Jakiś taki smętny ten weekend wychodzi. Chciałem zajrzeć do Miasteczka Równości pod Pałacem, ale tradycyjnie w termin Parady wjechał jubel Schwester i rodzinny obiadek u rodziców. Jakbym się nie zjawił, to by mnie wyrzuty sumienia mocno gryzły. Jakoś tak wyszło, żeśmy ze Schwester dwie flaszki w lwiej części sami osuszyli (prawda, że procentów to tam było niewiele - 3 i 9). Odsiedzieliśmy, posprzątaliśmy (ja przy okazji trochę ogarnąłem kuchnię i zwłaszcza zapasy, nad którymi matka już nie bardzo panuje; nie to żeby kiedykolwiek specjalnie panowała...).
Po wyjściu Schwester zaszła do mnie bo miała pewną sprawę i nagle zaczęła się robić wyraźnie kiepska, jakby miała zaraz zejść. Okazało się, że boli ją głowa tak, że ma zaburzenia widzenia.
Po pewnym czasie napojona tym i owym doszła do siebie, ale zdradziła się, że wizyty u rodziców na takich imprezkach (byliśmy dziś tylko w czwórkę) ciężko odchorowuje i nie bardzo rozumie, dlaczego takie pobyty tam tak na nią działają. Cóż, ja co do siebie mam teorię, ale czy jest ona w pełni trafna, to nie wiem, lecz jaki jest powód tego stresu u Schwester nie mam pojęcia.
Schwester zaczęła na mnie naciskać, żebym się zabrał za remont kuchni. Ma fachowca, gotowa znaczną pożyczką wesprzeć, ja zaś lawiruję z odpowiedzią. Istotnie kuchnia generalnego remontu się domaga, lecz perspektywa podjęcia tej rujnacji jakoś mnie zniechęca. Nie mogłem jej powiedzieć, że mam poważne wątpliwości czy w mojej sytuacji warto się za to brać. A już absolutnie nie - że może lepiej, żeby zaczekali jeszcze trochę i zrobią sobie kuchnię jak będą chcieli razem z całym mieszkaniem (no offens!), bo wtedy to by przecież jeszcze gwałtowniej zaczęła naciskać i nalegać, faktycznie próbując tym zaklinać rzeczywstość.
Ostatnio tak jakoś przyszło mi do głowy, że to osobliwy zbieg okoliczności, iż w zeszłym roku tak wyraźnie uświadomiłem sobie, że tempi passati, skutków decyzji podjętych kiedyś nie da się zmienić poniewczasie. Krótko ujmując, że przeszedłem z fazy wieku średniego w fazę schyłku życia. Po czym niespodziewanie, to subiektywne odczucie, prowokujące być może niektórych do jego podważania, zyskało obiektywne umocowanie. Poczułem, że "drzwi są już otwarte".
Czyli na paradzie nie byłeś...
OdpowiedzUsuńNic nie wskazywało, że będę.
UsuńA my bylismy i to w sao paulo. Opisze po powrocie
UsuńPogratulować!
UsuńNie pierdol, że to już schyłek... Kogo będę czytał..
OdpowiedzUsuńLiteratów. :-)
UsuńWolę Ciebie. :P
UsuńFatalny masz gust. Przynajmniej literacki.
Usuńże kiedy niby ten schyłek ???? przed 50-tką ???? chyba Ci słońce zdrowo przygrzmociło ostatnio !
OdpowiedzUsuń