Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 23 maja 2015

410.Polecone

Kolejna sobota bólem głowy anonsuje i kwituje koniec tygodnia. 

Ostatnie w tym roku szkolnym zebranie z rodzicami - szybko i bez jakichś atrakcji. Frekwencja - jak u dzieci, mimo iż to obowiązkowe zebranie i kilkakrotnie prosiłem o obecność, to 1/3 olała. Nie mam już siły i ochoty obdzwaniać i upraszać esemesami o łaskawe przybycie i pokwitowanie pobrania informacji o przewidywaniach, jakież to oceny ich dziedzice i sukcesorki mogą na koniec roku otrzymać. Przekonałem się, że część i to zignoruje. Nie zważając na jęki i lamenty administracji biadającej nad spustoszeniem budżetu obesłałem olewaczy poleconymi z potwierdzeniem odbioru. 

Na 15 czy 16 zagrożeń jakie wystawiłem, przychodzi do mnie 3 rodziców. Reszta widać nie czuje potrzeby.

Właśnie kończą się matury - spora ulga, zważywszy, że w zwyczaj już weszło iż wsadza się mnie na przewodniczącego zespołu nadzorującego. Zwykły członek może sobie podejść na luzie i niemal*) za figuranta robić, a cały stres i odpowiedzialność na przewodniczącego spada. W dodatku nawet jak kto na maturze danego dnia nie siedzi, to może zostać znienacka**) uszczęśliwiony zastępstwami w ilościach przewyższających dawkę potrzebną dla osiągnięcia szczęścia.

-Od dawna nie odzywałeś się do mnie.
-Ja już do nikogo nie dzwonię.
-Oj, nie mów tak.
-Kiedy to prawda.
-Nie możesz żyć samą pracą.
-Ale ja nic poza nią nie mam.
-...
____________________________________
*) Niektórzy bez "niemal" - ich użyteczność jest na poziomie paprotki z prezydialnego stołu. Albo i niżej.
**) To znaczy dopiero przyszedłszy do pracy, gdyż niekiedy skojarzenie kto danego dnia siedzi na maturze, albo jest gdzieś oddelegowany i przygotowanie dzień wcześniej zastępstwa, okazuje się być niejakim wyzwaniem i dziełem ostatniej chwili.

niedziela, 17 maja 2015

409.Pięć zeszytów

Rutyna lekcyjno-maturalna pożera dni i tygodnie z szybkością i bezrefleksyjnością kombajnu. Już tylko miesiąc nauki do końca zajęć. Ani się człowiek obejrzy, jak i to zleci. Tym bardziej, że dla dozorcy dziennika to jeden z dwóch najgorętszych okresów w roku. Rzygać mi się chce od sprawdzania prac.

M. zniesmaczona sprawdzaniem matur (warunki, klimat, sensowność itp.). Cóż, nie powiedziała mi o tym niczego, czego bym nie wiedział już od dawna. No może poza tym, że sprawdzanie obstawiają głównie panie emerytki, podchodzące do tego... hmmm... ujmijmy to - akordowo. Jedna z młodszych (znaczy - przedemerytalnych) egzaminatorek skwitowała całą imprezę - "Gdyby nam porządnie płacili, to przecież nikt by do tej roboty nie przyszedł".

Czytam "Dziennik. Pięć zeszytów z łódzkiego getta" Dawida Sierakowiaka. Dawno nie czytałem niczego równie przygnębiającego. Wydawało mi się, że jestem dość uodporniony na lekturę o różnych okropieństwach wojennych, ale zapiski tego biednego chłopaka, który umarł z głodu w Łodzi w 1943 r. podziałały na mnie bardzo depresyjnie. Czytam pomału, po kilka, najwyżej kilkanaście stron, bo więcej nie daję rady. Strasznie smutne. Po nim został choć taki ślad: grupowa fotografia i te pięć ocalałych zeszytów. A ilu nie zostawiło po sobie żadnego śladu istnienia?

sobota, 9 maja 2015

408.Owady w różnych lokalizacjach


Ze świata co nas oplata.

Jak wam się podoba praca naukowa pod tytułem: "Przebieg procesu jednoczenia Włoch w latach 1858-1871 na podstawie relacji ówczesnej prasy polskiej"? Student musiałby się nad nią chyba napracować, ale w końcu praca semestralna to jednak wymaga pewnego wysiłku.
A nie, przepraszam. To habilitacja.

Na forum kapitanów jednostek pływających (nie wszystkie wszak są tratwami) jeden z nich szukał u kolegów porady: "Nauczyciel porównał szkołę do folwarku Orwella - czyli jednoznacznie dyrektora do świni (mam to na piśmie). Można go ukarać za obrażanie pracodawcy?" Mnie by się tak zaraz nie skojarzyło - żem nierogacizna, ale pewnie dlatego nie nadaję się na kapitana, choćby tratwy.

* * *

Przeczytałem niedawno u kolegi Pyrlandzkiego westchnienia za motylkami w brzuchu. Cóż, i dla mnie to uczucie nieznane. Ktoś powie, że  przecież mogę go jeszcze zaznać. Owszem - jak sobie w letni dzień na łące nałapię motylków i je zjem. To tyle z dostępnych opcji. Przykro.

środa, 6 maja 2015

407.Ogarniaj i nie zaśnij

Matury - festiwal niewygody, nudy, senności i bzdurnych procedur sekty CKE. Dwie wersje matury - stara i nowa, czyli inne czasy trwania, podziały, płyty, arkusze. Do tego przegląd polskich cech narodowych.

"Ja o nic nikogo nie muszę prosić, kiedy chcę się napić wody!"
"Pani weźmie stąd ten zegar, bo mi przeszkadza to pykanie!"
"Pani jest tu od zapewnienia mi dogodnych warunków do zdania matury!"
"Jak matura się zaczyna o 9.00 to znaczy że wcześniej mogę być gdzie chcę! Rozmawiam!"
"Dlaczego mi pani zabiera ołówek? Jak to 'nie wolno'?!"
"Ja nie chcę tu siedzieć, bo nie będę mogła krzyżówki rozwiązywać!"
"Wiem, że odprawa na ósmą, ale widocznie nie mogłam!"
"'Plim-pam-pom-paramparara!' Ojej, ale jak to?! Przecież ją wyłączyłam!"
"O, już sobie państwo poradziliście z wpuszczeniem młodzieży. A, tak się zagadałem z koleżanką."

Nowa rozrywka przewodniczącego zespołu nadzorującego - rysowanie planu sali - gdzie kto siedzi, gdzie są drzwi, gdzie odtwarzacz; ponadto zakreślenie "strefy nadzoru każdego z członków zespołu", czyli których stolików / zdających pilnuje.

niedziela, 3 maja 2015

406.Koło

Zadania  napędzają życie. Przydałaby się szafka na buty, bo się kurzą. Rower przeszkadza. Właściwie chętnie bym się go pozbył. Wyrzucić trochę szkoda, a oddać komu bez kłopotu nie ma. Jakby mu koło odkręcić, to by się zmieścił. Trzeba się rozejrzeć za nowym kołem na szybkozamykacz. Net i sklepy. Dokształcanie się w branży bicyklicznej. Godziny i dni mijają. Jest koło, jest opona, jest opaska, nie ma dętki. Znów net i sklepy. Różne wentyle, różne długości. Kiedyś to było prostsze. Wreszcie całość skompletowana. Trochę kombinacji z regulowaniem hamulców. Trzeba przetestować czy działa jak należy. Pierwsza od kilku lat przejażdżka rowerem. Od twardego siodełka jak zwykle przy pierwszych jazdach - gnaty w zadku bolą. Wszystko w porządku, z rowerem znaczy. Odfajkowane. Szafka gdzieś oddaliła się w mgłę moczarów planów. Znów pustka. Pranie zrobione. Naczynia pozmywane. Zawsze można jeszcze kurze zetrzeć. Choć właściwie nie ma gdzie, bo już pościerane. Od siedzenia przy kompie bolą mnie oczy. Dni mijają.