Poszedłem zagłosować. Kolejka robiła wrażenie, umiarkowanie długa, za to podwójna. Maski - prawie wszyscy, stopień ich zaciągnięcia - różny. Odstępy - jeśli brak przytulenia uznamy za odstęp to były. Wewnątrz budynku Ordnung już znikł, przeobrażając się w gęsty tłumek, łajany gniewnie przez leciwą członkinię komisji. W dużym stopniu była to wina samej komisji, która zaaranżowała wnętrze identycznie jak przy dotychczasowych wyborach. A tu wąskim gardłem okazało się rozdzielanie się ludzi z kolejki na kilka stanowisk w zależności od adresu - tylko żeby zorientować się do którego stanowiska podejść, należało do niego podejść, bo adresy były wypisane niewielką czcionką na przekrzywiającej się kartce, nierozczytywalnej z kolejki. A wystarczyło wydrukować te kartki w dwóch egzemplarzach i powiesić jeden przy wejściu. Podobnie wewnątrz zabrakło kogoś z wyobraźnią i elementarnym pomyślunkiem, żeby zorganizować komunikację tak, by możliwe było zachowanie jakichkolwiek odstępów między czekającymi a wychodzącymi.
W sumie od stanięcia w kolejce do wyjścia zeszło mi 20 minut. Jak się później przekonałem - pikuś.
Kiedym wyszedł z lokalu wyborczego, napadła mię myśl, by nie wracać już do domu, lecz przejść się kawałek. Ruszyłem na Powiśle, po drodze zdając sobie sprawę z tego, że będzie to moja pierwsza na nim bytność od czasu lockdownu. Żwawym krokiem zatoczyłem obszerną pięciokilometrową pętlę. Na Solcu szczęka mi ździebko opadła na widok kolejki do komisji wyborczej zlokalizowanej w ośrodku sportowym. Prawie wszyscy stali w odstępach 0,5-1 metr, a kolejka, jak potem zmierzyłem, miała co najmniej 150 metrów! Młodych osób niewiele - i tu i u mnie; po drodze do swojej komisji minąłem wracającą z głosowania sąsiadkę - mimo dobrze przekroczonej dziewięćdziesiątki przydreptała o lasce.
Wróciłem mokrusieńki i w nagrodę za spełnienie obywatelskiego obowiązku wychyliłem pod tę notatkę Hebiusi modo puszkę jabłkowego Somerzbysia. Jakąś zwodniczo małą, bo już jej nie ma. Trzeba było wziąć dwie. Albo trzy. :-(
Wróciłem mokrusieńki i w nagrodę za spełnienie obywatelskiego obowiązku wychyliłem pod tę notatkę Hebiusi modo puszkę jabłkowego Somerzbysia. Jakąś zwodniczo małą, bo już jej nie ma. Trzeba było wziąć dwie. Albo trzy. :-(
weź mnie nie strasz długimi kolejkami, bo ja dopiero się zbieram do wyjścia :>
OdpowiedzUsuńWeź krzesełko. ;-D
Usuńi kolorową parasolkę by od słońca chroniła xD
UsuńByle nie tęczową, bo Cię o agitację wyborczą oskarżą. ;-)
UsuńO tak, godna nagroda. Jabłkowe Somersby jest prawie tak samo smaczne, jak gruszkowe.
OdpowiedzUsuńMango z czymś tam też jest dobre.
I o smaku różowego wina (?).
Tak powoli zaczynam się przekonywać do wszystkich smaków :D
Długopis miałeś własny?
Zawsze mam własny.
UsuńA do innych smaków mam dystans, kiedyś, kiedyś spróbowałem jakiś, bodajże jeżynowy, i jakiś jeszcze i zupełnie mi nie smakowały.
Pomyślunek i wyobraźnia? Czy Ty nie za wiele oczekujesz?
OdpowiedzUsuńCóż, my obaj zawodowo za wiele oczekujemy od ludzi w tych obszarach. ;-)
UsuńNo właśnie, u nas w komisji zupełnie tak samo. Jak przy innych wyborach, bez rodzielenia kolejki, stanowisk by dało się do nich swobodnie dochodzić. No ale własnie, myślenie, przewidywanie, to już nie te czasy. Nawet za gruba kasę robi się gnioty, a co dopiero, jak to ma być za małą.
OdpowiedzUsuńJak Polska długa i szeroka.
Usuń