Rano podróż do Auchan, potem do domu wyładować swoje zakupy i do rodziców z ich częścią. Potem druga tura - do Biedrony i znowu: do domu i do rodziców. Interwał służy też temu, żeby oględnie wybadać co im z Biedrony potrzebne, bo gdy spytać wprost, to odpowiedź jest zawsze ta sama: "Nic nie trzeba." A kiedy przyniosę, to się okazuje, że im się bardzo podoba. Podrzucam im różne rzeczy, które sam wypróbowałem, bo sami z siebie tego nie tkną, trzymając się utartych przyzwyczajeń. Na przykład sajgonki - sami nie, ale jak im przyniosłem, to się rozpływali jakie pyszne i w tygodniu mama sama je już kupiła, a ojciec się zachwycał, jaki świetny obiad miał z nich. Z barszczem czerwonym... 😳😄 Poza tym różne gotowce pozwalają im poszerzyć menu (albo powstrzymać ubożenie), bo nie mają siły pichcić wielu potraw, kiedy też niewiele już jedzą. A jeszcze dalej poza tym, to podejrzewam że niejednokrotnie mama niektórych rzeczy już nie umie znaleźć w sklepie.
Po powrocie zmogło mnie tak, że zasnąłem z książką w ręce.
Oglądam sobie teraz "Uwaga Baran" na Youtubie. Sądziłem, że takie rzeczy to tylko w Rosji, ale i u nas, się okazuje, Polak potrafi! Oglądając te wyczyny patologicznych indywidualistów nie liczących się z innymi, aż chciałoby się mieć taką trąbkę dźwiękową, jaką miał "Maska" z filmu z Jimem Carreyem.
Sklep modelarski przysłał mi kod rabatowy na 15 %, ale jakoś nie bardzo mi idzie do koszyka coś wrzucić. W ogóle to popularny "antydepresant", czyli zakupy jakoś kiepsko teraz działają, bo chuda pensja skutecznie je ogranicza, a poza tym wymiana kompa i koszty z tym związane sprawiły, że z poduszki finansowej została tylko poszewka. A w perspektywie schyłku zimy - remont kapitalny kuchni, na który bezrozumnie dałem się namówić Schwester. I potrzeba góry pieniędzy na jego sfinansowanie. Nie jestem przekonany czy to ma sens, znaczy - czy warto podejmować taki wysiłek. To jakby remont kapitalny wnętrza grobu.
Kuchnia to moja ulubiona część domu :P Gdybym wiedział jak zabrać się do remontu, to pewnie bym sobie pokój zrobił, a tak, no cóż, poczekam aż farba zacznie odpadać z sufitu i ścian, wtedy zmuszony będę musiał coś z tym zrobić xD
OdpowiedzUsuńA co trzeba zrobić w pokoju (stan)?
Usuńzmieniłbym kolory ścian i meble, które mam jeszcze po poprzednich właścicielach mieszkania...
UsuńKrótkiego, acz skutecznego kursu malowania ścian i sufitu mogę udzielić, lecz w wymianę mebli się nie zaangażuję. :-) Jeśli wystarczy tylko pomalować ściany, a nie trzeba jakichś szpachlowań, wyrównań itp. to spokojnie dasz radę sam (po przeszkoleniu).
UsuńNarobiłeś smaka na sajgonki. :D
OdpowiedzUsuńSmacznego na zdrowie! :-)
UsuńTak, już raz miałem sobie kupić z Biedronki gotowe sajgonki, ale odstraszyły mnie grzyby (których nigdy nie jadam) w sajgonkach mięsnych.
UsuńŁadnie odświeżyłeś sobie szatę graficzną bloga. :)
A dziękuję. Po przesiadce na lapka zauważyłem, że czytelność niektórych napisów zeszła poniżej akceptowalnej.
UsuńFatalnie, Blaskuś, z tymi grzybkami. Grzybki są pyszne. ^_^ A niektóre sprawiają, że życie nabiera kolorów. ;-D
Nudna ta książka musiała być :D
OdpowiedzUsuńA wcale bo nie! Ciekawa - "Armia niemiecka w I wojnie światowej (1). 1914-1915" :-P
Usuńładny grobowiec nie jest zły więc rób tę kuchnię będziesz miał ładnie i spokój na lata.
OdpowiedzUsuńCo do dań gotowców jakoś nie przepadam bo sztuczne i nie ekonomiczne. Jadamy takie cuda może ze 2 razy w miesiącu góra i to najczęściej są to jakieś pierogi ale nie z tych głęboko mrożonych tylko te takie z krótkim terminem.
Mam w pracy koleżankę która notorycznie narzeka jak to nie ma kasy. Od 20 każdego miesiąca przed 10 dni jęczy, że już ma tylko 10 zł na koncie. Ale za to w pracy na 5 dni roboczych ze 3 razy ma np. gotowe do odgrzania danie z Lidla (makarony jakieś z sosami) do tego ze 2-3 razy kupuje kawę na wynos za 7,5 zł i oczywiście do tego rogal gigant za 5-6 zł. Strasznie mnie to irytuje.
Nie mogę potem słuchać tego jęczenia patrząc jak podgrzewa ten makaron ...
Grzmisz jak Matka Polka znad kuchni. ;-D Gotowce bywają OK, ale trzeba uważnie czytać skład. Jeśli za 7-8 złotych mam 400 gramów nader smacznego jedzonka w składzie na przykład: kotlet z kurzego biustu, ziemniaki puree i marchewkę z groszkiem, to gdybym miał to wszystko sam sobie pichcić, sprawa byłaby prosta - zjadłbym kanapkę.
UsuńGdybym żył we dwójkę, to pewnie bym się mobilizował i gotował, ale dla siebie samego - czasowo, wysiłkowo i finansowo nie opłaca się / nie warto.
może faktycznie w pojedynkę to inaczej wygląda ale taki np. makaron z sosem z Lidla za chyba coś 7 zł to total nie ekonomicznie jak paczka 500g makaronu kosztuje niespełna 3 zł a sos tym bardziej można z pomidorów samemu za grosze zrobić.
UsuńNie no, tu masz absolutnie rację. Coś takiego, jak wyżej wspomniany gotowiec, jest dla mnie uzasadnione tylko w ekstremalnych przypadkach typu "umieram z głodu i nie mam czasu".
Usuń