Tygodnie przelatują w mgnieniu oka. Nie wiem kiedy. Stres mnie wykańcza. Zbliżający się koniec klas trzecich działa na mnie fatalnie. Spina i boli już co tydzień, po parę dni. Podobnie reaguję na rodzinne spotkania, które niestety akurat przypadają (raptem dwa, ale to wystarczy). W zapamiętanych strzępach snów nieustannie już przewija się tematyka pracy. Dziś na przykład pani wizytator troskała się, że za mało zajmuję się swoją klasą. Próby odwrócenia uwagi przy warsztacie przypominają spacer człowieka bez rąk i nóg. I bez tragarza. Wspaniałe rozluźnienie i odprężenie.
Na Netflixie (jak zwykle po kawałku) obejrzałem "Siódmego syna" i ponownie (poprzednio w kinie) "Miasto '44". Świetne na poprawę nastroju - optymizm wprost bije z ekranu. Nie mogę sobie przypomnieć co obejrzałem wcześniej.
Rzuciłem okiem na nowy informator maturalny dla szkoły ponadpodstawowej, tzn. informację jak będzie wyglądała matura z historii od 2023 roku. Nie wiem co oni biorą, ale to musi być mega towar... Wyrwali w kosmos tak, że Elon Musk powinien się do ich dilera zgłosić i do napędu swoich rakiet to pakować - latałyby lepiej niż Sokół Millenium.