Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

piątek, 16 marca 2018

775.O wychowywaniu w autobusie

Podróżując pojazdem komunikacji zbiorowej Czytelniczka Polly uległa bulwersacji oraz uczuciu zagubienia w obecnym świecie, a właściwie we fragmencie tego świata, z którym się rozstała, jak mogę wnosić z różnych aluzji - lat temu kilka. Jej oczekiwanie, że objaśnię i zorientuję, jest tyleż mi pochlebne co rozbrajająco naiwne.
Najpierw może odniosę się bezpośrednio do zadanych pytań:

nauczyciele już tylko uczą swoich przedmiotów ale wychowania już nie??
Ależ naturalnie, że uczymy i wychowujemy. Inna rzecz - kogo, gdzie, jak i na kogo? Opisaną (w komentarzu do notatki 774.) scenkę można próbować wyjaśnić na różne sposoby (kolejność przypadkowa)
1) nauczycielki miały w dupie jak się zachowują uczniowie, bo:
   a) mają w ogóle w dupie obowiązki i to co się wokół nich dzieje,
   b) zostały wyznaczone do opieki nad wycieczką z łapanki i uczniów konwojowanych w ogóle nie znają, 
   c) są na wylocie z tego gimnazjum, albo w przelocie między 3. i 5. szkołą, w których puzzlują etat. Co w sumie po części przypomina podpunkt a).

2) nauczycielki przejmują się zachowaniem uczniów, ale:
   a) wiedzą już że tej grupy nie wychowają, bo próbowały i szkoda zdrowia,
   b) wiedzą, że lepiej nie próbować, bo ktoś znów poleci na skargę do dyrektora, wójta, kuratorium itp., że mu się dziecko napastuje i znieważa, a ono z domu wyniosło wychowanie najlepsze,
   c) z jakiegoś powodu nie chcą wychowywać w miejscu publicznym,

Możliwe też, że wystąpił mix różnych przyczyn. A że Polly to stara bystrzacha, to możliwe też, że trafiła w dziesiątkę z tym podejrzeniem: 
czy raczej wolą się nie narażać gimnazjalistom bo mogą usłyszeć wiązanki pod swoim adresem?
Cóż, w końcu ten dowcip o Jasiu, miał długą brodę już za mojej młodości:

Nowa nauczycielka wchodzi do klasy i prosi żeby każdy z uczniów powiedział parę słów o sobie.
Dochodzi do Jasia, a ten patrzy spode łba i warczy:
- Oj, bo przywalę!
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?!
- Oj... bo przywalę!
Wstrząśnięta nauczycielka pędzi do gabinetu dyrektora i relacjonuje.
- Hm... - mruczy dyrektor. - Ten, co tak powiedział, to taki blondynek? Ucho ma takie trochę odstające?
- Tak!
- A, Jasio. No tak, on to może przywalić.


Kiedyś było oczywiste, że młodych ludzi wychowywał dom, szkoła, ale i obcy ludzie w miejscu publicznym. Można powiedzieć, że większą rolę odgrywał kolektywizm. Dziś dominuje indywidualizm i często można spotkać traktowanie dziecka jako inwestycji kapitałowej, jako ważnej wizerunkowo części dorobku życiowego, jako jakiejś formy kompensaty niepowodzeń życiowych przez rodzica (mam wrażenie, że znacznie częściej - matkę). Wszystko to sprawia, że młody człowiek może łatwo nabrać poczucia, że otoczenie jest jak net - jest zbiorem zasobów do indywidualnego korzystania, a jednocześnie jako produkt socjalizacji nie grupowej lecz indywidualnej ("smartfon zamiast trzepaka") może mieć duże trudności z pomyśleniem o potrzebach innych ludzi. 
Młodzież zawsze była wrażliwa na punkcie poczucia swojej wartości i wolności dokonywanej przez dorosłych i narzucanej jej wychowanie społeczne mogło być odbierane jako uciążliwe czepianie się starych o wszystko. Dziś starzy są często rozwiedzeni i mają inne sprawy na głowie niż systematyczne wychowywanie, do tego kult młodości sprawia, że nie chcą uchodzić za wapniaków, lecz za ludzi młodych, a łatwo mogą to osiągnąć unikając roli wychowawcy, który wymaga i przymusza. Młodość jest atrakcyjna - witalna i dynamiczna, co dla wielu jest pokusą wkradnięcia się jakoś w łaski młodych, aby samemu poczuć się, niejako w ich oczach młodymi. Niejeden rodzic jest tak skupiony na karierze lub na (kolejnym) partnerze, że nie zauważa, jak ten mały bobas mu pod bokiem rośnie; wydaje się - błyskawicznie rośnie. Bez trudu przegapi taki rodzic momenty, w których mógł świadomie wychować, czyli przekazać odpowiednie normy postępowania. Zamiast tego wychował nieświadomie, czyli dziecko nauczyło się tego co zobaczyło u mamy lub taty i tego, czego od nich nie dostało.
I można by tak długo, długo o tym, jak się nasza, pożal się Boże, imitacja społeczeństwa pozmieniała i zmienia dalej.

A w skrócie - szkoła ma wychowywać, ale ma niewiele instrumentów społecznych do tego, a części z nich obawia się używać, bo liczni głupcy rozsiani wokół są w każdej chwili gotowi zaatakować ją za ich użycie. Głupie społeczeństwo rozmontowało narzędzie wychowania.
 

39 komentarzy:

  1. Wow, przyjdzie mi pierwszy komentarz popełnić, przed następnymi 60-oma.
    Nie będę się powielał, ale abstrachując od tego co może szkoła, to dla mnie ważne jest to, iż mięśniaki-skurwiele, przy moich sposobach ich częściowego wychowania, reagują na moje uwagi, nakierowania i sugestie, i po czasie słyszę od nich komplementy odnośnie permanentnego działania na rzecz ich, choć trochę, ucywilizowania. To jest miłe i łechcze samoocenę.
    Wiem, szkoła, nauczyciele tego bezpośrednio nie mogą. Bo ja mogę takiego 826, 222, 230 (i innych) pogłaskać po plecach, podnosząc mu koszulkę, jednocześnie przekazać rady życiowe z uzasadnieniem i to działa (nie chodzi mi o ten masaż). Odpowiednio uzasadnione, wytłumaczone, czemu tak, a nie inaczej, zapamiętują i czasem stosują. Z tego stosowania, jeżeli jest to skuteczne się cieszą i następnie mam informacje zwrotne, że coś tam zadziałało. To jest miłe, a jednocześnie powoduje wzrost samooceny, bo jednak komuś udało się pomóc, wyjść choć trochę na prostą.
    Szkoła jest związana przepisami, zachowaniami, obserwacją, nagrywaniami, wieloma innymi czynnikami, którymi, na szczęście nie jestem związany. Stąd nauczyciel ma ograniczone środki, możliwości, a ja będąc z boku mogę rozwinąć skrzydła na tyle, na ile mogę, ale w ramach własnej samoobrony.
    Czytając inne blogi nauczycieli, czasem dochodzę do wniosku, iż będąc z boku udaje mi się wywrzeć większy wpływ na tych rasowych mięśniaków-skurwieli jak nauczyciele w szkołach. Tu zachodzą specyficzne relacje interpersonalne. Mimo tych spraw seksualnych,że się do nich dobieram, oni odbierają też przekaż słowny i informacje z niego płynącą.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja jednak proponuję zamienić autobus na bydlęcy wagon. ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. o jaaaaaa alem wzruszona !!!! do łez prawie ! szok i niedowierzanie cała notka dla mnie !! :DDDDD

    Tak właśnie myślałam, że to wygląda. Trudno stwierdzić czy Panie znały tę grupę czy nie choć dzieciaki były zgrane i rozgadane więc raczej nie była to przypadkowa zbieranina ale Panie może były "na zastępstwo" może wypad był do kina a wychowawca chory. Kto to wie.

    Jak napisałam pod poprzednim wpisem jeżdżę komunikacją codziennie minimum 5 razy ale rzadko mam pecha trafiać na tak duże grupy młodzieży. Częściej to są dwójki trójki a Ci są za małą gromadką, żeby mocno fikać. Z reguły wstają albo siedzą po 2 osoby na jednym krzesełku. Dlatego jak trafiłam na grupę z dwiema nauczycielkami w dodatku takimi między 40 a 45 więc sądziłam, że powinny z siebie coś jeszcze wykrzesać, to myślałam, że jednak cokolwiek powiedzą tym dzieciom ale nic. Zero przez całą drogę plotkowały i nadawały. W zasadzie jako, że poza policją ze szkołami też miewam kontakt bardziej niż zwrócenie uwagi dzieciom miałam nieodpartą ochotę zapytać te Panie grzecznie z jakiej są szkoły i która to klasa. Trochę żałuję, że nie dopytałam. Ale następnym razem może będę mądrzejsza.

    Nie jestem jeszcze tak stara żebym nie pamiętała moich wypadów klasowych do kina bo też się zachowywaliśmy głośno, też jakieś uwagi nam zwracano to normalna sprawa ale właśnie: zwracali nam nauczyciele uwagę nawet jak to guzik dawało to gadali i gadali i przynajmniej ludzie mieli poczucie, że nauczyciel coś robi. Dlatego zdumiewa mnie takie udawanie nauczycielek, że nie widzą gapienia się na nie ludzi i nie widzą co się dzieje. Taka szkolna znieczulica tym bardziej, że chłopcy rozmawiali ze sobą i nawet nie przeklinali i nie mówili głupot więc to nie była w mojej ocenie jakaś strasznie bezczelna i ciężka do ogarnięcia młodzież. Jeżeli już w szkole pozwalamy dzieciom być panami sytuacji no to co my się dziwimy, że masz potem w liceum takie kwiatki i potem kolejnych panów świata na studiach. Tomek ich potem uczy prowadzenia samochodu a co jeden mądrzejszy i nie nawykły do tego by mu zwracano uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to, do cyca, były inne czasy. Dziś w dobie elektroniki to się zmienia szybciej (zachowania) niż cezura pokoleniowa. Wystarczy parę lat, a już jest inny stereotyp zachowań. Dawniej to tak szybko nie następowało i chyba tylko my za tym nie nadążamy.

      Usuń
    2. Mhm, Adi... Tak też myślałem obserwując czasem wygląd i zachowanie młodzieży... Żem zwyczajnie stary.

      Usuń
    3. Nie ma jednej przyczyny. Ale myślę, że dorzucić można erozję szkoły od środka ustawicznymi reformami, dużą zmiennością składu kadry, zmęczeniem i frustracją kadry, dyrektorami z ustawianych konkursów, pozoracyjnością działań w edukacji.

      Usuń
    4. No po prostu - szkoła nie jest już dziś autorytetem.

      Usuń
    5. w takim razie może jakoś nauczyciele powinni jednak za tym nadążyć ?? że szkoła nie jest autorytetem to niestety straszna prawda od wielu już dziesiątek lat. Chociaż jak przypomnę sobie moją podstawówkę to nie wiem czy raszpla z matematyki która naparzała mnie po łapach drewnianym zakopiańskim piórniczkiem albo długą linijką była dla mnie autorytetem. Zapewne na lata jak widać wryła się w moją psychikę bo nawet do dziś dnia pamiętam jej wygląd. No ale to były czasy gdzie najpierw zbierało się lanie w szkole a jak się poskarżyło w domu to było drugie, za to, że się zmusiło nauczyciela swoim zachowaniem żeby nas sprał. Ani wtedy nie było dobrze ani nie jest teraz. Tylko dokąd nas to "teraz" zaprowadzi.

      Usuń
    6. Przemoc to było przegięcie nie do zaakceptowania i słusznie odeszło do lamusa, lecz wahadło zbyt mocno wychylono w drugą stronę. Zamiast mądrego umiaru, u nas się chętnie sięga po skrajności. "W mojej ojczyźnie nigdy normalnie..." - Pasternaka.

      Usuń
    7. my to jesteśmy taki fajny kraj gdzie wszystko można łatwo spierd.... żeby nie polecieć jak Czarny wulgaryzmami :D

      Usuń
  4. "U mnie" były skuteczniejsze metody wychowawcze... Skoro nawet mnie ogarnęli. (uśmiech)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele czynników na to oddziaływało, w tym m.in. inne osoby w klasie, otoczenie zewnętrzne. To nie tylko praca nauczycieli w tym "ogarnianiu" miała udział.

      Usuń
    2. Adi, mnie akurat szkoła nie bardzo ogarniała. Po drodze wyleciałem. Bynajmniej nie za wyniki, tkwiło we mnie agresji...

      Usuń
    3. Otóż to, szkoła zawsze funkcjonuje w konkretnym otoczeniu społecznym i ono ma ogromny wpływ na jej skuteczność.

      Usuń
    4. Lubiłem się kłócić z historykiem już w podstawówce, co by się spodobało Aberkowi... (uśmiech) Jego wersja zawsze różniła się z wersją mojego dziadka. Inna kwestia, to moje nerwy których nie utrzymywałem na wodzy. W każdym bądź razie służba mnie bardziej wychowała. ; )

      Usuń
    5. Agresja, wszak to u skurwieli-mieśniaków powszednie. Dopiero co 172 obił jakiegoś ryja, 979 już z tego powodu ubolewa, bo obił by "kilka ryjów" i oni wychowani na nieustającej walce (wręcz), jak tego nie mają, to nie funkcjonują normalnie.
      To co u siebie piszę. Laska od 979 biorąc go sobie za mena, musi brać pod uwagę jego uwarunkowania społeczne, w tym wychowanie w takim środowisku, a nie innym. Stąd okresowe spuszczanie go ze smyczy jest wskazane i nieuniknione dla normalnego funkcjonowania, z czego może ona nie do końca zdaje sobie sprawę.

      Usuń
  5. To ja jestem starej daty, bo ustępuje miejsca dziadkom, babciom i wielu innym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, po prostu jesteś dobrze wychowany:)

      Usuń
    2. otóż to Tomaszku :) Ty jesteś niedoścignionym wzorem. Niestety ja się staram ale jak widać czasem mnie starsi wnerwiają i nie umiem udawać, że mają rację :)

      Usuń
    3. Polly, Ty mnie na prawdę nie znasz... mimo że piszemy czasem maile, ja naprawdę nie jestem żadnym wzorem, no chyba że tym negatywnym.

      Usuń
    4. patrz co napisałeś wyżej: "ustępuje miejsca dziadkom, babciom i wielu innym..." a ja nie zawsze ustępuję więc jesteś wzorem.

      Usuń
    5. Polly - ostatnio nie przepuściłem koleżanki w drzwiach. Stwierdziła, że nie jestem dżentelmenem i że zdecydowanie powinienem ją przepuścić. Jestem chamem i prostakiem, ot co :)

      Usuń
    6. to musiało być jakieś wybitne zaćmienie :D

      Usuń
    7. Cóż za pretensjonalne i niewychowane babsko, skoro coś takiego wygłosiła. Słusznieś nie przepuścił, gdyż albowiem damą nie jest. ;-)

      Usuń
    8. Moje zaćmienie? Nie Polly - zrobiłem to ze skrywaną premedytacją. Wręcz marzyłem o tym... Serio.
      Aberfeldy - czemu nie jest damą? (chyba czegoś nie zrozumiałem, to typowe).

      Usuń
    9. Bo dama, analogicznie do dżentelmena, nie komentuje zachowań innych.

      Usuń
    10. A, czyli dobrze zrozumiałem (uff)...

      Usuń
    11. Nie przejmowałbym się zbytnio, następnym razem możesz jej powiedzieć że: "Kobiety długo walczyły o równouprawnienie, i ty nie chciałbyś jej odbierać podstawowych praw i swobód". hahaha:D

      Usuń
    12. to ja już zdecydowanie wolę nie być damą ale mieć możliwość pyskowania i komentowania :D

      Usuń
  6. Z tego co pamiętam, mój rocznik był jednym z ostatnich "normalnych". Później w prawie każdym domu pojawił się komputer i internet. Nie mówiąc o bezstresowym wychowaniu. Co odbiło się na zachowaniu dzieci w szkole, począwszy od braku szacunku dla starszych, a skończywszy na rzucaniu przeróżnymi przedmiotami podczas zajęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to. Różne zachodzące zmiany zlewają się w jeden strumień o niszczącej sile. Do tego dochodzące fatalne cechy naszego społeczeństwa takie jak wyjątkowo niski stopień zaufania społecznego i bardzo niska kultura prawna, składają się na obraz kiepsko funkcjonującej oświaty. Zamiast rzetelnej analizy i recepty, miernoty takie jak kolejni ministrowie oświaty działają jak umieją, czyli uciekają w biurokratyczną fikcję papierologii, działań pozorowanych i PiaRowskich. A że ryba psuje się od głowy, to stopniowo to zepsucie schodzi niżej do kuratoriów i szkół.

      Usuń
    2. teraz mamy czasy powszechnego straszenia skargami oraz telewizją. Albo jeszcze jest wersja bo ja mam w rodzinie prawnika i on coś tam bla bla bla ... na 90% ludzi to działa i ze strachu robią wszystko żeby nie mieć problemów i sie nie tłumaczyć. To samo jest w szkole i w urzędach na policji i nawet w sądach. Większość siedzi cicho żeby faktycznie nie musiała się gdzieś szerszej publiczności tłumaczyć.

      Usuń
    3. Bo istnieje poważna i niebezpodstawna obawa, że tłumaczyć się będziesz przed niekompetentnymi głupcami.

      Usuń
    4. albo co gorsza przed całą Polską w programie "Uwaga" :/

      Usuń
    5. Niewielka różnica. ;-D

      Usuń