Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

piątek, 30 marca 2018

782.Wyrodne dzieci

Ze Schwester umówiliśmy wpaść do rodziców pomóc w przygotowaniach świątecznych. Gdyby o nas tylko chodziło, to żadnych świąt byśmy nie urządzali, ale naszym rodzicom, a zwłaszcza matce, wydaje się, że o niczym innym nie marzymy. Werbalnych i niewerbalnych komunikatów o rzeczywistym stanie rzeczy w tej kwestii nie przyjmuje do wiadomości.

Umówienie się - jak zwykle ze Schwester, to znaczy mamy być o 14.00, a kwadrans po 12. w telefonie słyszę: "- Kiedy będziesz? Bo ja już jestem! Pośpiesz się." Niskie ciśnienie krwi mi nie grozi.

Na miejscu zgodnie z przewidywaniami obrona Okopów Świętej Trójcy - ojciec nabzdyczony że córka nie sprząta tak, jak on uważa że "się robi", rzuca się bronić skarbów - cenności nagromadzonych a ruszonych porządkami. Matka by to powywalała na śmietnik, ale jemu się włącza tryb "DZIAD" i broni. Jak lew. Nieważne, że do niczego się coś nie przyda i tylko zagraca mieszkanie, on w tym widzi cenne dobro materialne, którego pozbycie się ku nędzy blisko go przywiedzie i katastrofą życiową nieledwie będzie. Praktyczna przydatność nie ma żadnego znaczenia, liczy się świadomość posiadania, a bardziej jeszcze - dotkliwa rana w razie utraty.

Na przykład stara bateria. Z rok czy dwa lata temu wymieniłem im na nową, bo ciekła, a nie dało się naprawić przez wymianę uszczelek czy głowicy. Z nowej baterii bardzo zadowoleni. Sądziłem, że starą wyrzucili, jak była o tym mowa, ale okazuje się, że głupi ja. Dziś znalazłem starą i pytam gdzie wyrzucają takie odpadki. Skok pantery. Zmrużone oczy i lodowaty syk, przywodzący na myśl najgorsze wspomnienia, które dławić mnie będą jeszcze w ostatniej godzinie życia.
- Nikt tego nie wyrzuci. To porządna bateria. Jak ta się popsuje, to ta będzie jak znalazł. Nikt nie będzie wymieniał baterii z powodu uszczelki. Idiota tylko.
- Przecież to jest stara bateria, którą trzeba było wymienić, bo nie dało się jej naprawić.
- Nic. Bardzo dobra jest. Założy się ją, jak ta się popsuje. Ja nie będę jak głupi kupował nowej baterii z powodu jednej uszczelki.
- To dlaczego tę trzeba było zdemontować i założyć tę, co jest teraz?
- Zostaw. Niczego nie będziesz wyrzucał.

Matka prosiła, żeby zawiasy w drzwiach do łazienki nasmarować bo skrzypią. Nasmarowałem, ale skoro już jestem ze smarem, to chcę sprawdzić pozostałe. "Zostaw, nie trzeba, tylko te skrzypiały, zostaw, nie ruszaj!"
"Zgrzyyyyyt" Jedne. "Zgrzyyyyyt" Drugie.

"Zostaw! Nie dasz rady!" "One ciężkie są, było nie ruszać!" "Nie tak to się robi!" "Zaczekaj, ja ci przyniosę łapkę z piwnicy" "Ty nigdy nie chcesz posłuchać!" "Ja mówiłem, żebyś nie zdejmował, no to teraz nie założysz z powrotem." "Jak zawiasy nie w linii?! A jak wisiały na nich to dobrze było?! Ta, wypaczyły się! Takie drzwi porządne w okleinie i wypaczyły się!" "Że skrzypiały... Drzwi są, to skrzypią."


Coraz częściej się przewraca. W tym tygodniu już dwa razy. Wczoraj matka omal nie zadzwoniła w nocy po mnie, bo się bała że nie da rady go podnieść. Mimo rozciętej głowy zrobił jej dziką awanturę, żeby się nie ważyła dokądkolwiek dzwonić, także po pogotowie, bo uznała, że taką ranę to powinno się szyć. A wyłożył się, bo nie trafił w krzesło. Krzesła fatalne - niestabilne, wywrotne, jednym słowem niebezpieczne, nawet dla zdrowego i sprawnego. Jedno już się kiedyś pod matką rozsypało, cud i łaska boska, że sobie wtedy poważnej krzywdy nie zrobiła. Nie-is-tot-ne. TO BARDZO PORZĄDNE, PRZYZWOITE I SOLIDNE KRZESŁA. STYLOWE. Acha-cha-cha, jacy wy idioci jesteście, że chcecie się TAKICH krzeseł pozbywać! Z głupim byłeś i się widziałeś! TE KRZESŁA TU ZOSTAJĄ.



Tylko to jest rosyjska ruletka - za którym upadkiem połamie się tak, że już z łóżka nigdy nie wstanie? Nie wytrzymałem jego głupoty i tego szyderczego rechotku, który mi najgorszymi koszmarami w uszach dzwoni i powiedziałem, że jak się połamie przez te cholerne krzesła, i zostanie przykuty do łóżka, to nie on będzie wokół siebie robił, tylko my wszyscy. Na to wygłosił w swoim najlepszym stylu: "Pielęgniarka z państwowej opieki będzie się mną zajmowała, bo w TEJ rodzinie to na ŻADNĄ pomoc JA liczyć nie mogę." Do żony właśnie gotującej mu obiad, córki szorującej kuchnię i syna odkurzającego salon.

Siostrzeniec z niezadowoleniem skomentował zaangażowanie swojej matki w dzisiejsze sprzątanie dziadkowej chałupy, o czym z typową dla siebie skwapliwością doniosła mi moja matka (jego babka). Nie podoba mu się, że niewiośniana już matka sprząta dom dziadków, zamiast zająć się swoim sprawami i oszczędzać zdrowie, podczas gdy dziadek absolutnie nie chce słyszeć o tym, by wynająć osobę do sprzątnięcia domu. Siostrzeniec rozumuje nowocześnie, zdrowie i wysiłek więcej warte od pieniędzy, które są. Wkurza go, że dziadek nie zgadza się na wydanie cudzych pieniędzy, ale żeby rodzina wykonała pracę to już chętnie (choć jednocześnie zarzeka się, że nie potrzebuje żadnej pomocy!). Nie może pojąć, że dziadunio ma mentalność folwarczną - nie wydaje się pieniędzy na coś, co ktoś może zrobić za darmo. Cóż, chłopak nie słyszał złotej myśli, wygłaszanej do nas przy niezliczonych okazjach: "Od tego MAM was."


32 komentarze:

  1. Cóż... Wyrazy współczucia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mhm... Chciałem napisać, że gdyby mój stary żył pomógłbym mu co najwyżej cyjankiem, ale zrezygnowałem. To zbyt lekka śmierć.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem zadowolony, że po wymianie nie wyrzuciłem starej baterii, która wisiała nad wanną. Jak mi się ostatnio ułamała wylewka kranu nad zlewem nie musiałem latać po sklepach tylko wziąłem rurkę z piwnicy.

    Ale z krzesłami to już nie żarty. I bez takich pułapek osoby po siedemdziesiątce łatwo się łamią. Niestety skoro ojciec taki uparty jedyne, co przychodzi m ido głowy, to samemu łamać "niechcący" te meble przy okazji wizyt u rodziców. Przynajmniej dwa bez problemów/podejrzeń powinno ci się udać załatwić. Jedno by musiała wziąć na siebie siostra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym przypadku: po osiemdziesiątce... :-(

      Z krzesłami zrobiłem na razie tak, że po awanturze wyniosłem je do piwnicy, a przyniosłem dwa swoje - szerokie, stabilne i bezpieczne. Oczywiście nie postawiłbym złamanego grosza, czy po moim wyjściu nie popędził do piwnicy przynieść tamtych z powrotem.

      Usuń
    2. Nie baw się w półśrodki, serio radzę - połam i wyrzuć. O jakieś drobiazgi, które tylko zaśmiecają mieszkanie nie warto toczyć wojen, ale to jest niebezpieczne. Moja babka co prawda miała już dziewięćdziesiątkę, gdy złamała kość udową, ale wypadek był właśnie przy zwykłym siadaniu.

      Usuń
    3. Masz rację, ale zanim rozpętam trzecią wojnę światową, dyskretnie przyjrzę się, co będzie dalej z tymi krzesłami. Sęk w tym, że ja sobie mogę pójść do domu, a tam matka zostanie sam na sam z jego lamentem i rozpaczą.

      Usuń
  4. Jeśli sam tego nie zrozumie, będzie ciężko. To tkwi w nim, taki charakter. I nic na siłę nie pomoże, a bardziej może zaszkodzić. I w sumie... też podobnie znam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda - zawsze taki był, dlatego nie można zrzucić tego na starość, czy demencję.

      Usuń
  5. Smutne, aczkolwiek masz rację - bywają gorsi. Miej spokojne Święta pomimo tych atrakcji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako dziecko pewnie zazdrościłbym Aberkowi takich rodziców. Naturalnie, widzę tutaj tylko strzępki tego, co sam zechciał o nich napisać. Ale tyle wystarczy, żebym wiedział, że taki ojciec maruda jest lepszy niż był mój biologiczny.

      Mimo wszystko to chyba pozytywne, że (mimo zszarganych nerwów) nadal pomaga rodzicom. No, tego mogę pozazdrościć i teraz. Bo świątecznej szopki tylko współczuję.

      Usuń
    2. (Sorry... Szopka to nie te święta...)

      Usuń
    3. Określenie "maruda" zupełnie nie przyszło by mi do głowy. Myślę, że istotne przy ocenie rodzica jest uwzględnienie drugiego elementu układu, czyli dziecka i jego psychiki. Przykładowo głupi histeryk mocnej psychice dziecka zbytnio nie zaszkodzi, ale słabszą zdemoluje do imentu.

      Usuń
    4. Może źle to określiłem, ale myślę, że rozumiesz co miałem na myśli... I jasne, nie idealizuję go - pewnie swoje musiałeś / musisz znieść. Ale... Jak sam pisałeś bywają gorsi. (Dlatego wybacz porównanie do mojego)

      Usuń
    5. To nie był zarzut, czy polemika z Tobą, tylko taka refleksja ogólna. Poza "marudą" bo to eufemizm był. :-)

      Usuń
  6. a ja zamiast tych wszystkich głupot świątecznych [sprzątania, nadmiernego gotowania, pieczenia] wolałbym odpocząć... na serio, w święta mogę zjeść kanapkę z żółtym i równie dobrze, a nawet lepiej będę się czuł... czasami się zastanawiam, czemu, jako dorosły facet, daję się wciągać w ten młyn... chyba tylko po to by nie zrobić innym przykrości...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tak zostaliśmy wychowani - w konformistycznym kierunku. Jakie dziecko zasługiwało na pochwałę? Grzeczne, czyli posłuszne.

      Usuń
    2. A z niegrzecznych dzieci bardzo często wyrastają dorośli, od których najrozsądniej trzymać się z daleka :P

      Usuń
    3. Co tylko dowodzi słuszności mojej niechęci do wszelkich skrajności. :-)

      Usuń
  7. o kurcze bardzo mi przykro, że takiego masz ojca. Gdyby to starość to jakoś zagryzie człowiek usta i posprząta a komentarze mimo uszu puści ale jak on taki był zawsze to żal mi Twojej mamy.

    A zbieractwo to jest choroba naszych czasów. Dotyka i starych i młodych czasem prowadząc do opłakanego stanu mieszkanie. Moja mama wiele młodsza ale pozbyła się zachomikowanych w PRL-u ręczników, pościeli i innego gówna dopiero w czasie przeprowadzki na mniejsze mieszkanie. Inaczej zawsze mówiła, że się wszystko przyda.

    Wesołego Świętowania cokolwiek tam sobie będziesz robił :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo wiele lat zajęło mnie i Schwester zdanie sobie sprawy z tego, że mama sama się solidnie przyłożyła do zachowań ojca wzmacniając te najgorsze.

      Usuń
    2. Najlepsze jest, jak coś z tego co się uzbierało przydaje się dla nas, a najlepiej, jak przydaje się dla innych, w tym znajomych. Wtedy można górować.

      Usuń
    3. z reguły to co zbierają nie nadaje się już na nic poza śmietnikiem. Cóż. Najgorzej jak trzeba potem po takiej osobie uprzątnąć mieszkanie jak już jej nie ma. Zgroza.

      My kobiety mamy taką magiczną moc wyciągania czasem z facetów tego co najgorsze :D to taki dar ha ha ha

      Usuń
    4. Jasne, zbieractwo to choroba. Zdrowy człowiek XXI wieku kupuje, zużywa i szybko wyrzuca, żeby zrobić miejsce na kupno nowego :P

      Usuń
    5. otóż to ! i biznes się kręci i ludzie wtedy mają pracę i tak dalej i tak dalej ... wyrzucać i kupować cała filozofia ;D

      Usuń
    6. Krótkowzroczna filozofia.

      Usuń
    7. Z tym "niby" zbieractwem jest różnie. To właśnie produkty ostatnich lat nie nadają się na nie, bowiem rozpadają się w ściśle zaplanowanym czasie. Te z przed roku, powiedzmy, 2ooo jeszcze na coś mogą się nadawać, a jeszcze wcześniejsze mają gwarancje długotrwałości. Inna sprawa, to presja reklam, na ciągłe wymienianie tego co mamy, na nowe, lepsze, bardziej zajebiste, fest wypasione, ultra mega dojebane. I ludzie to łykają, ciągle wymieniając, kupując nowe, wydając kasę, co koncernom się bardzo podoba.

      Usuń
  8. Już to pisałem kilka razy u siebie. Nie wiem czy lepiej się rozpadać umysłowo, czy fizycznie? 979 twierdzi, że umysłowo, bo wtedy nie ogarniemy rozpadania się fizycznego. Może ma rację.
    Czasem zastanawiam się, jak sam będę się rozpadał i jak inni będą na to reagowali? Dopóki jest się sprawnym, ogarnia się, nadąża za, w miarę młodym rocznikiem, jest ok. Ale co jak się tego już nie będzie robić? Jak oni nas będą traktować, na ile będziemy trzeźwi umysłowo dla nich?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie - kim będą owi "oni"?

      Usuń
    2. Zakładam, że najbliźsi znajomi w moim przypadku, bo rodziny się nie dorobiłem.

      Usuń
    3. Aberfeldy, u nas oni to uczniowie, oni najszybciej wyłapią niedołężność naszego umysłu, jeśli taka się pojawi...

      Usuń
    4. Masz rację, jesteśmy jak stare basiory otoczone młodszymi wilkami, gotowymi rzucić się do naszych gardeł na pierwszą oznakę naszej słabości. ;-D

      Usuń