Kiedyś, kiedy byłem mały (a także trochę większy) patrzyłem na dziadka z pewnym poczuciem abstrakcyjności - był tak stary, że przekraczało to moją wyobraźnię. Miał siedemdziesiąt kilka lat (umarł minimalnie przekraczając osiemdziesiątkę). Był to wiek tak odległy, tak niepojęty, że nie byłem w stanie wyobrazić sobie co się robi przez aż tak długie życie. A tymczasem mój ojciec przekroczył ten wiek, żyje już dłużej niż jego ojciec. Zdumiewające... Co ja zrobiłem przez ten cały szmat czasu?
Rodzice jubla nie urządzali, wiec kupiłem ciastka i likier i poszedłem z życzeniami. Ojciec w bardzo dobrej formie, wystroił się, ale cóż, musiał oczywiście pozostać sobą i wypytać ile ciastka kosztowały. Co za buractwo! Przychodzi gość z prezentem a ten indaguje ile wydał! Naturalnie tylko nas, bo innych wypytywać przecież nie wypada, ale wiadomo że wobec własnych dzieci zasady savoir-vivre'u nie obowiązują. I tak łaskawie powstrzymał się od standardowego "Za drogo! Nie opłaca się!" Nigdy się chyba do tego nie przyzwyczaję.
Swoją drogą, ile się nachodziłem, nim te ciastka kupiłem! Niby stolica, ale jak się chce kupić raptem taki rarytas wyszukany jak ciastka tortowe, to się zaczynają schody. Owszem, wiem, grymaśny jestem, ale bez przesady.
1. oferta archaiczna - ciastka jakby nic się od PRL nie zmieniły, bez krzty polotu, odpychające już wyglądem, sugerujące ciężki, tłusty smak i niestrawność.
2. cukiernia mi podpadła i bojkotuję ją. Zwykle za obsługę i brak higieny.
3. wątpliwości co do świeżości - wielka rodzinna sieciówka, ochy i achy jakie to składniki naturalne, a ja już trzy razy u nich kupiłem ciastka ewidentnie stare, zleżałe do niejadalności tak, że nawet taki łasuch i kutwa jak ja wyrzuciłem po skosztowaniu.
4. albo ruch minimalny - ilekroć przechodzę nie widuję klientów, a gabloty wypełnione wyrobami. Siłą rzeczy nasuwa się pytanie - ile one tam leżą? bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że codziennie wymieniają na nowy towar, bo już dawno by splajtowali.
5. inna rodzinna sieciówka, ekspandująca na całą Polskę, wielu się ekscytuje i chyba snobuje, że tradycja taka niezwykła, długa że hoho! a mnie ich ciastka zwyczajnie nie smakują - małe, drogie i ... nijakie, bez wyrazu, niemal jak trociny.
6. albo oferta uboga tak, że de facto ciastek mogących uchodzić za tortowe byłyby może ze trzy do wyboru. A cała reszta to takie zwykłe ciastka.
7. no i jeszcze 2x top-snob, ale mnie smak nie przekonuje - takie nic szczególnego, a ceny absurdalne, obliczone moim zdaniem na cyckanie frajerów śliniących się na markę i firmę.
I tak 6 kilometrów miasta przeczesałem. Ale przynajmniej jadalne kupiłem. Siostrunia, od kiedy sięgam pamięcią, zawsze psioczyła na ofertę warszawskich cukierni, z wielkim uznaniem wypowiadając się o krakowskich. W Krakowie parę lat już nie była i ciekawe czy ta różnica nadal jest widoczna.
A skoro o ciastkach mowa... ...niektórzy to w czepku urodzeni są - starczy że w kafejce siądą i choćby "Metro" zaczną czytać, a już ciacho na nich leci. Ale to nihil novi sub sole - dziedzicowi to i byk się ocieli, a chłopu to własna żona w łóżko się zesra.