Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 31 stycznia 2013

114.Błogosławione skutki zalania

Szczurki z górki znowu mnie zalały. Klosz łazienkowej lampy zamienił się w basenik, zaś z oprawki żarówki jak gdyby nigdy nic kapała sobie kropelka za kropelką. Poszedłem do nich z tą radosną wieścią (Matkobosko, co za slums!!!). Jak zwykle: nie wiadomo skąd ciecze, u nich wszystko sucho! Postraszyłem, że jak szybko nie odkryją miejsca przecieku to kiedy u mnie dojdzie do zwarcia, to tylko ich te spięte wolty rąbną. 
Jak przestali korzystać z wanny, to cieczenie ustało, ale ich wanna szczelna jest i nic absolutnie nie przepuszcza, a nie korzystają tylko tak, na wszelki wypadek! Cóż za zawiła łamigłówka, prawdaaa?
Takie to uroki mieszkania w bloku.

Sprawy z tym związane zajęły w znacznym stopniu moją uwagę. Musiałem wyłączyć prąd w połowie mieszkania, a żeby nie siedzieć po ciemku i choć do kompa się dostać, trzeba było przeciągnąć kabelkiem prąd z zasilanej połówki, co wymagało nabycia rzeczonego kabelka, poprzez pojechanie do bardzo, bardzo dużego sklepu z między innymi kabelkami. 
Potem szukając zajęcia upiekłem ciasto i porcję zaniosłem rodzicom. Wróciłem okrężną nieco drogą dla spaceru. Ciepło się zrobiło pod wieczór i wiatr zelżał. Nie miałbym nic przeciwko temu, aby mróz już nie wrócił. Myśli były tylko smutne, więc nienajgorzej. 
Gdzieś w necie przemknęło mi określenie  facetów po czterdziestce przez  jednego z naszych "braci w orientacji" per "próchno". Nie przejąłem się tym zbytnio, bo już przywykłem do ageizmu (szczególnie silnego) w naszym światku, ale jakoś mimo wszystko przykre to było.


niedziela, 27 stycznia 2013

113.Ponad parter piramidy


"Życie to walka o ślad. Niektórzy mówią, że człowiek żyje po to, żeby kochać." 
                                                                   Andrzej Seweryn

Cóż, po mnie nic nie zostanie [a imię me - Legion ;-) ]. 

Puste, jałowe i bezużyteczne jest życie bez miłości. Miłości rozumianej jako szczególna osobista więź, poczucie istnienia kogoś dla kogo jesteśmy najważniejsi na świecie i kto dla nas jest najważniejszy na świecie. "Jesteśmy" i "jest" - bezwarunkowo, z akceptacją, a nie chęcią zmieniania i dopasowywania do własnych oczekiwań.

Naturalnie, że można żyć bez tego. Świat pełen jest takich ludzi. Ale nie pociąga mnie, ani nie zadowala taka krowia egzystencja, zredukowana do jedzenia, spania i wypróżniania, w której oryginalną treścią życia staje się znalezienie lepszego kawałka pastwiska, odepchnięcie innej krowy od żłobu, czy  (zwane w bardziej wysublimowanych formach - "pasją")  podziwianie pięknych widoków i obłoków oraz mlaskanie ozorem na widok pięknego byczka (czy krówki - ganz egal).

 Nie wiem po co żyję; dlaczego, wiem - bo się urodziłem. ;-)  Większość życia mam już za sobą i trudno wykrzesać z siebie, już nie optymizm, ale choćby motywację, względnie poczucie sensu wiedzenia reszty. Dla krowiej egzystencji? Naturalnie, że można, tylko po co? Ktoś, cynik zapewne, powie, że mam wymagania, że hoho! Sensu życia oczekuję! W głowie mi się przewróciło! A tu trzeba się po prostu z wegetacji trwającej cieszyć, że trawka soczysta i od czasu do czasu apetyczna koniczynka czy inny pasternak się trafi.

Rozumiem niejaką mądrość takiej postawy, opartej na przeświadczeniu, że trzeba umieć cieszyć się z rzeczy małych i drobnych, żeby życie nie stało się piekłem na ziemi. Wiem, że pokorni mają łatwiej. Ale wciąż nie potrafię się przekonać, że pragnąłem w życiu zbyt wiele. Jeśli czułość, ciepło, miłość, bycie kochanym  to wymaksowane opcje dostępne tylko nielicznym, to wszystko to jest chujowo niesprawiedliwe.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

112.Nie ucz się - znajdziesz w necie!

Mówi się, że nowoczesny uczeń znakomicie porusza się w przestrzeni netu, ściąga potrzebne mu informacje z róźnych źródeł, w domyśle - podręcznik to przeżytek. Ważne jest nie posiadanie wiedzy, lecz umiejętności szybkiego wyszukiwania potrzebnych informacji.

Praca na lekcji w parach, mogą korzystać z podręczników, atlasów i netu.
Temat: Powstanie warszawskie.
Polecenie: Przedstaw przyczyny klęski powstania warszawskiego.

A czytam: 
Niechęć kierownictwa powstania do prowadzenia walki. Brak wiary w zwycięctwo i próby pertraktacji z carem. Powstanie wywołali młodzi szlachcice, rewolucjoniści, którzy nie mieli odwagi i doświadczenia, aby pokierować walką. Przewaga wojsk rosyjskich. Brak pomocy ze strony mocarstw zachodnich. Nie przeprowadzenie reform społecznych. 
Jedna praca, druga, trzecia! Myślałem, że mnie szlag na miejscu trafi. "Car", "szlachcice", "wojska rosyjskie" i nic! Nic tumanom nie świta, że coś nie pasuje. Siedzi jedno, drugie, trzecie i żadne nie ma refleksji, że coś nie halo! Taka do nas młodzież od kilku lat idzie, a my ich mamy do matury szykować. Przy takim myśleniu? To może ja na topmodela się zgłoszę? Szanse podobne.


Pikanterii sprawie dodaje fakt, że na stronce, z której te moje matołki ww. cytat ściągnęły jest jeszcze ciąg dalszy tej wypowiedzi:

Myśle, że pomogłam, to dyktowała nam nasza historyczka, wiec wszystko jest dobrze. Pozdrawiam
Tak bardzo chciałbym wierzyć, że to tylko głupiej panience się pomyrdało, a nie pani tak podyktowała. Tak bardzo chciałbym...

niedziela, 13 stycznia 2013

111.Ślimaczek

Refleksje przyjaciółki na temat samotności, godzenia się z nią (samotnością znaczy, z przyjaciółką nie gniewamy się), układania sobie życia, akceptowania stanu rzeczy. W zasadzie ograniczyłem się do potakiwania, bo co miałem mówić? Że mam podobnie, z tą wszelako drobną różnicą, że już zrezygnowałem ale jeszcze nie polubiłem? Ona mówiła i mówiła, a w myślach biegła druga narracja, inicjowana jej przemyśleniami, ale odnosząca się do mnie i mojego, pożal się Boże, życia. 

Kinderniespodzianka z ostatnią brakującą (siódmą) z serii figurką - ślimaczek ma śmieszną mordkę. Sam nie wiem co mnie naszło, żeby tę tandetę zbierać. Czekolada byle jaka i wyrzucam ją. Chyba bawi mnie właśnie ta niepewność co będzie w środku - zabawna figurka, czy jakiś rozpaczliwie idiotyczny badziew? Trochę to mnie zaskakuje, bo nie lubię niespodzianek.   Może jest ze mną gorzej niż mi się zdaje? Zanim jakaś nikczemna kreatura w komentarzu skwapliwie potwierdzi, może lepiej oznajmię stanowczo i dyskusję w zygocie ucinając: stan pacjenta stabilny i uświadomiony, rokowania od lat znane - gówniane, więc morda w kubeł. No!

Tradycyjne mdłości z  prac sprawdzania konieczności.

Na rodzinnej imprezce świeżo upieczona zaręczona lata i podtyka wszystkim pod nos pierścionek zaręczynowy. Zaatakowany wujek narzeczonego ponuro: 
-Wyrazy współczucia!


piątek, 11 stycznia 2013

110.Refleksje na koniec tygodnia

Kolejny półdobowy maratonik w pracy zaliczony, nawet nie było kiedy się w dupę podrapać. Mam nadzieję, że ostatnim interesantom nie bredziłem już kompletnie od rzeczy. 

Urzekające są zebrania w pracy - ta barwna parada głupoty i bezrefleksyjności doprawdy wciąż umie budzić zadziwienie. To umiłowanie własnego głosu skłaniające do rozwlekłego ględzenia.  Ta radosna nekromancja sięgania po dawno słusznie odrzucone i pogrzebane rozwiazania, rodząca się głównie z przygnębiającej krzyżówki kurzej pamięci i cholerycznego usposobienia. 

Zasmucające poczucie wstydu i bezradności, gdy matka ucznia cytuje teksty jednej z nauczycielek pod adresem uczniów. Jak pasterz lękiem podszyty, to święte krowy rosną w oczach i prosperują bezkarnie. A kiedy mówię na naradzie o zachowaniach przemocowych wśród czcigodnego grona to dostaję publiczny opieprz od dyrekcji.

Wydawało mi się, że kiedy dziecię dostaje jedynkę na półrocze, to naturalnym odruchem rodzica jest pójść do nauczyciela i dowiedzieć się - dlaczego, a także - jak pomóc dziecku. 90% rodziców do mnie się nie pofatygowało. Przychodzą do nas w coraz większym odsetku dzieci w pewnym sensie porzucone i zaniedbane - nawet jeśli z kompletem rodziców, i z niebiednych domów.

Wspaniale czyta się "Pieśń lodu i ognia". I hate Frey!

środa, 9 stycznia 2013

109.Błogosławieństwo pracy

Pobudka, śniadanie, praca w pracy, powrót, po drodze zakupy, obiad, net/praca/lektura/praca/net, sen. Dobra rzecz - praca, absorbuje uwagę i myśli, pozwala życiu przemykać szybciej i mniej postrzeżenie, prowadząc do finału. Emerytura to zło.

niedziela, 6 stycznia 2013

108.Gra o tron - refleksje


Jestem w trakcie lektury "Pieśni lodu i ognia" George'a R.R. Martina. Świetnie się to czyta. Choć przeczytałem dopiero dwa tomy, to już się troszeczkę zmartwiłem, że saga jeszcze nie jest skończona - z septologii ukazało się dopiero 5 tomów, a więc kiedy przeczytam piąty tom, będę musiał czekać nie wiadomo ile na dokończenie lektury. Cóż, mówi się trudno i kocha się dalej.

Kupiłem sobie "powieść graficzną", czyli po mojemu po prostu komiks, na podstawie I tomu cyklu czyli "Gry o tron" - dobrze, że przeceniony o połowę w Matrasie, bo nie wart tych katalogowych 49,90 zł. Obrazki dość paskudne, twarze rysowane na tyle podobnie, że postacie "zlewają się". W ogóle wrażenie plastyczne grafiki jest dość odpychające - kojarzy się ze sztucznością i tandetnym plastikiem. Mam minimalny kontakt ze współczesnymi komiksami, ale porównując z (XXI-wiecznymi :-), by pominąć starsze) ilustracjami J. Cassadaya czy K. O'Neilla, to kreska T. Pattersona rozmija się zdecydowanie z moim gustem plastycznym.

Oglądam I sezon ekranizacji ww. sagi stworzony przez HBO i jestem nie tyle rozczarowany, bo rozumiem ograniczenia i straty przy ekranizacji lektury, ile raczej nieprzekonany. Wizja twórców filmowego świata Westeros rozmija się z moimi wyobrażeniami ukształtowanymi na podstawie lektury. Nie podoba mi się przesunięcie estetyki w kierunku "średniowiecznego brudu". Naturalnie to lepsze niż efekt "zamiecionego studia" znany z seriali o Herkulesie (z Kevinem Sorbo) czy szmiry o Xenie wojowniczej księżniczce, ale i tak mi się nie podoba z powodu przesady.
Nie podobają mi się kostiumy z Królewskiej Przystani, hełmy zwłaszcza (szczególnie Złotych Płaszczy) - są jakimś takim niespójnym tandetnym zlepkiem tego co akurat się poniewierało w magazynie wytwórni. Zbroje także wg książki były o wiele bardziej efektowne (choć można by poważnie dyskutować, czy emaliowana zbroja miała sens praktyczny >:-)

Nie podoba mi się część decyzji obsady: Sean Bean jest zdecydowanie za stary do roli Neda Starka - facet ma pięćdziesiątkę, a powieściowy pan Winterfellu ma dopiero 32 lata! Do tego Bean gra go tak, jakby był stale otępiały na prozakowym głodzie.

Catelyn Stark jest za stara. Ja rozumiem, że urodzenie 5 dzieci może odbić się na urodzie kobiety, ale bez przesady - Michelle Fairley dobijając do pięćdziesiątki nie wygląda na trzydziestkę.

Jaime Lannister jest przystojny, ale też raczej za stary. Kate Dickie jako Lisa Arryn jest drewniana, a w książce przecież to nielicha nerwica nieleczona. Sansa Stark jest jakaś taka niewydarzona i bezbarwna. Renly Baratheon wygląda dość głupio - w książce ma długie włosy i jest niesamowicie przystojny, tymczasem Gethin Anthony ma krótkie i jest tylko słodki.
Mam mieszane odczucia co do Aidana Gillena w roli Littlefingera - w jego grze jest coś co mnie nie do końca przekonuje. Nie umiem określić co, ale coś mi w niej nie pasuje.

Ale doceniam sukcesy - Peter Dinklage jako Tyrion jest świetny. Charles Dance jako jego filmowy tatuś nie powinien zaskakiwać - to mistrz nad mistrze. Bardzo dobra jest Maisie Williams jako Arya Stark. Dobrych jest także kilka postaci drugoplanowych (zwłaszcza z Nocnej Straży - Mormont, Thorne, małolaty).

czwartek, 3 stycznia 2013

107.Sit ei terra levis

Paskudna pogoda, plucha, zimny wiatr, szaro, smutno. Przejmujący lament dzwonów towarzyszący w ostatniej drodze z małego wiejskiego kościółka na pobliski cmentarzyk.

Pogrzeb jednego z moich wychowanków, absolwenta sprzed kilku zaledwie lat. Taki zamknięty w sobie, grzeczny, skromny, dobry chłopak... Z absolutnie niezwykłym samozaparciem pokonujący trudności w nauce - żaden inny uczeń mi tak nie zaimponował jak on. Wciąż mam przed oczami jego zakłopotany, niepewny uśmiech, kiedy gratulowałem mu wyników matury, tuż po odebraniu przezeń zaświadczenia o wynikach. Ucieszył mnie podwójnie - tym, że zdał, i tym że zdał lepiej niż średnia szkoły.  

A dziś nie było go już, stała tam tylko mała skrzyneczka.
W pamięci jeszcze został obraz miłego, ładnego chłopca, coraz bardziej zacierający się w miarę upływu lat, który kiedyś zniknie zupełnie gdy odejdą z tego świata ostatni którzy go znali.

środa, 2 stycznia 2013

106.Grunt to samoświadomość

Dialog z przyjaciółką.

- Eee...Zastanawiałeś się może czy ty nie masz czasem depresji?

- Rozważałem taką możliwość. Ale ją sobie wykluczyłem.


wtorek, 1 stycznia 2013

105.Szczęśliwego Nowego Roku

Niech ten nowy 2013 rok, będzie dla Was rokiem nie gorszym od minionego.
A jak się da,
to niech okaże się takim, który będziecie  wspominać: 
"To był naprawdę fajny rok, jak rzadko który!". 
I nie będzie w tym cienia ironi. :-)