Przeczytałem ciekawie i ładnie edytorsko wydaną książkę*) zawierającą zbiór listów i kartek pisanych do dwóch młodych Żydów kaliskich, którzy uciekli do Rumunii przez ich bliskich uwięzionych w warszawskim getcie. Osobliwa dwoistość ludzkich poczynań - Rumuni wymordowali część swoich Żydów, równocześnie części, w tym uchodźcom z Polski, pozwalając jawnie kończyć szkoły i podejmować studia; odmawiając przy tym wydania w ręce niemieckie i nie zamykając w gettach.
Emuś wpadł z wizytą - pierwszą od kilku miesięcy. Przeżywa biedaczysko porzucenie, i to tak bardzo, że nie chce o tym mówić. Z półsłówek można wnioskować, że tamten (od "chemii", z notki nr 400) nieładnie się z nim obszedł. Gdybym miał lepszy nastrój to bym parsknął śmiechem na jego wyznanie, że musi sobie znaleźć dodatkową pracę, aby się czymś zająć. Do kupy wziąwszy z obecną to byłoby tego tak pod dwa etaty. W kontekście rozmowy z notki nr 410 to dość paradne. Chwilę posiedział i poszedł.
A mi jakoś tak smutniej się zrobiło. Cóż mi po znajomych, kiedy mają swoje życie i plany, a umówić się na coś wspólnego, to tylko na najogólniejszym poziomie zgoda, ale już krok dalej na drodze ku konkretowi, to błyskawicznie rosnące mury komplikacji. Podziwiam ludzi, którzy potrafią sobie znajomymi życie wypełnić. Ja jednak po tylu latach życia utwierdzam się w przekonaniu, że istotną wartość ma tylko partner/partnerka i przyjaciel, a znajomi? To tylko elementy uzupełniające w życiu - nie zastąpią postaci pierwszorzędnych. To trochę jak z tym starym kawałem: "Dwóch ludzi na pustyni. -Masz coś do picia? -Mam, oranżadę w proszku." Kiedy zaś tych pierwszorzędnych elementów braknie, surogowanie ich dodatkami z tła (moim zdaniem) czyni życie żenującym; to jak udawanie.
___________________________________
*) Jakub Gelbart "Adresat nieznany".
Mam wielu znajomych , ale oni w istocie nie wypełniają mojego życia. Sens mu nadają postacie pierwszorzędne, które szczęście mam mieć przy sobie. Okazuje się, iż najstarsza przyjaźń ma ponad dwadzieścia lat :)). Niestety próby czasu nie wytrzymała ta najcenniejsza ... gejjednak nie potrafi być najlepszym przyjacielem kobiety.
OdpowiedzUsuńA ja właściwie to prawie nie mam znajomych. Tylko M&M. W szkole miałem może najwyżej kumpli, ale kogoś, kogo mógłbym nazwać przyjacielem - nigdy.
UsuńMrA zatem wszystko przed Tobą. o ile oczywiście pozwolisz komus tak bardzo sie do siebie zbliżyć. Ogarnięty jesteś, wypowiedzieć się umiesz, gwoździa wbić potrafisz, szafkę zrobić - jesteś idealnym materiałem na przyjaciela:)))))))))))))
UsuńMam zupełnie inne spojrzenie na tę kwestię. To co piszesz to kryteria na znajomego - wartego zadbania, bo użytecznego. A przyjaźń rozumiem jako relację jednak bardziej bezinteresowną, przynajmniej na takim poziomie korzyści. Nie znaczy to, że przyjaciel nie może pomóc, ale chodzi o to, by nie myśleć o nim w tych kategoriach.
UsuńA piszę z własnego doświadczenia: trzeba zamek wymienić, kran naprawić, pralkę przestawić, mieszkanie znaleźć - dzwonimy do Mr A! Wygodnie mieć taką "złotą rączkę" na telefon.
Mówiłem, że ogarnięty jesteś:)))) Żartowałem powyżej, a z tym, co poniżej napisałeś zgadzam sie w 100%.
UsuńTia, ogarnięty! Szkoda tylko, że własnego życia nie ogarnąłem. :-(
UsuńOgarnąłeś na tyle, na ile mogłeś. Nie na wszystko mamy wpływ.
UsuńFakt, tak krawiec kraje, jak mu materii staje, jednak i tak poczucie frustracji, że się gołym ciałem świeci, dotkliwe.
UsuńO ile mnie pamięć nie myli, to kiedyś M. zasługiwała na miano przyjaciółki ... czyż nie !?
UsuńW zasadzie... może i tak, ale jakiś czas temu trochę się rozluźniło między nami i teraz nieco inaczej oceniam tę naszą relację.
UsuńMasz absolutną rację MrA, znajomi to... znajomi.
OdpowiedzUsuńA bzdury opowiadacie. Owszem ważni są i wypełniają nasze życie najbliżsi i przyjaciel/e. Nie wyobrażam sobie jednak życia bez znajomych. I nie jest ważne to, że pojawiają się tylko jakoś na obrębie naszego życia, ale są
OdpowiedzUsuńi fajnie się z nimi spotkać, nawet raz na rok. No nie wiem, może ci moi znajomi jacyś inni są.
A ci Twoi znajomi to są "oprócz" czy "zamiast"?
UsuńOprócz/zamiast czego/kogo? Możesz doprecyzować?
UsuńOdnosiłem się bezpośrednio do Twojej wypowiedzi z 11:13, mając na myśli (raczej retorycznie pytając) czy Twoi znajomi są "oprócz" najbliższych i przyjaciół, czy też "zamiast" nich. Bo moim zdaniem, znajomi mają sens jako uzupełnienie najbliższych, są elementem dodatkowym tylko i w sytuacji deficytu najbliższych nie są w stanie skompensować tego braku. Reasumując - żadne bzdury, jeno szczera prawda, doświadczeniem życiowym ukrzepiona. :-P
UsuńNadal się z tym nie zgadzam:)
UsuńZnajomi nie są uzupełnieniem, są kategorią samą w sobie.
Kategorią uzupełniającą. :-P
UsuńNo nie dla mnie:))))
UsuńJA tez mam znajomych, których lubię, z którymi się spotykam od czasu czasu. Jest to jednak inna jakość relacji, luźna i dalsza, choc serdeczna. Przyjaciół się kocha, znajomych sie lubi.
OdpowiedzUsuń...albo znosi. ;-)
UsuńLubi. Znosi się tych, z którymi z racji np służbowych obowiązków trzeba się stykać.
UsuńKocham to ja jednak mam zarezerwowane dla bardzo wąskiej grupy. Pozostałych w tym przyjaciół - po prostu lubię, bardzo lubię lub uwielbiam:)
UsuńJa tez, tyle że to "uwielbiam" to już podchodzi pod kochanie:) kocham przyjaciol, których uwielbiam:)))))
UsuńHmm, u mnie to chyba jednak tak nie działa:))))
UsuńDla mnie przyjaźni również jest miłością :)
UsuńSmutna refleksja dotycząca znajomości. Niestety, prawdziwa. W pewnym momencie też to do mnie dotarło, kiedy uświadomiłem sobie, że jestem dobry, kiedy trzeba wnieść meble do czyjegoś mieszkania albo wysłuchać po porzuceniu. To nie znaczy, że zerwałem te znajomości, ale musiałem się (w lekkich bólach, przyznaję, bo miałem inne oczekiwania) przestawić na traktowanie ich lżej emocjonalnie. Szkoda...
OdpowiedzUsuńAbsolutly_amateur
No właśnie, brzmi znajomo. :-(
UsuńJa nie o tych znajomych/przyjaciołach, lecz o tej proszkowej, bo ona mi w głowie tak zostałą - jest a właściwie to była super, przypomniały mi się chwile z dzieciństwa ;-)
OdpowiedzUsuńJar jak dobrze, że wywołałeś temat:) Spowiadać mi się tu na-ten-tychmiast, czy Wy również oranżadę w proszku spożywaliście na sucho, zlizując z ręki, czy tylko ja byłem tak zboczony?:)))))
UsuńPo zalaniu wodą robiła trochę syku i tyle. Po bąbelkach nawet ślad nie zostawał. I smak miałą jakiś taki mdły. Co innego w ustach - bąblowałą, że aż miło i smak miała idealny, czyli tak kwaśny, że aż język wykręcało:))))
UsuńNa sucho, zawsze:)))
UsuńW vibovit z torebki na sucho też wyjadałeś? To dopiero było pyszne:))))
Vibovit był nieco gorzkawyna sucho, znaczy wytrawny. Natomiast Visolvit to była prawdziwa rewelacja. Pamiętam, że jak mieliśmy Visolvit, bawiliśmy sie w przyjęcie, bo robił za szampana:))))))))))))))))
UsuńJesienią kupiłem w patece Visolvit i wpyliłem na sucho jak w dzieciństwie. Smakował mi tak jak wtedy:)))
A nie visolvit aż tak mi nie smakował:)))) Zdecydowanie vibovit, do dziś podżeram dzieciom:))))
UsuńWolałaś "szampana" w wersji wytrawnej (Vibovit), a ja w wersji semi sweet (Visolvit):)))))))))))))))))))
UsuńA widzisz, od dzieciństwa miałam wysublimowane gusta:))))))))))))))))))))))))))))))))))
UsuńWytrawne:))))))))))))))))
UsuńUtrzymuje się to obecnie w miłości do win wytrawnych:))))))))))))))))))))))))))))))
UsuńOczywiście, że na sucho, w wodzie już nie była tak wspaniała :D Choć zależało jeszcze od rodzaju :D Mniam :)
OdpowiedzUsuńKażdego rodzaju Jar, każdego. Po zalaniu wodą wychodziły z tego - pardon my French - jakies siuśki. Tylko na sucho smakowała właściwie:))
UsuńWszystko to Kolego kwestia smaku ;-)
UsuńJak to w życiu Jar:))
UsuńJa się chyba tym nie zajadałem, bo jak przez mgłę sobie konsumpcję przypominam - już opakowania prędzej. Ale za to pamiętam napój orzeźwiający HMBMS - zimna woda z cukrem i kwaskiem cytrynowym. :-)
OdpowiedzUsuńNo i wszystko jasne - to przez tę chemię z dzieciństwa tacy teraz jesteśmy! ;-)
Czyli ogarnięci, fajni, wygadani, mądrzy i przystojni:)))))))))))))))))))))))))))))))))
UsuńI świetni w łóżku, zapomniałeś napisać. :-))
UsuńTo oczywista oczywistość:)))))))
UsuńWidzę, iż wiatr w żagle Pan łapie. Humorek wszak wraca ... tylko tak dalej :)))
UsuńOd początku podejrzewałem, że Mr A ma kawał poczucia humoru i jak widać nie myliłem się:))
UsuńTo ładnie z Waszej strony, ale grzeszycie optymizmem.
UsuńHa. I jeszcze nam oczy zamydlić próbujesz:)))
UsuńTradycyjnie pora już późna to nie będę czytał 44 komentarzy, ale wracająć do tekstu. Chcesz czekać na tą jedną miłość, która ma zastąpić tą resztę znajomości... no qrwa podziwiam do cyca. Możesz sobie na to liczyć, a im starszy jesteś to się co raz bardziej możesz przeliczyć. Jak jej już nie masz, to jej mieć nie będziesz na takim poziomie na jakim być chciał mieć. To podobnie jak z motylkami w żołądku. One (co pisałem tu kiedyś) są inne w wieku 20 lat, 30 lat, 40 lat, niezależnie od tego co napiszą inni do cyca! Mnie w ostanim czasie udało się nawiązać jako taki kontakt z 979, ale jak wyjedzie za granicę (bo taki ma plan) to zostanę tu sam jak Ty. Dlatego staram się delikatnie mu wyperswadować ten wyjazd. Jednak, jak mi się nie uda, będziemy oboje samotni bo następnego, a 979 znam go 8 lat już mieć nie będę. Więc Ci znajomi to nie do końca elementy uzupełniające, jeżeli jest ktoś do wyłowienia z nich to rób to, bo czas ucieka.
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie przeczytałeś komentarzy, bo tam znalazłbyś wskazówki by inne wnioski wyciągnąć. Uważniejsze czytanie notatek też by się przydało, bo mam wrażenie, że dowiaduję się o swoich planach i zamierzeniach rzeczy zgoła nowych.
UsuńPrzyznam, że jak czytam komentarze Adiego to zawsze mam wrażenie, że różne blotki czytaliśmy:)))))
UsuńAleż człowieku prawie po fachu. Już pisałem wielokrotnie, że z braku czasu, bo ten mam zajęty okolicznymi mięśniakami, czytam notki w biegu, często jak teraz przed spaniem, do tego jeszczę trochę wypiłem, stąd moje rozumienie ich i ukrytych znaczeń jest trochę ograniczone. Dla mnie to czasmi trzeba wyłożyć kawę na ławę, inaczej mogę w pierwszej chwili nie znaleźć ukrytego znaczenia, a w drugiej chwili już zupełnie, bowiem jakiś mięśniak zajmie mi ją sobą. No cóż, i tacy czytelnicy się zdarzają.
UsuńI znowu taka pora, a Wy chcecie ode mnie trzeźwego myślenia. No jednak nie do cyca.
A to zdanie: "Podziwiam ludzi, którzy potrafią sobie znajomymi życie wypełnić. Ja jednak po tylu latach życia utwierdzam się w przekonaniu, że istotną wartość ma tylko partner/partnerka i przyjaciel, a znajomi?" to tak troche do mnie? To jeżeli tak to odpowiem. Wczoraj bliskie spotkanie ze 174, dziś już kopulacja z 972 i czego więcej chceć?
Przyznam, iż bardzo osobliwe masz podejście …
UsuńNie przypominam sobie, bym pisząc przytoczone przez Ciebie - Adi - zdanie, myślał akurat o Tobie. :-) To była refleksja natury ogólnej, a nie przytyk do jakiejś konkretnej osoby.
UsuńZaś co do tak zakreślonego przez Ciebie horyzontu szczęścia (względnie spełnienia), to mam wrażenie że te plasterki piramidy Maslowa mamy ułożone jednak trochę inaczej. :-)
Jaka prosta recepta na szczęście: bliskie spotkania kopulacyjne. A człowiek durny wymyśla sobie jakieś emocjonalne zachcianki, bliskościowe fanaberie i utrudnia sobie, juz i tak niełatwe, życie. Ech...
UsuńJuż powstały dwie następne notki, a jeszcze tu. Kiedyś tą piramidę (to tak po moim pierwszym i ostatnim lubym, z którym byłem 3 lata) miałem ułożoną jak Ty. I mógłbym w tym tak trwać i stękać jak Ty. Jednak przestawiłem piętra w niej i teraz nie narzekam. One mogły by zostać na poziomach wcześniej określonych, ale co by mi to dało? Permamentne szukanie tego jedynego, tego z mózgiem i innymi szlachetnymi wartościami. Mógłbym tak szukać i szukać, i szukać, i szukać...
UsuńBardzo przepraszam, ale chciałbym zwrócić uwagę, że MrA nie stęka. MrA jedynie zmysłowo wzdycha. Czasem. Tak domniemywam.
UsuńSłusznie, jak sądzę, domniemywasz. Dziękuję Ci, Adasiu.
UsuńChociaż tę zmysłowość to mógłbyś sobie darować - w zestawieniu ze mną to brzmi jak szyderstwo.
Wybacz, ale serdecznie się roześmiałem po przeczytaniu powyższego. W kontekście komentarzy pod ostatnim postem u Atlu, zmysłowość w zestawieniu ze mną brzmi równie szyderczo.:)))))))))))
UsuńMa to w sumie jednak pewną zaletę - nie musimy się oglądać za siebie czy ktoś za nami nie goni.
UsuńMiałem na mysli imputację deficytu seksualnego, która pojawiła się pod ostatnim postem na blogu Atlu....
UsuńTak, zauważyłem. Cóż, być może iż ów deficyt bierze się nam z niedostatku zmysłowości. Aż strach pomyśleć, ileż zmysłowości musi mieć nasz Adi! :-)
UsuńByć może.... Nie. Jednak nie. Zdecydowanie nie:)))))))))))))))
UsuńA. przeczytałem to, co wyżej napisałem o tym wzdychaniu zmysłowym i uświadomiłem sobie jak bardzo to jest dwuznaczne. Wybacz. Proponuje po prostu usunąć te moje komentarze
Usuń:-))
UsuńNie widzę powodu do usuwania. :-P
"[...] tylko miłość/ wariatka ta sama" jak twierdził Jan Twardowski, który wielkim poetą był. I rację miał! Niezależnie od tego, co napiszą inni. :-)
OdpowiedzUsuń