Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 30 listopada 2020

1176.Jak opluty

Właśnie skończyłem sprawdzać prace. Rzyg. Praca na lekcji, dość proste (jedno trudne) zadania z podręcznikiem, mogą skorzystać z sieci, ja cały czas na kamerce - mogą pytać. Większość - to samo, skopiowane z jednego adresu w sieci (wszystkie ćwiczenia z historii są już w sieci). Te same nonsensy, te same błędy. Wielka radość i elitarność, jak które przeczytało przed przysłaniem i jakoś próbowało poskracać, żeby autorskiego sznytu nadać (wyrzucając po prostu kawałki tekstu). Niektórzy, po skrótach nie przeczytali i nie poprawili bzdur które im z takiego mechanicznego skracania wyszły. Świetnie czująca się kumpelska ekipa powieliła jedną wersję z takimi rozpaczliwymi bzdurami, że jasnym jest iż nawet do tego nie zajrzeli, tylko Ctrl+C & Ctrl+V. Gdzie był jakikolwiek ślad próby modyfikacji to już dawałem tego "dopa i z Bogiem". Piątki też postawiłem, bardziej za staranie napisania oryginalnie (tzn. samodzielnie), niż za jakieś szczególne walory treściowe, których zresztą nie oczekiwałem. Ale w sumie mam cholerny absmak... 

Czuję się jak opluty, kiedy uczniowie mnie tak traktują i dają bez najmniejszego zażenowania takie gówniane "coś", oczekując że ja to przyjmę jako ich uczciwą pracę. W takich chwilach tak bardzo żałuję, że nie mogę zażądać zmiany przydziału i nie pojawić się więcej w tej klasie.


piątek, 27 listopada 2020

1175.Praca jak życie

Męczący tydzień i parszywa jego końcówka. Finisz sprawdzania prac jednej klasy, które szło mi wyjątkowo opornie. Frustruje mnie, że w listopadzie postawiłem bardzo mało ocen. Nie to co niektóre koleżanki, co od początku roku nastawiały dwa i trzy razy tyle ocen co ja. Niestety, czytanie prac przed ich ocenieniem bardzo mnie spowalnia. 

Dziś miotanie się nerwowe i lekcje zaczynane z opóźnieniem, bo admin zmienił hasło dostępowe do kompa, naturalnie nie wysyłając nowego. Sama radość tuż przed lekcją szukać po całej szkole sali z działającym sprzętem i ewakuować się z całym majdanem przed nadchodzącą "właścicielką" sali (niektóre koleżanki mają nad wyraz rozwinięty instynkt terytorialny i biada naruszaczom!). Procesory i pamięci - jedne drepczą, inne pełzną. Przy nieznanym kompie człowiek siada i nie wie - zawiesił się, czy jak na siebie wręcz śmiga! Ma stację dysków, żeby odpalić płytę z atlasem czy nie ma i będzie bez mapy? Ma wolne gniazdo USB, żeby pendrajwa wsadzić, czy wszystkie zapchane? Dla dyrekcji komputer to komputer - sztuka jest sztuka. 

Do tego standaryzacja oprogramowania u nas jest rozumiana specyficznie. Samych Windowsów mamy ze cztery generacje, przeglądarki, ofisy - szeroka gama, chyba wszystkie główne na rynku, do tego różne spersonalizowane ustawienia, niewylogowane konta, pozapisywane hasła, brak linków podręcznych, przeróżnie poustawiane / pochowane paski zadań... Jak trzeba coś na szybko zrobić, to człowiek zaczyna się miotać i kląć. A lekcje przecież robi się na tempo, nie można sobie odłożyć na wolną chwilę popołudniem. Nie wiem co z przygotowanych materiałów dydaktycznych uda mi się pokazać, co się w ogóle otworzy, co pójdzie, co nie pójdzie (bo aplikacja, bo pamięć, bo procesor...), czy to co widzę ja, widzą dzieciaki? Bo np. jeden komp w prawidłowo włączonym udostępnianiu treści z ekranu pokazywał mi kolejne slajdy, ale uczniom tylko pierwszy. Kurwicy można dostać. 

Do tego Dziedzicostwo ze Schwester urządzili mi wczoraj telekonferencję na temat (nie)bezpieczeństwa rodziców, do których znowu jacyś oszuści dzwonili. Czasem nachodzą mnie samokrytyczne myśli, czy nie przesadzam z poczuciem zagrożenia (wobec siebie) bądź podejrzliwością, czy mi z lekka nie odwala fiksum dyrdum, wówczas kontakt z tą trójką rozwiewa wszelkie me obawy i przywodzi ku przekonaniu, że przepełnia mnie bezgraniczna ufność wobec bliźnich, niezmierzona wiara w dobroć ludzką i w zupełne nieprawdopodobieństwo istnienia ludzi złych. Przy nich jestem po prostu ufny jak niemowlę! Tylko ceną za taką "terapię" jest jeszcze większy ból pleców i głowy niż miałem uzbierany przez cały tydzień. Sen? W kawałkach, by strzępami ich nie nazwać. Dziś czułem się koszmarnie i wyszedłem z pracy nie skończywszy pilnej papierkowej roboty, bo już naprawdę nie dawałem rady. Nie byłem pewien co robię, czy się nie mylę. 

Potem zakupy - jedne, drugie, do rodziców, do paczkomatu, do domu. I nagła myśl, że brakuje mi kontaktu z ludźmi (uczniami) w pracy - gadam do kamery, jak do ściany, mógłbym gadać do ściany, do kwiatka na oknie... Różnica byłaby żadna. Można powiedzieć, że praca dogoniła mi życie - nie ma ludzi.

niedziela, 22 listopada 2020

1174.Oko lecz nie Saurona

No i po weekendzie. Prawie nic do pracy nie zrobiłem i irytuje mnie to, bo powinienem nadgonić opóźnienia. Przez dwa dni bym w ogóle nie wychodził, ale dziś wieczorem przypadkiem odkryłem że od wczorajszego ranka w paczkomacie czeka na mnie paczka, której spodziewałem się dopiero po weekendzie. No to musiałem śród ciemnicy potruchtać do paczkomatu. 

Oko mnie boli od centralnego ogrzewania i czwartego sezonu "The Crown" - wkurzające. Gillian Anderson jako Margaret Thatcher, mimo że zupełnie niepodobna fizycznie (z twarzy), jest  znakomita. Nie tknąłem warsztatu, tylko właściwie głupio przepróżniaczyłem całe wolne. Poprzestawiałem pudełka z modelami, odzyskując przestrzeń w pokoju. A już za kilka godzin znowu do kieratu. 

Gdzieś w necie mignęło mi coś tolkienowskiego i pojawiła się stara myśl, jakby to było super wrócić sobie do LOTRa, zanurzyć się wyobraźnią w świat Śródziemia, zapomnieć o tej przygnębiającej teraźniejszości... Czysty eskapizm.


czwartek, 19 listopada 2020

1173.Kikutem po biurku

 Pracownicze badania okresowe to Polska w pigułce - słuszna idea zamieniona w praktycznej naszej realizacji w groteskową fikcję.

Na pierwszej linii rejestracja niezdolna od lat nauczyć się, jakie badania trzeba wykonać przed rozpoczęciem rundki po specjalistach. Upewniałem się, sugerowałem, że może jeszcze coś...? czy są panie zupełnie pewne, że tylko krew? "Taaak! Na pewno! Tylko to!" Tia, akurat! Dobrze, że akurat była pielęgniarka od pobierania krwi i wiedziała, że jeszcze mocz. Duży postęp, że panie już się nauczyły do jakich specjalistów trzeba skierować przed "lekarzem" medycyny pracy. Poprzednio dowiadywaliśmy się  dopiero u rzeczonego "lekarza", który wyganiał z gabinetu do odpowiedniego specjalsa.

Laryngolog. Poprzednim razem nie interesował się zupełnie stanem zdrowia, natomiast bardzo - "Jak tam w szkole teraz jest?". Tym razem, o dziwo, zainteresował się, ale rychło wyszło szydło z worka, kiedy doktór zaczął mnie zachęcać do wizyty i zakupu w jak najbardziej komercyjnej firmie, z którą - co za zbieg okoliczności! - doktór współpracuje.

Okulistka. Zjawiła się mocno spóźniona. Przez to na korytarzach zrobiło się tłoczno. Czas oczekiwania umilała nam zażenowana rejestratorka od czasu do czasu informująca nas, że pani doktor jedzie, że jest już w sąsiedniej dzielnicy... Samo badanie poszło błyskawicznie, bo po pierwszych dwóch testach pani nagle zaczęła się bezradnie kręcić po gabinecie wyraźnie czegoś szukając i w końcu zrezygnowana oznajmiła, że nie wie gdzie urządzenie do badania leży, bo jest tu pierwszy dzień. I prędziutko wypisała zaświadczenie.

"Lekarz" medycyny pracy. Pardon za cudzysłów, ale na podstawie osobistych wieloletnich doświadczeń uważam, że lekarz tej specjalności to nie jest prawdziwy lekarz. To co robił spokojnie mogła zrobić pierwsza lepsza sekretarka po maturze. Nos maseczką nie zakryty. Presente medico nihil nocet przecież.

Do analizy mogłem oddać krew babki nieboszczki, co się na łono Abrahama przeniosła lat temu trzydzieści z okładem, a sikać mogłem tablicą Mendelejewa - przeszłoby gładko, bo doktor na wyniki nawet nie spojrzał, tylko od razu oddał mi. Opinię laryngologa zaszczycił przelotnym rzutem oka na leżący druczek i słowami "Laryngolog coś tu pisze..." I tyle. Druczka od okulistki nie wziął nawet do ręki, tylko spytał: "Jaką ma pan wadę wzroku? Ile?". Następnie standardowy zestaw: "ile ma pan wzrostu", "ile pan waży" i "jakie ma pan ciśnienie?" Przy tym ostatnim nie wytrzymałem i powiedziałem, że nie wiem, bo dawno nie miałem mierzone. Nie wybiło to pana doktora z rytmu: "To pan sobie w domu kiedyś zmierzy na spokojnie.". Kolejne moje ulubione pytanie: "Jak pan ocenia swój stan zdrowia - bardzo dobry, dobry, średni, zły?"... Musiałbym chyba nie mieć ręki, albo nogi i walić kikutem w blat biurka, żeby doktor uznał, że może coś mi dolega. Przyszło mi do głowy pytanie - pal sześć belfra, ale czy do zawodów związanych z większymi zagrożeniami też badanie okresowe wygląda tak lipnie?

Naturalnie między poszczególnymi wizytami były takie przerwy czasowe, że większość dziennego światła na tym mi zeszła.


niedziela, 15 listopada 2020

1172.Posuwanie

Szarawo za oknem, chłodnawo przed oknem... Szyja znów boli. Myśl, że jutro znów do pracy jakoś nie bawi. W tygodniu trzeba będzie jeszcze zanurzyć się w wirusową zupę, z którą kojarzy się powietrze w przychodni, gdzie mamy pracownicze badania okresowe. Trzy godziny łażenia od lekarza do lekarza z prawie lekarzem na końcu; z nierozwiewalnym przeświadczeniem, że wszyscy mają mnie i moje zdrowie w dupie, a jedynym powodem naszego spotkania jest to, że właściciel przychodni widzi łatwy pieniądz w umowie na badania okresowe.

Wyciągnąłem rozgrzebane przed kilku laty modele (pojazdów) i próbuję posuwać robotę nad nimi choć troszkę naprzód. Cóż, jedni posuwają modela, inni pracę nad modelem. Nabyłem na próbę specjalne modelarskie dłutka; okazały się w niektórych operacjach niezastąpionym narzędziem, więc zamówiłem kolejne. Niby wydawać by się mogło, że trudno coś nowego wymyślić do obróbki części z polistyrenu, a jednak wciąż pojawiają się przydatne narzędzia np. gąbeczki ścierne - warstwa ścierniwa nie na  papierze czy płótnie, lecz na cienkiej mocnej gąbeczce - wspaniałe! Tylko żebym jeszcze potrafił częściej niż raz na kilka-kilkanaście dni znajdywać w sobie chęć do modelarstwa... Nie widzę perspektyw poprawy, na żadnym polu. :-(

środa, 11 listopada 2020

1171.Chłód

 Z jednej strony fajnie, że dziś wolne, bo ta intensywność i rozkład pracy dają mi się we znaki. Z drugiej żaden odpoczynek, bo w mieszkaniu chłodno i czemuś stresy jakieś dopadły i mnie pospinało i głowa boli. I oddech jakiś płytszy się zrobił. Wkurzające jest to ustawienie termostatu dla bloku - kaloryfery ledwie ciepłe, jakby ustawiającemu nie mieściło się w głowie, że mieszkania się wietrzy.

W tej nużącej bieganinie umknęło mi zapisać, że jakiś czas temu obejrzałem wreszcie trzeci (ostatni?) sezon "Dark". Trochę się zacząłem gubić kto, kim, gdzie, kiedy się dzieje, ale ostatni odcinek zatarł nieco to wrażenie. Ostatnia scena z Jonasem i Marthą wzruszyła mnie troszkę.

Skończyłem przedsenną lekturę - "Nację" Terry'ego Pratchetta. Spodobała mi się bardziej niż kiedyś czytana "Długa Ziemia". W "Nacji" też troszkę posmutniałem na zakończenie losów głównych bohaterów, choć zanosiło się na nie od paru rozdziałów. 

Od jakiegoś czasu zauważam, że czytam jeszcze niedokładniej niż kiedyś, w cyklu "Dzikiej karty" to wręcz prześlizgiwałem się wzrokiem po akapitach, żeby śledzić rozwój fabuły. Sam nie wiem, czy to objaw starości, czy głupienia, czy cholera wie czego... 


piątek, 6 listopada 2020

1170.Planista

No i robota na dziś skończona - oceny wpisane, maile odpisane, raporty wysłane. Szkoda tylko, że w weekend powinienem kilka kolejnych rzeczy pozałatwiać, a okropnie mi się nie chce - zmęczony jestem. Cały tydzień sobie kalkulowałem, że w piątek skończę trochę wcześniej i w nagrodę za solidną pracę wyjdę ze szkoły o jakiejś fajniejszej porze, na przykład koło południa. Kupa, planista ze mnie jak z durszlaka czerpak. Ani minuty nie urwałem z planu lekcji - tyle było do zrobienia. W tym tygodniu we wszystkie dni docierałem do domu między siedemnastą a osiemnastą z minutami. Na obiadach oszczędziłem, łącząc je z kolacją... A to całe zdalne to lipa i fikcja.

Znalazłem wreszcie na Youtubie piosenkę z kabaretu Olgi Lipińskiej, którą mgliście pamiętałem sprzed lat, lecz nigdzie jakoś nie mogłem znaleźć tekstu ani nagrania. Cudo.😄


Tekst: Michał Błażejewski

"Dzięki Ci Panie Boże
Żeś mnie Polakiem stworzył.
Żeś spośród tylu nacji
Mnie wybrał chlubą demokracji.

Dzięki Ci o Przedwieczny
Żeś w sądach był stateczny
I w świecie pełnym arogancji
Mnie zrobił perłą tolerancji.

Dzięki Ci Stwórco Nieba,
Żeś się ryzyka nie bał
I z najbogatszej z palet
Mnie dał harmonię zalet.

Dzięki Ci żeś nie zwątpił
I cnót mi nie poskąpił.
Hojnie obdarzył roztropnością
Oraz pokorą i skromnością.

Dzięki żeś w podarunku
Tło w gorszym dał gatunku,
Bym z tła się mogła wybijać
Jaśniejąc jako ta lilija!

Tyś przykład dał dobrego smaku
Stawiając właśnie na Polaków,
Więc choć ubrana w zgrzebne słowa
Niech sławi Cię ta bosanova!"


poniedziałek, 2 listopada 2020

1169.Plany naiwne

Optymistyczne, by nie rzec - naiwne, plany w miarę równomiernego rozłożenia sobie lekcji online na cały tydzień nie wytrzymały zderzenia z rzeczywistością. Zamiast przeciętnie trzech godzin timsowania jakoś tak wychodzi mi po cztery, po pięć. Zamiast co najmniej połowy lekcji online, ani się obejrzę i wychodzi mi w planach 80 % i więcej... Nie nawykłem tyle mówić na siedząco, na normalnych lekcjach nosi mnie po sali, a tu mam poczucie że po pewnym czasie zaczyna mi się ciężej oddychać. 

O tym co się w Polsce dzieje, to nawet nie chce mi się już myśleć. Nie mam też wrażenia, że ta pożal się Boże opozycja, jeśli przejęłaby władzę z rąk PiSu, działałaby tak dużo lepiej. Rozbawiła mnie z którejś z demonstracji: "Plebania Obywatelska". Wyśmiewano Komorowskiego, że "wujek Janusz", a przecież to co wygadują rządzący politycy to czyste wujostwo, prowincjonalny autorytaryzm, dźwięczące anachronizmem już za mojej młodości. Jak w 1968 roku robotnicy domagali się "Studenci do nauki!", a teraz politycy ubolewają, że "dorośli wciągają młodzież" do protestów, to czym to się niby różni? Mentalność ta sama - dzieci i ryby głosu nie mają.