Niektórzy uwielbiają ewenty i lans. Niedobrze, kiedy powstaje wrażenie, że głównie dla tego jakieś stanowisko się piastuje (o ile nie jest się kaowcem).
Jeszcze gorzej, kiedy w tle kryje się głód uznania, gdyż zdarzające się niepowodzenie szkodliwie silnie godzi w samoocenę.
Bardzo niedobrze, kiedy ma się silną skłonność do traktowania innych ludzi jak narzędzia służące do osiągania wyżej wspomnianych celów. Sęk w tym, że takie podejście do ludzi kiepsko rzutuje na skuteczność organizacyjną w przedsięwzięciach opartych na czynniku ludzkim.
Poważnym błędem jest nazywanie "zadaniowością" skupienia na celu z ignorowaniem uwarunkowań, gdyż skutkuje to tym, że efekty bywają skromniejsze niż sobie wyobrażano.
Mądrzy ludzi mówią, żeby nie porównywać się z innymi; jest to dobra rada, bo można spostrzec, że cudze przedsięwzięcie wyszło jakoś sprawniej, zgrabniej i efektowniej, mimo mniejszego rozmachu i zadęcia w surmy, i znieść to źle lub bardzo źle.
Słusznie mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach. Dobry efekt jest zwykle wynikiem dopracowania (dopilnowania) ważnych kwestii, ale do tego konieczne jest najpierw ich zidentyfikowanie, a to wymaga autentycznego dostrzegania innych ludzi, jako żywych myślących i czujących istot, a nie ożywionych narzędzi.
Wreszcie pożyteczne jest pamiętanie, że demonstrowanie furii płynącej z frustracji, iż efekt uzyskany nie był taki jaki sobie wymarzyliśmy, nie wpływa korzystnie na wizerunek i autorytet.
Ciekawe rady, powinieneś zostać coachem. :)
OdpowiedzUsuńAlbo satyrykiem. ;-)
UsuńTo jak w grupie hippisow. Znajdziesz lepszych jak i gorszych od siebie.
OdpowiedzUsuńDlaczego akurat hippisów? :-)
UsuńW okolicach wioski, jak traktuje się ludzi jako ożywione narzędzia dla osiągnięcia celu, to za chwile można już tego celu w ogóle nie osiągnąć, bo te ożywione narzędzie po prostu sobie idą w inną stronę i to często bez zapowiedzi, jak 230, który z dnia na dzień się nie pojawił w pracy i do niej już nie wrócił. Zresztą on akurat mi się w tym podoba. W poprzedniej, co opisywałem, ok. południa odszedł od maszyny i poszedł do domu. To jest dopiero mistrzostwo, a w pracy go szukali, co się z nim stało.
OdpowiedzUsuńU nas z przyczyn formalnych, mentalnych i praktycznych tak łatwo się nie odchodzi.
UsuńAha.
OdpowiedzUsuńAle chyba zawsze można polecieć podwładnym po premii i chociaż w ten drobny sposób odreagować?
Naturalnie, choć niedogodności tego manewru są oczywiste. Przede wszystkim kameralność tego środka represji czyni go w najwyższym stopniu niesatysfakcjonującym - chciałbyś włóczyć końmi po boisku i pasy drzeć na oczach świata, żeby wykrzyczeć mu swój ból i zawód, a tu możesz tylko po cichutku obniżyć premię, o czym raczej nikt poza waszą dwójką się nie dowie. Tym bardziej, że premie już obcinasz po kawałku od kilku miesięcy.
Usuń