Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 28 lutego 2013

129.Złość mobilna

Wkurwia mnie próba rozeznania się w ofercie mobilnetu, w wersji na tablet/smartfon. Operatorzy piszą to tak, żeby ni cholery nie szło uzyskać jasnej i niedwuznacznej informacji. Mimo wieku próbuję nadążać za postępem, ale momentami chce mi się płakać z bezsilnej złości i zagubienia.

Byłem zdegustowany szkolnym przedstawieniem. Kolega chyba uważał że się wybornie wczuł w rolę i wzniósł się na wyżyny interpretacji wiersza, ale dla mnie to było żenująco obleśne. Koleżanki, które całość napisały i wyreżyserowały, zaskoczyły mnie wazelinową autostradą dla dyrekcji (w tym przedstawieniu). W zestawieniu z deklarowaniem, jaka to dyrekcja jest be i jak to one są ponad nią, że zrobiły to tylko żeby ona dostała co chciała, bo one po prostu robiły porządnie, żeby same mieć satysfakcję z należycie wykonanej pracy a nie dla niej  itp. wywarło to na mnie przykre wrażenie. Ja bym się nie posunął do takiego lansowania kogoś wobec kogo jestem tak krytyczny.

poniedziałek, 25 lutego 2013

128.Coś na grzbiet

Lekcje odbębnione.
Wystawa na szkolny jubel zrobiona.
Zmęczony zewłok belferski powinien zabrać się do sprawdzania prac, ale z racji padnięcia ma z tym problemy.

W ramach półmetkowego *) przeglądu garderoby uznałem, że warto by pozbyć się polarów w charakterze wiosenno-jesiennego okrycia wierzchniego. Niewątpliwe walory wygody i praktyczności ustąpić powinny estetyce. Polar jest dobry na wycieczce, ale to nie jest elegancki strój stosowny do chodzenia na codzień po mieście. Tak, wiem, że praktyka jest inna, ale to  że tak się chodzi nie znaczy jeszcze że tak jest elegancko. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że od elegancji dzielą mnie lata świetlne, ale czy jest coś złego w tym, że chciałbym się ku niej choć troszkę przysunąć?
Łatwiej wyrzucić polarki z szafy, niż znaleźć coś na ich miejsce. Takie ciuchy jak bluzy czy spodnie kupuje się łatwo, bez większego problemu potrafię ocenić - pasuje czy nie.
A z ubraniem wierzchnim gorzej. W necie - rozmiarówka niejasna, co z tego że podane wymiary, kiedy nie wiadomo jak i gdzie dokładnie mierzone. Jaki dokładnie jest materiał, bo ze zdjęcia często trudno poznać? Jak to będzie leżało? 
No i dylematy: brać dopasowane, czy luźniejsze, żeby na marynarkę można było założyć (i grubość choć trochę zamaskować). Jak jedno i drugie, to i nowa szafa by się od razu przydała. Krótsza kurtka, czy dłuższe coś, jakiś płaszczyk 3/4? A fason i kolor? Mimikryczne, żeby pasztetowośc skryć w tłumie, czy odważniejsze? Do tego pamiętać o wieku - żeby wbitym w młodzieżowe ciuchy  nie wyglądać jak bąbel próchno, ale i nie przyodziać się (jeszcze) jak stary pierdoła. Jakie to trudne... :-(
A kiedy ogarnia rezygnacja przy rozplątywaniu tego węzła gordyjskiego, to zaraz truchcikiem przybiega stara znajoma myśl: "A po co ci to wszystko? Przecież i tak nie masz dla kogo się tak stroić. Załóż cokolwiek, byle nie raziło w oczy i fertig. Nie zawracaj sobie tym wszystkim głowy - swego życia i tak już nie odmienisz, więc co za różnica w czym będziesz chodził? Noś w czym ci wygodnie i wyluzuj."
Na razie udaje się wredną pizdę przeganiać...
____________________________________
*) chodzi o półmetek życia (w wariancie pesymistycznym), a nie o obcięte metki w ciuchach.


sobota, 23 lutego 2013

127.Brogsy

Pierwsze zakupy w sklepie internetowym Ecco okazały sie udane. Zamówienie oklikane i opłacone w sobotę (a może to była niedziela...?), w czwartek już kulturalnie rozszarpywałem foliowe opakowanie paczki. Przesyłka za free, kurierem niestety, bez możliwości zmiany przewoźnika, ale kurier UPS okazał się być rewelacyjny - zadzwonił! I to 2 razy. Wprawdzie oznajmił, że pracuje tylko do 17.00, więc musiałem się mocno sprężać, ale i tak... jak nie kurier.

Butki - czarne i koniakowe derby typu brogue, w Polsce zwane dawniej golfami, model Atlanta, taki sam jaki pokazywałem parę postów wcześniej, tyle, że tamten jest gładki, a te dziurkowane na kantach. Gumowa podeszwa czyni z nich buty bardzo casualowe, ale i z takim przeznaczeniem je kupiłem - do codziennej eksploatacji. Na "wyjścia" jednak  wypadałoby aby były na skórze.
      


czwartek, 21 lutego 2013

126.Pucybut

Przyszła przesyłka. Butki cacane, jak malowane! Do tego z drugiego sklepu dobre środki do ich konserwacji. Aż przyjemność kremować, pastować, polerować i przeglądać się w tym hochglanzu. Kiedy wypalę się do cna jako belfer, mógłbym zostać pucybutem. Albo przygotowywać buty dla klientów w warsztacie Sansenojskiego, kiedy termin u szewca skończy.
***
Chyba zmęczenie daje o sobie znać. Chcialem zilustrować  dużą dysproporcję podmiotów działających odwołując się do świata fauny, no i wyszło mi coś takiego:

-Wiesz, to tak, jakbyś zestawiła mronia i słówkę!


środa, 20 lutego 2013

125.Frak

Drobiazgi różne.

Koleżanki po kątach syczą i zioną jadem na dyrekcję - na jej traktowanie ludzi i rozmiary mądrości.
***
Odkrycie po ładnych kilku tygodniach, że się nam "nie uchwaliło" coś ważnego. Przyczyna typowa dla nas: zamiast krótkiej dyskusji i podjęcia uchwały, długie, rozlazłe popierdalanie aż do zapomnienia co jest przedmiotem i celem... a następnie zajęcia się czymś innym.
***
Wspaniała rozrywka licealistów: przywiązanie (nader zadowolonego) kolegi do fotela na kółkach i z największą prędkością przewiezienie go korytarzem. Dialog ofiary/podróżnika z wychowawcą emitującym dydaktyczny smrodek:

- On mnie przywiązał. Chciał mnie pewnie wykorzystać.
- Jakby chciał cię wykorzystać, to by cię inaczej przywiązał.

[Wychowawca był zmęczony.]
***
Lektura (z ciekawości, nie z zamiaru) cennika jednego z najlepszych krawców w Polsce.

Uszycie garnituru: od 7.500 zł.
OK, oddycham bez zakłóceń, spodziewałem się czegoś w tych okolicach. 

Uszycie fraka: 12.000 zł.
Kopara.


wtorek, 19 lutego 2013

124.Cienka skórka

Dobija mnie moja wrażliwość. Z jednej strony mam dość siły, żeby przez pół życia utrzymać się w twardych ryzach, ale z drugiej mam tak cienką skórkę, że głupi, niesprawiedliwy wytyk może mnie dotkliwie zranić. Wkurwia mnie ta moja głupia konstrukcja. Mogę to odreagować zewnętrznie jadowicie sarkastyczną ripostą, odparciem zarzutu, lub jego skrytykowaniem, bądź też wycofaniem się ze styczności, ale i tak w każdym przypadku mam poczucie, że nie jest to optymalny wybór. A przede wszystkim mam poczucie, że jest mi przykro, bo zostałem potraktowany niesprawiedliwie. Przez lata nauczylem się to pokrywać i jakoś tam odreagowywać w różny sposób, ale zawsze gdzieś tam w środku jest mały chłopiec z poczuciem krzywdy. Irytująco niewygodne to...

poniedziałek, 18 lutego 2013

123.Nie chichraj się, dziadek!

Dano mi do zrozumienia że pajacuję, zamiast wypowiadać się w poważnych i ważkich tematach. Niby należałoby do tego podejść z dystansem, bo to internet, ale... jakoś przykro mi się zrobiło. Od dawna czułem, że trochę nie pasuję do tamtego miejsca, ale myślałem, że mnie akceptują takim jakim jestem. Mogłem się tam poczuć swobodniej, pożartować, a okazuje się, że oczekiwania są bardziej jak od siwych włosów. A co ja poradzę na to, że mnie stare pierdoły*) nudzą?

___________________________________
*) mam na myśli osobowość, a nie wiek metrykalny.

niedziela, 17 lutego 2013

122.Atlanty

Znalazłem w końcu ładne buty. Krytyczny przegląd garderoby ujawnił potrzebę nabycia nowej pary gładkich czarnych derby z licowej skóry. Dotychczas występująca w tej roli para jest już w wieku bardzo zaawansowanym, a poza tym nigdy nie zachwycała. Była tylko nie gwałcącym zbyt brutalnie estetyki budżetowym rozwiązaniem sprzed lat (epoka głodowej pensji).

Dołek dołkiem, ale skoro jeszcze ze sobą nie skończyłem, to w czymś muszę chodzić. I wolałbym, aby but był ładny.

Mój ulubiony Wojas, robiący ładne buty z (ich) segmentów urban i casual, niestety butów bardziej formalnych dla mnie nie robi. Oglądałem, macałem i żaden nie wzbudził we mnie cieplejszych uczuć estetycznych choć tyle, bym chciał je w ręce potrzymać dłużej niż kilka sekund. Z butami mam łatwość błyskawicznej oceny czy but mi się podoba czy nie. Niestety z żadną inną częścią garderoby podobnej umiejętności nie mam.

Szwendałem się po sklepach oglądając różne marki, ale wciąż nic mi się nie podobało. Szukałem prostych derby, bez udziwnień w postaci różnych nakładek i cięć maskujących niedoskonałości fasonu. Gładka, jednolita przyszwa bezlitośnie obnaża wszelkie błędy i niezgrabności.

W końcu znalazłem buty, które mi się spodobały - czarne Atlanty firmy Ecco. Mają piękny obrys w rzucie z góry - żadnych szpiczastych czubów, nosek zaokrąglony, ale nie przesadnie (to nie mają być martensy!), zgrabna krzywizna zewnętrzna. Nie nazwałbym ich może idealnymi, ale są właśnie zgrabne i ładne. Gdybym miał robić buty na stalunek, posłużyłyby mi za wzór dla szewca - w którym kierunku szukać optymalnego kształtu.

W sumie but tworzący wrażenie solidnego, godnego zaufania obuwia, pozwalającego właścicielowi pewnie przemierzać miejskie przestrzenie w codziennych obowiązkach.

(z boku w rzeczywistości wyglądają lepiej niż na powyższym zdjęciu)


Buty z fotografii przedstawiają duży numer, moje 42 wyglądają zgrabniej.


piątek, 15 lutego 2013

121.O formaliźmie i jawnożercach

Dopiero piąty dzień po urlopie, a ja się czuję jakby minęło odeń pięć tygodni. Szaro, paskudnie, nieprzyjemnie. Kiedy wracam do domu na dworze już szarówka, w mieszkaniu trzeba włączyć światło. Smutne to wszystko. Uczniowie bierni, nie chce im się uczyć, nie chce im się pracować - wykańcza mnie zderzanie się z takim murem demotywującym. Część grona peda-gogo też warto by przepędzić jak najdalej. Brak poczucia, że to co robimy ma jakiś nie tylko sens, ale choćby kierunek, bardziej twórczy niż pilnowanie aby w papierach wszystko się zgadzało i na wszystko była podkładka. 

Wyraźnie mi się nasuwa analogia ze szlachtą Rzeczypospolitej: podobnie jak w XVII-XVIII wieku narasta dziś prymat podejścia formalnego, dominacja litery przepisu (i zapisu) nad jego zdroworozsądkową i celową interpretacją. Dominacja tak daleko posuwająca się, że wyłącza zdolność dostrzegania absurdu i debilizmu w takim działaniu. Skończymy jak tamto państwo. Kiedy wyschnie strumień środków unijnych, które zużywamy przecież nie na rozwój, a na poprawę standardu życia publicznego - zaczną się szybko nasilać problemy.

Ciężkawo jest w mojej robocie, ale są szkółki naprawdę oryginalne. Opowiedziano mi niedawno, że w pewnej starej i szacownej placówce, świętującej którąśtam rocznicę powstania 80% uczniów  na czas uroczystości ma opuścić teren szkoły (kina, muzea itp.). Pomysł, żeby świętować święto szkoły bez większości jej społeczności jest dość oryginalny wychowawczo, ale najlepszy jest powód takiego posunięcia. Otóż, zadecydowała obawa, że uczniowie rzucą się na jedzenie przygotowane dla gości i nic dla VIPów nie zostanie. Więc lepiej będzie tych głodomorów i bezczelnych jawnożerców pozbyć się zawczasu - nim się rzucą. Bo przecież na święcie szkoły VIPy są najważniejsi. Smarkateria - won!

poniedziałek, 11 lutego 2013

120.Po prostu wysłuchaj

Powrót z urlopu do pracy. W robocie - znam cmentarze, na których jest weselej. Pani Psycho krąży z mieszanką zasmucenia i irytacji informując o kolejnych dzieciakach, które zabrały papiery. Dyskretnie nie porusza kwestii: dzięki komu zabrały papiery, ale widać że jest zbulwersowana działaniem niektórych (trudno się dziwić).

Przyjaciółka wyżala się, że jest na przełomie życia - dziecko jej dorasta, ma poczucie straty, czy raczej ubytku czegoś niezwykle ważnego. Perspektywa zostania bez partnera, bez dziecka którym się mogła bardzo troskliwie (i mądrze!) opiekować jawi jej się jako coś bardzo przygnębiającego. Słuchałem tak tego, słuchałem, i miałem nawet raz czy dwa ochotę zauważyć, że mi takie poczucie braku posiadania i braku perspektywy na zmianę towarzyszy od dawna (by nie powiedzieć od zawsze), ale w końcu nie odezwałem się. Jej smuty, potrzebowała się wyżalić, a nie słuchać, że ja też mam niefajnie.

Wielu ludzi, kiedy słyszą, że rozmówca np. źle się czuje, czy jest chory na cośtam, zaraz odpowiadają, że im też zdrowie doskwiera, a na to samo ich szwagier czy kuzynka chorowali, więc oni doskonale wiedzą co skarżący się przeżywa. Chyba im się wydaje, że wykazują się empatią, że wykazują się zrozumieniem i nawet niejakim, może nie tyle zaangażowaniem, ile współodczuwaniem problemu bliźniego.

Tymczasem nawet przez myśl im nie przejdzie, że odczucia narzekającego na swój los mogą być zupełnie inne. On potrzebuje po prostu wysłuchania, możliwości przedstawienia czy wyartykułowania swojego problemu życiowego, oczekuje że słuchacz podejdzie do tego z szacunkiem dla nieszczęścia. A tymczasem co dostaje w zamian? Rozmycie problemu przez wskazanie, że nie jest to nic nadzwyczajnego, że inni też tak mają; że w gruncie to właściwie zawraca ludziom dupę swoją rzekomą oryginalnością. Pragnie swego rodzaju pięciu minut uwagi dla siebie, a dostaje miejsce w tłumie. Chce choć na chwilę być najważniejszy, a i tego mu się odmawia. Słuchacz ma jak najlepsze intencje, a wywołuje tylko irytację, lub pogłębienie depresyjnego nastroju. Laissez parler.

sobota, 9 lutego 2013

119.Zdjęcie generała

W lipcu 1863 r. Amerykanie z Północy i z Południa stoczyli ze sobą bitwę pod Gettysburgiem. Kulminacją trzeciego dnia bitwy była tzw. szarża Picketta, czyli uderzenie trzech dywizji konfederackich na jankeskie centrum. W szarży tej poległ miedzy innymi jeden z południowych brygadierów generał major Richard B. Garnett.
 
Na wikipedii można znaleźć jego biogram gen.Garnett na wikipedii, w którym możemy przeczytać gdzie i kiedy się urodził, kiedy zginął, kim był, co robił. Natomiast nie mamy pewności jak naprawdę wyglądał. Wynalazek fotografii był wtedy już dobrze rozpowszechniony i mamy wiele zdjęć oficerów i żołnierzy walczących w tej wojnie, ale nie mamy pewności co do zdjęcia generała Garnetta. Są poważne wątpliwości czy zdjęcie przedstawiające przystojnego brodatego mężczyznę w mundurze z epoletami i z szablą w dłoni, publikowane jako zdjęcie generała Garnetta przedstawia naprawdę jego.
 
Z kolei przechowywane w Bibliotece Kongresu zdjęcie niejakiego Franklina Gardnera jest podejrzewane o błędny podpis, gdyż być może faktycznie przedstawia właśnie generała Garnetta.
 
Które zdjęcie jest prawdziwym wizerunkiem Richarda B. Garnetta? Być może nigdy się nie dowiemy. Człowiek ten przeżył 46 lat, pełnił ważne funkcje, doszedł do generalskiej rangi w armii, walczył na wojnie, kierował życiem i śmiercią półtora tysiąca ludzi ze swojej brygady, a mimo zdjęć nie wiemy jak naprawdę wyglądał. Za życia jego wizerunek był dla niego ważny, był przedmiotem codziennej troski, a po bohaterskiej śmierci zniknął we mgle niepewności i zapomnienia. Jego ciało spoczęło w masowym grobie, wizerunek uległ zatarciu.
 
A cóż zostanie po nas? Którzy nie pełnią wysokich, ani ważnych funkcji? Cyfrowe zdjęcia, nie podpisane, w zanikających plikach, których wkrótce już nie da się otworzyć.

piątek, 8 lutego 2013

118.Ryflaki

Zalewanie przez sąsiadów chyba w końcu opanowane, mam nadzieję, że ostatnia wersja lokalizacji przecieku okaże się wreszcie trafną i ostateczną, bo woda kapiąca z przewodów elektrycznych zwolna zaczynała być zjawiskiem irytującym. 

Kupiłem sobie kilka książek, skorzystawszy ze sporego rabatu okolicznościowego w PWN. Obżarłem się tłustoczwartkowymi pączkami. Durne to było, bo i tak przez zimę przytyłem jak cholera, ale z drugiej strony... po jaką cholerę mam się katować? Czy szczuplejszy czy grubszy i tak nic to nie zmieniało.

Rozważałem powrót do zbierania modeli kolejowych, ujrzawszy w sklepie piękne modele polskich wagonów tzw. ryflaków; akurat stały wszystkie trzy numery, oliwkowe, w oznakowaniu z lat sześćdziesiątych, przydział warszawski. Kuszące, bo nakład się wyczerpał i może to być ostatnia szansa żeby cały komplecik nówek przygarnąć. Ale jakoś nie mam nastroju, dużo miejsca to zajmuje, kupę kasy trzeba by wydać (po 250 złociszy za sztukę!). Być może wkrótce będę żałował, że nie kupiłem ryflaczków... ale cóż... jedna stracona okazja mniej czy więcej, w moim życiu to doprawdy drobiazg i detal - jeden z tysiąca.



http://wiki.gbbkolejka.pl/tiki-index.php?page=Robo+Wagon+pasa%C5%BCerski+Ryflak+91222+PKP+Ep3

środa, 6 lutego 2013

117.Schizy urlopowe

Jakoś w końcu zebrałem się, żeby pójść na "Hobbita". Wydarzenie to było, bo ja, nie wiedzieć czemu, przestałem chodzić do kina. Do kina poszedłem... i z kina wróciłem jak niepyszny, bo okazało się, że godzina seansu podana w Stopklatce i na Filmwebie jest z sufitu wzięta. A z racji braku praktyki nie przyszlo mi do głowy sprawdzić dodatkowo na stronie samego kina. I kupa. I nie poszedłem. I pewnie nie pójdę. Bo mi się nastawienie rozp...ło, a poza tym tym znowu mnie sąsiedzi zalewają i jutro administracja będzie zsyłać hudraulika.

Z posiadaniem przyjaciół wiąże się pomaganie im - to normalne i zrozumiałe. Ale przychodzą takie momenty, kiedy człowiek chciałby sam trochę od tego odpocząć.

A do końca urlopu już tylko 4 dni. Od dwóch dni zaś mam już sny rozgrywające się w pracy - nic miłego, ani przyjemnego. Nosi mnie tak, że wieczorem pojechałem do IKEI po świeczki. Mam wrażenie, że w ten urlop zaliczyłem więcej supermarketów i centrów handlowych niż przez caly zeszły rok razem wzięty. Jeździłem tam teraz nie dlatego, że lubię takie miejsca, tylko jako pretekst aby się z domu ruszyć. 

Jedna koleżanka - ma jeszcze większe schizy i lata po domu jak mały helikopterek. Inna - ma już od połowy urlopu "rzyg na samą myśl, że mam tam wracać". To tylko przykłady, więcej jest takich. Jedna przyczyna to sam zawód szalenie wyczerpujący psychicznie, ale łeb w łeb z tamtą idąca, to ta placówka konkretna, gdzie zarządzanie i relacje interpersonalne pozostawiają wiele do życzenia, działając strasznie demotywująco.

poniedziałek, 4 lutego 2013

116.Sweterki

Zebrałem się w końcu i pojechałem do dużego odzieżowego centrum outletowego. Byłem tam ładnych już kilka lat temu z Siostrunią (jej autem), ale nic nie kupiłem i niewiele zobaczyłem. Sam byłem sobie winien, bo złamałem postanowienie żeby z S. na zakupy nie chadzać. Różnica tempa poruszania i percepcji jest taka, że grozi mi zejściem śmiertelnym wskutek nienaturalnego spowolnienia. Wtedy się złamałem i uległem jej jękliwie namolnym naleganiom, co skończyło się tak, że mało co zdążyłem obejrzeć, nic nie kupiłem, a S. nabywszy to co chciała, oznajmiła że jest już tak strasznie zmęczona, że nie ma siły dalej chodzić i wracamy. Co było robić? Wróciliśmy. Tak, wiem - nie jestem asertywny...
Potem parę razy chodziło mi po głowie, żeby tam pojechać SAMEMU i na spokojnie sobie sklepy oblukać patrząc wedle swoich potrzeb. Długo nic z tego nie wychodziło, bo to daleko, poza miastem i samochodem to się jedzie wygodnie, ale taki niezmotoryzowany dziad gołodupiec jak ja, musi tłuc się przesiadkami godzinę z okładem plus domarsz.
Dziś się wreszcie udało - byłem i wróciłem. Kupiłem tylko buty - pierwsze w życiu Ecco, mam nadzieję że będą tak dobre jak Siostrunia i przyjaciółka markę zachwalają. Cena jak za tę firmę całkiem niezła, bo z 329,- przecenione na 189,-. 

Refleksja numer 1. Kupno męskich pantofli w kolorze brązowym ze skóry licowej graniczy z cudem. Mam, oczywiście, na myśli buty w jakimś znośnym fasonie, a nie zaostrzone Spitzgeschossy czy futerały na płetwy.

Refleksja numer 2. Kiedy się przez zimowe mroki i życiowy dołek przytyło jak prosię, to nowych spodni nie kupować. Zaczekać do wiosny, nuż widelec zdarzy się cud, waga spadnie i znowu będzie można wrócić do mniejszego rozmiaru. Albo może wreszcie szlag trafi i w ogóle nie będzie potrzeba spodni.

Refleksja numer 3. Kupno brązowych spodni nie będących sztruksami jest poważnym problemem.

Refleksja numer 4. Firma H&M stosuje nader oryginalną rozmiarówkę męskich spodni (czinosów). Otóż różnią się one rozmiarem, to znaczy obwodem pasa i... i niczym więcej! To znaczy długość jest jedna (nie muszę chyba dodawać, że NIE MOJA!). Kindersztuba hamuje mnie przed napisaniem co myślę o takiej praktyce. Aha, byłem w normalnym ich sklepie, nie w żadnym outlecie.

Refleksja numer 5. Mijałem kolejne sklepy, kolejne stoiska, kolejne półki z ubraniami i nagle przy stole zapełnionym stosikami różnokolorowych swetrów pojawiły się dwie myśli, jedna za drugą.
"Fajny ten sweterek, ale ten wzór i kolory są zupełnie różne od tego, co noszę."
"Fajnie byłoby, gdybym był ze swoim facetem, który wziąłby ten lub inny sweter i powiedział: Popatrz, w tym by ci było do twarzy, nieważne że nosisz inne, ale spróbuj tego zestawu - będziesz w tym ładnie wyglądał."
Ta druga myśl wyskoczyła zupełnie niespodziewanie, z podświadomości. I nagle stojąc przed tymi ubraniami poczułem swoją samotność jakoś jeszcze inaczej niż zwykle. Poczułem się jakoś bezradny wobec tego wyboru ciuchów. Wyszedlem nic nie kupiwszy.  
Wielką zaletą samotności jest to, że masz swobodę wyboru, nikt ci nie narzuca swojego zdania. Ale ceną za to jest brak rady, wskazania czegoś być może lepszego, czegoś czego sam nie zauważyłeś.

niedziela, 3 lutego 2013

115.Plaster z ravioli

Jaka piękna pogoda się zrobiła. Niebo niemal bezchmurne, lazurowe. Słońce mimo iż chyli się już ku zachodowi, ślicznie wszystko opromienia. Teraz czuję jak bardzo ta zima listopadowo-styczniowa była ponura, ciemna, depresyjna. Nie musi być już ciepło, ale niech będzie słonecznie, niech dzień się wydłuża.
Na obiad smaczne ravioli al formaggio w sosie pomidorowo-grzybkowym z  malutkimi pomidorkami w charakterze surówki. Kawusia z mlekiem i likierem, na zimno, z biszkoptami.

Ładnie, syto i smacznie.

Widzę to i czuję. Wiem, że mogłoby być gorzej - ponuro, głodno i niemiło. Ale czy to znaczy, że można już stwierdzić satysfakcję z życia? Wróciłem do pisania na branżowym forum. Może to symptomy wychodzenia z dołka? Jest to w jakimś stopniu prawdopodobne. Ale nie zagłusza to świadomości, że coś się skończyło, coś straciło, coś przepadło bezpowrotnie. I było to coś ważnego i potrzebnego.
Optymiści z ich doktryną radowania się z rzeczy małych mnie nie przekonują, bo cóż miałbym powiedzieć? Chrzanić starość, samotność i pustkę! Ravioli smaczne były! Jakoś to dla mnie balansuje na krawędzi obrazy.