Przed mną leży potwór. Zachłanny, drapieżny, gnuśny i bezużyteczny. Papierzyska do pracy. Kwity RWD. Wypełniacze kalendarza. Karma dla biurokracji. Trucizna dla duszy. Napalm dla akceptacji życia. Rzygać mi się chce już na samo wspomnienie, że mam to robić.
Dooglądałem "Glee", żeby zobaczyć jak się potoczyły losy bohaterów. Kiedyś obejrzałem na płytach 1. i 2. sezon, a teraz na Netflixie - resztę. Ilość nakręconych odcinków budzi podziw. Upływ czasu nie wpłynął na moją opinię o serialu - w sumie można go obejrzeć, tylko trzeba wszystkie piosenki przeskakiwać. To dlatego udało mi się tak szybko cztery sezony tego tasiemca obejrzeć.😎
Szkoda, że w życiu nie można tak przeskakiwać... 😒
Sześć sezonów serialu to raczej standard. Tasiemce zaczynają się powyżej dziesiątej serii.
OdpowiedzUsuńMasz rację, lecz nierzadko same sezony są krótsze niż w "Glee". Poza tym na moje wrażenie wpłynęła generalnie fabuła, w której się raczej niewiele dzieje.
UsuńI kto tu chce pisać, iż nie ma czasu. Tyle odcinków obejrzeć, to u mnie jest przez 2 (dwa) lata może obejrzane z jakiegoś serialu.
OdpowiedzUsuńJeśli w "Glee" wytniesz piosenki, to niewiele zostaje do obejrzenia i czasu na to potrzeba mało; tym bardziej, że przecież nie przeskakiwałem z chirurgiczną precyzją i z odcinka zostawało parę minut. :-)
Usuń