga obsługuje płatności. Ale po co, kiedy jedna może się w tym czasie zająć odkurzaniem półek, mimo kolejki na ulicy i półtorej godziny do zamknięcia, więc druga osoba zajmuje się i pieczywem i pieniędzmi. Ale po co, kiedy pani od towaru nie zmieniając rękawiczek uczy mniej rozgarniętą koleżankę jak się kasę obsługuje i klika przyciskami. Kiedy zwracam uwagę wielkie zdziwienie, bądź wypieranie się w żywe oczy. Nie chodzi tylko o koronawirusa - na pieniądzach i klawiszach zawsze było multum bakterii, grzybów i innego syfa. Bezmyślne flejtuchy. Czuję że coś ważnego mi zabrano i jestem przydołowany. Chleb i to ciemny, jest dla mnie bardzo ważny. Paczkowany chleb jest niesmaczny i mniej zdrowy, bo bardziej nasycony dodatkami. Przemknęło mi przez myśl, czy - o ile to prawda - paradoksalny i sprzeczny z intuicją spadek liczby zmarłych u nas w okresie marzec-kwiecień, nie jest przypadkiem wynikiem tego, że więcej Polaków zaczęło w ogóle ręce myć.

środa, 20 maja 2020

1103.Rozdeptywanie

Patrzę w kalendarz, na palcach liczę, na kartce grafik rozpisuję i biegam nerwowo rozdeptując kiełkujące pędy paniki. Tyle roboty do zrobienia. Zerkam na konto i z trudem staram się przepychać zakupy "antydepresantów" na następny miesiąc. Wczoraj wylogowałem się już po napełnieniu koszyka. Tym łatwiej, że przez robotę nie mam nastroju do warsztatu. Upływ czasu gwałtownie przyśpieszył. Miałem nadzieję, że chociaż "Glitch" na Ntfx się skończy jakimś happy endem w jednym wątku, a tu taki... niedomówienie. I mi się smutno zrobiło. Jakby przedtem wesoło było.

poniedziałek, 18 maja 2020

1102.Kwadrans przerwy na smarowanie osi kołowrotka

Od samiuśkiego rana skrzynka dzwoni, brzęczy, wibruje, puchnie. Od korespondencji. A co ja jestem? Cudotwórca? Szeryf-resocjalizator, co złoczyńców szast-prast naprostuje? Zacząłem już tracić orientację co do kogo pisałem, wysłałem itp. Przekopałem skrzynkę w poszukiwaniu maila, który napisałem i wysłałem dziś rano i... i nic. Nie ma. Ukradli, wynieśli! Nie wiadomo kto! Nie wiadomo dokąd! Wygląda na to, że jako wybitny multiinstrumentalista napisałem go, podpiąłem załączniki i... musiałem niechcący skasować zmieniając stronę w tym samym oknie, a nie jak mi się wydawało w innym. Nic, napisałem drugi raz. Chyba wysłałem. Teraz krótka przerwa na jedzonko, ulanie frustracji, których prawie nikt już tu nie czyta, i zaraz trzeba wracać do pracy - materiały na lekcje same się nie chcą robić. Świnie.

A w tym nieszczęsnym kraju po staremu. Demonstrację, niech będzie że przedsiębiorców - pałką i gazem, a w Wadowicach - troskliwa ochrona wyborców PISu czekających na przyjazd swojego Pałacowego Bombelka. I chyba najbardziej mnie wkurza bezkarność tych miernot - dużych i małych, których nikt nigdy nie rozliczy za to co teraz wyprawiają z naszym krajem i z nami. Profesor Jacyno w wywiadzie sprzed paru dni mówiła o tym, że społeczeństwa też potrafią popełniać samobójstwa. Nasze to robi już od paruset lat.

sobota, 16 maja 2020

1101.Zmniejszenie

Coraz cięższe te tygodnie się robią. Środa, czwartek - jak na diabelskim młynie... Do tego organizm coraz bardziej wkurwiony tempem życia, bądź jego jakością... sam nie wiem, protestuje namolnie.

Kiełkujące od jakiegoś czasu podejrzenie, podlane wreszcie obficie nawozem krzyżowego ognia pytań rozkwitło przyznaniem się do winy - mama wychodzi po kryjomu (przede mną) do sklepu (Ale ja tu tylko do budy na rogu po ziemniaki, albo marchewkę!). Jak powiem o tym Schwester, to dostanie takiej histerii, że wywoła lokalne tornado.

Na mieście widuję wiele (pewnie coraz więcej, ale nie liczę przecież) osób bez zasłoniętej twarzy, lub pozorującej zasłanianie. Na bazarze - tłum taki, że nie można przejść bez otarcia się o kogoś. 

W Bonito rabat od cen okładkowych ważnego dla mnie wydawnictwa znów zmniejszono. Paręnaście miesięcy temu to było 23%, teraz już tylko 17%. A że słynie ono z wygórowanych cen, to zmiana dla kieszeni dotkliwa. Do tego wiele jego książek równocześnie przeleciało do niedostępnych. Nie wiem co te zmiany zapowiadają. 

Myśli o pracy i przygnębiające myśli, nie wychodzi mi zastępowanie ich innymi.

wtorek, 12 maja 2020

1100.Dziennik czasów zarazy XXI

Przystąpiłem do pelargonizacji balkonu. Wypierdki po 6 zł. a bujne i okazałe roślinki po 8 zł. - wybór jasny. 
Brnę z rozpaczą przez prace "humany". Matkoboskohumańsko... Matfiz czy biolchem jakoś polecenia rozumieją i starają się pisać na temat, a ci... jak niepełnosprawni - rączki dwie lewe a półkuli żadnej.
Motłoch sobie teraz na cel wziął Ślązaków, bo krzywa zachorowań tam wzrosła. Napoleon kiedyś zgasił dygnitarza, który się rozpływał w zachwytach jak to paryżanie wiwatują na widok i cześć jego cesarskiej mości: "Tak samo by wiwatowali, gdyby wieziono mnie na gilotynę. Tłum jest zawsze sobą."
W weekend obejrzałem na Ntfx "Hollywood". Spodziewałem się filmu historycznego, więc pod koniec byłem trochę zdezorientowany. Dopiero następnego dnia dotarło do mnie, że to taki rodzaj przypowieści w formie historii alternatywnej - pokazuje nie jak było, tylko jak być powinno. Z całym szacunkiem dla idei nadal mam poczucie pewnego rozczarowania - nie podoba mi się takie wykorzystanie autentycznych postaci historycznych, bo to prosta droga do Abrahama Lincolna  pogromcy wampirów. 😕
Obejrzałem też na szybko "Legion" - opowieść o dwóch synkach rywalizujących o względy papy sfrustrowanego kryzysem wieku średniego, gdzie jeden obiera strategię: dajmy tacie to czego żąda, a drugi - dajmy to czego pragnie. Szkoda Paula Bettany i naszego czasu na takie dyrdymały.

piątek, 8 maja 2020

1099.Dziennik czasów zarazy XX

Taką ulgę odczułem, kiedy zaświtał mi koniec roboty na ten tydzień, że się jednak zebrałem i ruszyłem w miasto. 8,7 kilometra z przeszło półgodzinnym postojem na półmetku to jednak słuszny dystans, zważywszy, że podobnej długości poprzednim razem to zaliczyłem gdzieś w I połowie marca. A dziś piękna słoneczna pogoda, wiaterek lekki, sympatycznie. Miło. Ale ponieważ to nadal moje życie, to mnie jakieś latające ścierwo obsrało po ramieniu tak, że dopiero w domu to zauważyłem. Ohyda.
Postój był bo sklep tak sobie radzi z wydawaniem zamówień internetowych. 5-10 minut na klienta biorącego 2-4 drobnych artykułów. Błyskawice po prostu. Personel naturalnie bez masek i przyłbic.

czwartek, 7 maja 2020

1098.Dziennik czasów zarazy XIX

Patrzę z niedowierzaniem na to co się tu w tym biednym kraju wyprawia.

Pisowcy zachowują się jak człowiek, który dostał klucz nastawny, dynamometryczny i zadanie odpowiedniego skręcania różnych elementów śrubami i nakrętkami różnej wielkości. Jednak zamiast to robić napierdala w śruby tym kluczem jak młotem, krzywiąc je, zginając i rozklepując. Nie użyte nakrętki walają się wokół, łączone elementy uszkodzone, złącza nie do naprawienia, klucz zniszczony, ale duża część publiki kiwa głowami z uznaniem: "No fest walił!" "Nie lenił się!" "Stara się!" "Patrz jak się spocił!" "Na chwilę nawet nie usiadł, tylko robił!"

Za rządów koalicji PIS, LPR i Samoobrona częste było podśmiewanie się z PISu, że się o własne nogi potyka. W początkach rządów obecnej koalicji nieraz słyszałem jak się tym pocieszali zwolennicy Platformy. Tymczasem wygląda na to, że samych platformersów ta przypadłość dotknęła.

Zastanawiałem się czy nie skorzystać z comiesięcznego rabatu (jako pretekstu do spaceru przy okazji), ale perspektywa siedmiokilometrowego w sumie marszu w masce zupełnie mnie zniechęciła. Może i dobrze, bo tak mnie w trakcie roboty nagle ścięło, że musiałem się położyć i zdrzemnąć. A jakby to wyglądało, gdybym się tak zdrzemnął  w pół drogi na miejskim trawniku?

No nic, czas wracać do pracy.

wtorek, 5 maja 2020

1097.Dziennik czasów zarazy XVIII

Nie jestem człowiekiem orkiestrą.

Równocześnie szykować lekcje, sprawdzać prace, prowadzić korespondencję z dyrekcją, belferstwem, uczniami, obsyłać materiałami... Trochę za dużo na raz. Wczoraj z ulgą i satysfakcją wylogowałem się z pracy o 19:58. Powinienem zwrócić uwagę na to co się kryje w słowie satysFAKcja... O 20:30 musiałem zalogować się ponownie. 

Teraz musiałem zrobić sobie przerwę. Kwadrans luksusu. Nie wychodziłem od soboty; dziś wyjdę po zamówione książki i płyty.

Ładowarka już nie ta.

EDIT.
16:10
Krótka przerwa na odebranie zamówień z punktu i z paczkomatu, podrzucenie zakupów rodzicom i zrobienie minizakupów sobie. Szybki posiłek obiadopodobny i właśnie siedzę nad sprawdzaniem prac.
Wzbogaciłem się o dwa tomy przygód ziomków Hebiusa i o "Nędzników", musical znaczy się, nie opracowanie-analizę obozu rządzącego.

niedziela, 3 maja 2020

1096.Billy Elliot musical

Kilka dni temu wśród nowości w ulubionej księgarni wpadł mi w oko musical z 2014 r. "Billy Elliot Live" - sceniczno-muzyczna adaptacja filmu Stephena Daldry'ego z 2000 roku. Choć nie jestem fanem musicali, to przez sentyment do pierwowzoru kupiłem sobie płytę, tym bardziej że cena raczej budżetowa  - niewiele ponad dwadzieścia złotych. Kto oglądał film, ten wie, że przeniesienie tej historii na scenę nie jest łatwe. Wymagania wobec wykonawcy głównej roli - 11-12-letniego dzieciaka, mnie - kompletnemu amatorowi i ignorantowi wydawały się mocno wywindowane, a potwierdzili to twórcy w materiałach dodatkowych.

Ogólnie - fajne przedstawienie, momentami nawet bardzo ładne. Występujący w roli tytułowej Elliot Hanna - świetny, imponuje sprawnością, wytrzymałością i wdziękiem, aktorsko też bez zarzutu. Ojciec i brat - w filmie jednak znacznie lepsi, miałem wrażenie że w musicalu ich postaci ociosano na dużo prymitywniejsze. Pani Wilkinson - świetna. Michael - bardzo fajny, z dużą swadą aktorską. Taniec - ta sztuka niezbyt mnie porywa, raczej słabo odbieram wyrażane poprzez niego emocje. Tutaj było naprawdę nieźle, partie "Billy'ego" robiły wrażenie, "Swan Lake" zatańczone z Liamem Mowerem, który swego czasu był pierwszym odtwórcą roli Billy'ego w historii tego musicalu - przepiękne i wzruszające.

Fajnym akcentem był występ taneczny na samym końcu, w charakterze bisów, 26 wykonawców roli Billy'ego z różnych inscenizacji. Widok tego daje do myślenia, jak popularny okazał się ten musical. 

Obejrzałem na Youtube zapowiedź polskiej inscenizacji z 2015 r., która była wystawiana w Chorzowie. No... eee... tak... nie sądzę, żebym na podstawie w niej pokazanych fragmentów skusił się na obejrzenie musicalu w ogóle.

Niestety muzyka Eltona Johna. Przyjmuję do wiadomości, że to artysta, którego ogólna twórczość wielu ludziom ogromnie się podoba, ale dla mnie to muzyka niesłyszalna. Właśnie tak - nie to że się nie podoba, tylko jest dla mnie tak nijaka i pozbawiona choć trochę ciekawej melodii, że wręcz niesłyszalna, jakby jej w ogóle nie było, tylko przypadkowo poukładane dźwięki.

Ogólnie musical zdecydowanie polecam.

sobota, 2 maja 2020

1095.Dziennik czasów zarazy XVII

Środa wczesna noc - zastanawiam się czy kłaść się spać, z uwagi na to ile muszę na czwartek ogarnąć w pracy. Kładę się na krótko.
Czwartek - wstaję po szóstej i zapieprzam z ponaddźwiękową na włączonym dopalaczu. To może znośne jak się jest przed trzydziestką, ale nie w moim wieku. Ogarniam co trzeba i wylogowuję się z dziennika już po zmroku. Zasypiam o drugiej.
Piątek - pukanie z tyłu i z góry, to kurier od organizmu z rachunkiem za wczorajsze. Korespondencje telefoniczne i mailowe w sprawach zawodowych nie pozwalają na wytchnienie. Postanowienie, żeby się wyspać jakoś bierze w łeb i zasypiam z nietypowym trudem druga piętnaście. Coś mnie budzi - jakieś drapanie w głębi gardła, kaszelek lekki. Pierwsza myśl półprzytomnego - Chryste Panie, zaraziłem się! Co z rodzicami?! Przecież u nich dopiero co byłem, a okres namnażania tego koronagnojka... itd. itp. Na budziku trzecia dwadzieścia - no, to się naspałem. Zasypiam z trudem, przepychając się do poduszki przez kłęby czarnych myśli. 
Sobota - ósma zero-zero wstaję, przed budzikiem. Kaszlu nie ma, trochę tylko w gardle sucho. Twarz w lustrze - zombie, 125. dzień po pacjencie Zero. Patrzę ile mam do roboty. Kurwa.

A to tylko wybrane.