Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 25 maja 2014

328.W ogrodzie-by

Gorąco i parno - czuć, że gdzieś tam, za horyzontem grasują burze.

Przeczytałem najnowszego Pratchetta, w sumie fajne, choć jakoś bez fajerwerków. Mam wrażenie, że w ostatnich książkach postacie Vetinariego i Vimesa są opisywane ciut inaczej niż w starszych; nie potrafię tego sprecyzować, ale dotyczy to ich zachowania - są bogatsze? bardziej zróżnicowane? Sam nie wiem. Ale myślę, że to dobrze świadczy o autorze, że potrafi zróżnicować opisy zależnie od od tego, z którego punktu widzenia opisuje postać; widać to szczególnie wyraźnie w książkach, których bohaterem jest Moist von Lipwig. Różnicę talentu (nie tylko pisarza, ale i tłumacza - wybitny Piotr W. Cholewa!) widać kiedy porównamy sir Terry'ego z Glenem Cookiem (cykl o przygodach Czarnej Kompanii), który wypowiedzi wszystkich postaci pisze tym samym stylem (wszyscy w zasadzie mówią tak samo), co nuży i na dłuższą metę zniechęca.

Jak przyjemnie byłoby wyciągnąć się na leżance w ogrodzie, w cieniu,
z łagodnym wiaterkiem, otoczonym zielenią i kwiatami...   


Hélas! 






piątek, 23 maja 2014

327.Napoleony negocjacji

Późnym popołudniem do mojego mieszkania coś się przytelepało - krokiem dziarskim jak (klasyczny) żywy trup, z poszarzałą twarzą i otępiałym wzrokiem. Położyło torbę na krześle a "siatki" z zakupami na stole. Przebierając się spojrzało w lustro. O! To ja!

5 godzin snu na dobę i siedzenie nad pracą do północy raczej nie najlepiej działa na moją fizys. I tak zdecydowanie nieawantażowna, teraz wygląda jakbym bez charakteryzacji wygrywał w abcugach casting do kolejnej części "Resident Evil".

Demotywatory po wywiadówce zagadują:

D.
-Proszę pana, a pan już nie ma wychowawstwa?
Mr A.
-Nie, moja klasa właśnie skończyła.
D.
-A będzie pan miał w przyszłym roku?
Mr A.
-Niestety tak.
D.
-A nie chciałby pan zostać naszym wychowawcą? Proo-o-o-o-simy!
Mr A.
-Przecież wy macie wychowawczynię.
D.
-Ale my jej nie chcemy. 
Mr A.
-A jeszcze czego! Czy ja na głowę upadłem?!
D.
-Pan nas weźmie, pan zostanie!
Mr A.
-Tylu ludzi dookoła, a czegoście się czepnęli mnie akurat?!
D.
- Bo pani na nas skarży rodzicom. My chcemy żeby pan był. 
Mr A.
-Jasne! Bo liczycie na to, że mi już do reszty na głowę wejdziecie. A jak się zgodzę, to nie tylko wejdziecie, ale jeszcze zaczniecie stepować i pogo robić. Czy ja wyglądam na stukniętego, żeby wejść w coś takiego?!
D.
-A jak powiemy, że tak, to pan się zgodzi???

Kurtyna

środa, 21 maja 2014

326.Flauta tygodniowa

Dawno temu, kiedy przeglądałem anonse, forumowałem i w inny sposób próbowałem aktywnie odmienić swój żywot, zauważyłem że środa to czas flauty - aktywność ludzi w ww. rejonach wyraźnie spada. Ja jednak nie bacząc na to zamieszczę posta, który z racji swej zawartości dobrze, jak sądzę, wypelni znaczenie pojęcia - namiastka rzeczy interesujących, o których ktoś chciałby*) przeczytać.

Matury z moim udziałem już zakończone. Moje diablęta weneckie ustne pozdawały nadspodziewanie ładnie. Mam nadzieję, że pisemne poszły im nie dużo gorzej. 
Mam nieustający zjazd na warunki w pracy. Kończy się maj - czas na złożenie wymówienia, a więc i kończy się czas złudzeń w kwestii odmiany losu. Utknę na kolejny rok w tej cholernej budzie, i tak już dalej będzie aż do usranej śmierci. I nawet na pogrzebie nad moim grobem będzie sztandar tej budy łopotał. Glebae adscripti XXI saeculum.

Dziś z pracy wyszedłem o 16.00 a teraz czeka na mnie jeszcze stosik prac do sprawdzenia i zrobienia. Odpocząć i zregenerować się nie ma kiedy. Pod koniec pracy byłem już tak spięty stresem, że nie mogłem bez bólu skręcić głową choćby o 30 stopni. Dopiero krótki pseudomasaż trochę pomógł.

_____________________
*) absolutnie rozpaczliwie zdychając z nudów.

niedziela, 18 maja 2014

325.Poczuj smak Centrum!

Wczoraj niebiosa próbowały nas utopić, a dziś od świtania piękne słoneczne niebo. Cóż za zwariowana pogoda.
Jako że dzień Matki zbliża się, pojechałem do Ikei jakiś suwenir zorganizować. Przy okazji pooglądałem szafki i regały pod kątem wzbogacenia sypialni. Skoro nie chłopakiem, to chociaż meblem.

Szedłem sobie powoli, kręcąc się i przyglądając eksponatom, gdy wokół przelewała się masa rodaków fundująca mi czarne myśli na temat czasu jaki spędzę stercząc w kolejce do kasy. Coś mi nie dawało spokoju, nie natrętnie, lecz wyraźnie. Aż przystanąłem i rozejrzałem się dookoła uważnie i blask! - przyszło oświecenie: byłem w tej masie klientów jedyną samotną osobą, cała reszta to były pary i rodziny. Resztę drogi do wyjścia (czyli ~50%) dyskretnie rozglądałem się czy ta obserwacja się potwierdzi. I owszem, zauważyłem tylko dwie osoby sprawiające wrażenie solówek na zakupach. Jak yeti...

W centrum naszła mnie grzeszna ochota na coś słodkiego, więc zaszedłem do Złotych Tarasów. Ponieważ w niedzielę wielkiego wyboru w stolicy nie ma, więc przełamując oszczędność (przez nieżyczliwych nazywaną skąpstwem) gotów byłem szarpnąć się nawet na sprzedawane tam łakocie po krezusowskich cenach, ale kiedy stanąłem przed stoiskiem badając ofertę (i przy okazji wciąż tocząc bój wewnętrzny) zwątpiłem. Stoisko jest na parterze galerii, na środku korytarza, niezadaszone, a ciastka na tacach leżą na szafkach niczym nie przykryte. Spojrzałem w górę na dwie  kondygnacje korytarzy i wyobrazilem sobie ile tam jest nanoszonego butami i ubraniami pyłu i zarazków strzepywanych na podłogę, a z niej w czeluść na której dnie leżą owe wyborowe ciastka. Tysiące ludzi kurzących brudami znoszonymi z całego Śródmieścia, każde kichnięcie, czy kaszlnięcie, i wszystko to ma otwartą, niczym nie zakłóconą drogę do tych ciastek. Jeśli firma chciałby wykorzystać ten slogan reklamowy "Prawdziwy smak Centrum!" to nie będę się upominał o prawa autorskie, ani honorarium. Dobrze, że firma dba o wysokie standardy jakości surowców, ale byloby lepiej, gdyby zadbała także o odpowiednie standardy higieniczne.


piątek, 16 maja 2014

324.Naturalne siedlisko

Jakaś taka nie majowa pogoda, wietrznie, deszczowo, paskudnie. I zimno - rano ręce mi grabiały w podmuchach zimnego wiatru. Uczniowie osowiali jacyś; rzecz jasna z wyłączeniem bezczelnych gówniarzy dokazujących jak zwykle.
Bardzo poważną wadą nauczyciela jest brak autorytetu. Zbyt często mam wrażenie, że takowego nie posiadam, przynajmniej w odpowiednim rozmiarze. Nie nadaję się do pracy z niewychowaną hołotą, której rodzice nie nauczyli należytego zachowania. Świadomie opuściłem w poprzednim zdaniu "szkołę", bo ją w znacznym stopniu pozbawiono możliwości wychowywania. Możemy modyfikować wcześniejszą robotę rodziców, ale nie przemodelujemy jej wyraźnie. A coraz więcej rodziców nie wychowuje swoich dzieci do życia  w społeczeństwie albo w ogóle, albo w niewielkim stopniu. Mało tego, niektórzy hodują małych socjopatów w idiotycznym przeświadczeniu, że wychowują dziarskiego młodego człowieka, który będzie sobie dobrze radził w życiu.
To, co na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat zrobiono ze szkołą w Polsce to ciężka krzywda uczyniona społeczeństwu, by nie użyć mocniejszego określenia. To psucie i sabotaż. Nie wierzę że to dzieło spisku mrocznych sił pragnących nas zepchnąć do roli neokolonialnej ciemnej siły roboczej, jestem przekonany, że to dzieło jednego z najbardziej niedocenianych czynników sprawczych w dziejach - pospolitej głupoty, która w strukturach biurokratycznych czuje się jak ryba w wodzie.

środa, 14 maja 2014

323.Cisza.

Zagonienie. Brak szacunku dla pracownika. Głupota zarządzania nie szanującego potrzeb i odczuć fachowego personelu.  Irytujące zastępstwa w liczbie nigdy chyba nie widzianej. Chce mi się rzygać na cały ten interes. Bezsilność dobija. Ofert pracy dla innych specjalności sporo, dla mojej - zero. Znajomości, które utorowałyby drogę do angażu - zero.

Na wystawie zauważyłem nową powieść Pratchetta z cyklu "Świat Dysku" - "Para w ruch". Fajnie, trzeba będzie kupić.

Właśnie skończyłem układać sprawdziany dla dwóch klas. Kiedy pomyślę o pracach, które czekają na sprawdzenie i biurokratycznych robótkach które muszę zrobić, to powraca natrętnie głupia pokusa - a może by tak nie kłaść się spać i obrobić się z całym tym kramem? Na szczęście jeszcze tak mocno nie upadłem na głowę. Jeszcze.

M. cieszy się z sukcesów diety, opowiada ile już schudła, jak się odżywia. Fajnie, że ma dziewczyna efekty i satysfakcję. 

Na matury wyłączyłem telefon, żeby nie dzwonił i jakoś nie włączyłem go już potem, bo po co? Leży sobie cichy, bezużyteczny. Różnicy specjalnie nie czuję. Cicho i pusto.


niedziela, 11 maja 2014

322.Każdemu wedle zasług

Kilka (-dziesiąt) razy zdarzyło mi się wygłosić sentencjonalną mądrość własnego autorstwa: "Każdy ma takie życie na jaki sobie zasłużył." Tymczasem dziś przeczytałem zdanie:
"Bóg nie sprawia, że ktoś cierpi bez powodu ani nie czyni nikogo szczęśliwym bez przyczyny. Bóg jest bardzo sprawiedliwy i daje ci to, na co zasługujesz."
No i się okazało, że nieświadomie przez większość życia byłem hinduistą.
A co do mojego życia, to cóż... sam je sobie takie wyszykowałem. Wedle przysłowia - jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.

piątek, 9 maja 2014

321.Tapeta

Kiedy przyniosłem kompa do serwisu, pan się nim zajął, a kiedy podłączył nowy zasilacz, nagle z boku dostrzegłem (dopiero teraz) ekran monitora i przemknęła mi przez głowę myśl:
"O rany, facet ma w serwisie taką samą tapetę jak ja! Cóż za zbieg okoliczności!"

Dopiero po kilku sekundach przyszło otrzeźwienie:
"Kretynie! To twoja tapeta, bo to obraz z twojego podłączonego kompa!"

Zanosząc kompa do serwisu jakoś zupełnie nie pomyślałem o tym, że przecież serwisant zobaczy tapetę sprawdzając działanie sprzętu. Jakiś czas temu zastanawiałem się czy sobie na tapetę nie wrzucić jakiegoś roznegliżowanego przystojniaka w czerni i bieli, ale uznałem że to zbytek ostentacji, a poza tym znudziłby mi się albo co, i zmieniać by trzeba było, często pewnie, i mamusia mogłaby paść z wrażenia jakby z wizytą niezapowiedzianą (takowe tylko uznaje) będąc zobaczyła włączonego kompa. Więc bez jakiegokolwiek poczucia straty dałem na tapetę obrazek zupełnie neutralny i branżowo nijak się nie kojarzący, choć człek inteligentny mógłby zabawny ciąg skojarzeniowy zbudować, będąc kontekstu świadomym. No i dzięki temu w serwisie wyświetlił się obraz neutralny, który żadnych skojarzeń budzić nie mógł. Ale miny wszystkich panów (a było tam kilka osób - pracownicy i klienci) mogłyby być warte ujrzenia, jakby im się gejowska golizna na ekranie nagle rozpostarła. 

czwartek, 8 maja 2014

320.Odcięty od sieci.

Większość matur już za mną. Ciekawe było pooglądać sobie inną szkołę, inne obyczaje. Zabawne było być jedyną osobą na tych wszystkich egzaminach (tzn. w tych zespołach, w których zasiadałem), która miała nieustanne baczenie na to co się dzieje na sali. Cała reszta zespołów zajmowała się... khehm... różnymi innymi rzeczami, nie bardzo zwracając uwagę na to, co się dzieje na sali. Kiedy powiedziałem o tym koledze, który nie był nigdy w tamtej szkole, ten zdziwiony powiedział:
"Ale to przecież taka dobra szkoła, o tyle klas wyżej od nas!"
"Owszem, ale widać cisną co innego niż my i jak widać lepsze efekty im to daje." - odparłem.

Przeżyłem straszne i traumatyczne wydarzenie. Mrugnęło, zaśmierdziało spalenizną i komp kaputt. Mój Boże, moje narzędzie pracy martwe! Moje okienko na świat zatrzaśnięte! Czym ja się mam zająć?! Z tego wstrząsu aż wcześniej spać poszedłem. 

Trochę się jednak zmartwiłem ryzykiem poważnej awarii i utraty danych, bo już raz coś takiego przeszedłem, kiedy padł system, a polecony "fachowiec" co miał mi dane odzyskać, odzyskał, owszem, ale z wyjątkiem absolutnie najważniejszego folderu, bo mu się nie chciało przeczytać kartki, na której mu wypisałem które foldery koniecznie trzeba uratować. Właściwie był to jeden folder, właśnie ten, którego drań nie odzyskał. Potem jeszcze przeżyłem utratę całego folderu muzyka (RIP!), zawierzając naiwnie jak skończony osioł wrednemu pomiotowi szatana, czyli pendrive'owi. Myśl, że znowu miałbym przeżyć coś podobnego wprawiała mnie w pewne przygnębienie. Na szczęście mój nastrój ostatnimi czasy jest taki, że takie przygnębienie to był pikuś i poziom raczej smętnego wzruszenia ramionami, niż darcia szat i lamentu. Pikuś pikusiem, ale trudno byłoby nie zasmucić się na myśl, że nigdy już nie usłyszę pracowicie zbieranych muzycznych kawałków, ani nie ujrzę już żadnego przystojniaka z fapfoldera. 
A na bieżąco - paraliż! ani klasówki ułożyć, ani do poczty zajrzeć, ani choćby pogody sprawdzić, więc nie bardzo wiedziałem rano jak się ubrać, uwzględniając powrót po południu.

Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Zatargawszy z wysiłkiem (cóż, jak się nie ma autka, to się targa) kompa do serwisu dowiedziałem się, że to tylko zasilacz zdechł, reszta jest, jakby powiedział Saruman unspoiled, robotę panowie zrobili od ręki, koszt raptem stokilkadziesiąt złotych (bałem się, że jak szlag trafił płytę główną, to się całość może oprzeć o tysiączka). Do tego nabyłem sobie ups-a, żeby zabezpieczyć na przyszłość przed powtórką takiego zdarzenia (zasilacz wykończyło na bank falowanie napięcia w starej instalacji domowej). Wszystko ładnie popodłączałem i działa i jest cacy. A teraz, niewątpliwie ww. przygodą zainspirowany, zastanawiam się, co by mi się bardziej przydało i spodobało - laptop czy tablet. Osiołkowi w żłobie dano... Właściwie to nie dano, bo sam musiałby sobie to siano, albo owies sfinansować, ale zagwozdka jest.

poniedziałek, 5 maja 2014

319.Zimno i chłód

Pierwszy dzień matur za mną. Ziąb jak cholera, do i z pracy plułem sobie w brodę że nie wziąłem rękawiczek, bo mi chwilami dłonie grabiały. Na maturach byłem na wygnaniu i pierwszy raz w tej szkole, więc ją sobie dyskretnie zlustrowałem porównawczo do naszej tratwy Meduzy. U nas bardziej widać w obejściu kapuchę, ale u nich - mądrzejsze jej wydawanie, bo inwestują w techniczne wyposażenie (różnych!) pracowni, a nie w wystrój ogólny. Wrażenie sfery interpersonalnej - większy luz, aż do "mam na to wyjebane"; zupełnie nie czuć było tego charakterystycznego u nas napięcia i tworzenia nastroju lęków. Mam na myśli zarówno zdających, jak i grono.

Zatroszcz się o czyjś (M.) kiepski nastrój, zagadaj, spróbuj pocieszyć, podnieść na duchu, a dostaniesz...? Szyderczy atak i tak oderwane od rzeczywistości i prawdy, że jak z dupy wyciągnięte zarzuty mające być diagnozą stanu mojego życia. Wciąż nie mogę wyjść ze zdumienia i z uczucia przykrości. Stary i głupi. Było dziób na kłódkę trzymać i mieć gdzieś cudze smuty, zbywając je milczeniem lub wspołczującym nieartykułowanym pomrukiem. Tylko jaki jest sens takiej znajomości? O przyjaźni, koleżeństwie czy czymkolwiek innym nawet nie wspominając.

Przykro mi się robi, kiedy czytam kronikę porażki Alexandersona. Smutne jest, kiedy wartościowy człowiek ponosi niepowodzenie.

niedziela, 4 maja 2014

318.O słońcu - skrytym geju i Leśnych Elfach

Po paskudnych pierwszych trzech dniach maja wyjrzało słonko. Teraz znów się schowało za chmury, ale jeszcze gdzieniegdzie nieśmiało pojedynczymi promykami sygnalizuje swą obecność. Ktoś złośliwy by powiedział, że przywodzi to na myśl wielu gejów, uszafionych i samotnych, którzy z najwyższą ostrożnością, zawoalowanymi aluzjami wysyłają do świata komunikaty o swojej obecności, tkwiąc w głęboko skrytej nadziei, że ktoś właściwy te sygnały odczyta, zrozumie i pośpieszy co koń (biały, ofkorz) wyskoczy. Takie słoneczna paralela tłumaczyła by też skąd się bierze tęcza. ;-)

Pomalowałem trochę, sprawdzam kombinacje kolorystyczne, zastanawiam się nad innym złożeniem regimentów (liczebność, barwy itp.). Wyszły nowe figurki do armii Leśnych Elfów - umięśnione przystojniaki, nie żadne jakieś blade chudzielce. Trzeba będzie sobie je sprawić, choć nie mam odwagi zabrać się za pomalowanie już kupionych (niektóre od 9, zdaje się, lat leżą) - perfekcjonizm wciąż broni się, jak Niemce na Ostfroncie.

Eternal Guard

 

"Gwardia, naprzód!" Kapitan Eternali.

Wildwood Rangers

Stara piechota Glade Guard

 Wszystkie fotografie ze strony producenta, czyli f-my Games Workshop. 
Więcej figurek Leśniaków na stronie producenta.