W pracy jakoś wszystkie lekcje na pełnych obrotach, tak, że pod koniec już jakoś tak oddychało się troszkę inaczej. Po pracy - drzemka ścięła z nóg. Teraz - prace przede mną się szczerzą. Lekkomyślnie obiecałem klasie, że im jutro je oddam. Lecz jestem w połowie i mam dość. Jutro trzeba wstać o piątej - cóż za nieludzka godzina! Tak wczesne wyjścia z domu zwykle budzą pewne wspomnienia. Mam już drugi prezent - dla Dziedzica. Dla Dziedzicowej - pomysł. Ani prezentu, ani pomysłu dla Schwester, no i oczywiście dla ojca - ten zresztą jak zwykle najgorszy do oprezentowania.
Skończyłem "Operację 'Dzień Wskrzeszenia'" - głównie dlatego, że przelatywałem wzrokiem po niektórych (większości) stronach, zaciekawiony jak się ogólnie potoczy historia. Zacząłem "Wampira z M3"... No, niestety - Pilipiuk... Mam wrażenie, że moja nostalgia za Peerelem nie jest dość silna, żeby przesłonić "walory" tej literatury; z pewnością nie pomaga w tym fakt, że tej nostalgii mam nader znikome ilości.