Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

sobota, 9 czerwca 2018

824.Przeczucie

Jakiś taki smętny ten weekend wychodzi. Chciałem zajrzeć do Miasteczka Równości pod Pałacem, ale tradycyjnie w termin Parady wjechał jubel Schwester i rodzinny obiadek u rodziców. Jakbym się nie zjawił, to by mnie wyrzuty sumienia mocno gryzły. Jakoś tak wyszło, żeśmy ze Schwester dwie flaszki w lwiej części sami osuszyli (prawda, że procentów to tam było niewiele - 3 i 9). Odsiedzieliśmy, posprzątaliśmy (ja przy okazji trochę ogarnąłem kuchnię i zwłaszcza zapasy, nad którymi matka już nie bardzo panuje; nie to żeby kiedykolwiek specjalnie panowała...). 

Po wyjściu Schwester zaszła do mnie bo miała pewną sprawę i nagle zaczęła się robić wyraźnie kiepska, jakby miała zaraz zejść. Okazało się, że boli ją głowa tak, że ma zaburzenia widzenia.

Po pewnym czasie napojona tym i owym doszła do siebie, ale zdradziła się, że wizyty u rodziców na takich imprezkach (byliśmy dziś tylko w czwórkę) ciężko odchorowuje i nie bardzo rozumie, dlaczego takie pobyty tam tak na nią działają. Cóż, ja co do siebie mam teorię, ale czy jest ona w pełni trafna, to nie wiem, lecz jaki jest powód tego stresu u Schwester nie mam pojęcia.

Schwester zaczęła na mnie naciskać, żebym się zabrał za remont kuchni. Ma fachowca, gotowa znaczną pożyczką wesprzeć, ja zaś lawiruję z odpowiedzią. Istotnie kuchnia generalnego remontu się domaga, lecz perspektywa podjęcia tej rujnacji jakoś mnie zniechęca. Nie mogłem jej powiedzieć, że mam poważne wątpliwości czy w mojej sytuacji warto się za to brać. A już absolutnie nie - że może lepiej, żeby zaczekali jeszcze trochę i zrobią sobie kuchnię jak będą chcieli razem z całym mieszkaniem (no offens!), bo wtedy to by przecież jeszcze gwałtowniej zaczęła naciskać i nalegać, faktycznie próbując tym zaklinać rzeczywstość. 

Ostatnio tak jakoś przyszło mi do głowy, że to osobliwy zbieg okoliczności, iż w zeszłym roku tak wyraźnie uświadomiłem sobie, że tempi passati, skutków decyzji podjętych kiedyś nie da się zmienić poniewczasie. Krótko ujmując, że przeszedłem z fazy wieku średniego w fazę schyłku życia. Po czym niespodziewanie, to subiektywne odczucie, prowokujące być może niektórych do jego podważania, zyskało obiektywne umocowanie.  Poczułem, że "drzwi są już otwarte".

9 komentarzy:

  1. Czyli na paradzie nie byłeś...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie pierdol, że to już schyłek... Kogo będę czytał..

    OdpowiedzUsuń
  3. że kiedy niby ten schyłek ???? przed 50-tką ???? chyba Ci słońce zdrowo przygrzmociło ostatnio !

    OdpowiedzUsuń