Ranek nie zapowiadał niczego nieprzyjemnego. Wstanie, śniadanie, szykowanie wyjścia na zakupy. Poszedłem na bazar, gdzie kupiłem śliczne dalie - teraz za oknem pokoju mam bajecznie kolorową baterię. Wróciłem, posadziłem i pojechałem do modelarskiego kupić sobie nagrodę.
A w drodze powrotnej, którą odbyłem długim międzydzielnicowym spacerem, jakoś mnie opadły smuty. Jakoś tak nagle.
Niemiło, aż dławiło.
Nawet z samochodziku się nie cieszyłem.
* * *
Teraz zaś... komentarz Panteraza przypomniał mi, jak bardzo "cywile", czyli ludzie nie mający dziś styczności ze szkołą, nie zdają sobie sprawy z tego jak dalece różni się ona od tej sprzed choćby 10 czy 15 lat.
Polski system oświaty zdaje się być reformowany pod hasłem wykorzeniania i zapobiegania złu. Matury zmieniliśmy, żeby zlikwidować korupcję. Prawa ucznia i procedury zmieniamy by chronić go przed niedobrym nauczycielem. W trosce o "przyszłość narodu" chuchamy, dmuchamy i ułatwiamy. W rezultacie hodujemy - bo wychowywaniem trudno to nazwać - naszą rodzimą odmianę Pokolenia Y. Pod hasłem dbałości i troski o młodego człowieka w gruncie rzeczy krzywdzimy go, tworząc w szkole sztuczne, demoralizujące i demotywujące warunki, niewystępujące w dorosłym życiu, w które
tego młodego człowieka
bez ostrzeżenia wrzucamy na końcu taśmy produkcyjnej systemu. Socjalizacyjnie ten system jest oszustwem.
Na deser parę ciekawostek. Jeśli uczeń nie dostał zagrożenia (jedynką), to mu tej jedynki nie można postawić na koniec roku. Innymi słowy, jeśli dostał ocenę przewidywaną "dopuszczający", to może przez ostatnie tygodnie sobie bimbać i nic nie robić, a jedynki już i tak nie dostanie.
Jeśli uczeń nie przyszedł na klasówkę i ma tę nieobecność nie usprawiedliwioną, to nie wolno mu postawić za to jedynki. Nie przyszedł, to nie przyszedł - widać nie miał ochoty.
Uczeń może w majestacie prawa opuścić bez usprawiedliwienia połowę lekcji w roku. Nieklasyfikować go (co oznacza konieczność zdania egzaminu) można tylko wtedy, kiedy opuścił co najmniej połowę lekcji w okresie (okres to I półrocze, albo cały rok szkolny). Państwo wydaje pieniądze na zorganizowanie szkoły, wymaga, żeby każdy do tej szkoły chodził, po czym zgadza się, by można było praktycznie bezkarnie nie chodzić na połowę zajęć. To ładny przykład filozofii naszego systemu oświaty.