Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

środa, 14 marca 2018

774.Suk

Poszedłem do wskazanej przychodni zlecone badania zrobić. Wrażenie wywarła na mnie spore, bo w takiej jeszcze nie byłem. Budownictwo względnie nowe, lecz fragment z przychodnią chyba adaptowany nieco na siłę do nowej funkcji. Wąski hol wejściowy, wąskie, bądź bardzo wąskie schody, szatnia wciśnięta pod nimi, wrażenie klaustrofobicznego nieco labiryntu. Rejestracja ulokowana jak na skrzyżowaniu. Hałas, pełno kręcących się ludzi, ruch jak w mrowisku. Niskie korytarze, zatłoczone pacjentami, siedzącymi, stojącymi, przechodzącymi. Niektóre pomieszczenia do rehabilitacji bez drzwi tylko z zasłonką kończącą się tak z 30-40 cm nad podłogą; kiedy wchodzący pacjent nie zaciągnie jej dokładnie, można sobie zabieg obejrzeć. W gabinecie rentgena światło zgaszone, półmrok zawdzięcza się światłu płynącemu z głębi pomieszczenia, gdzie w maleńkiej, właściwie kabinie, bo pokoikiem nazwać to trudno, siedzi operatorka.  Czysto i zadbane, lecz ogólne wrażenie przytłaczające. Te wąskie i niskie korytarze, te zasłonki do malutkich gabinetów, ten ruch i hałas przywodzą na myśl północnoafrykański suk.

28 komentarzy:

  1. Perseweruje. Roczny urlop dla poratowania zdrowia psychicznego, dopoki karta nauczyciela pozwala.

    Bo ludzie zdrowi psychicznie nie chodza do lekarzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. to sie musisz spieszyc , bo ponoc " Dobra" zmiana chce polikwidowac urlopy dla podratowania zdrowia ....

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nie lubisz takich ciasnych pomieszczeń...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie o to chodzi. Akurat pomieszczenia to wolę raczej przytulne niż wielkie i rozległe. Tu raczej chodziło o całościowe wrażenie - ruchu i harmidru w ograniczonej dość skomplikowanej przestrzeni.

      Usuń
  4. oj tam oj tam jak narzeka. Gdzie Ty się leczysz na co dzień ? w Leśnej Górze ??? ja mieszkam w wielkim mieście. Poradni Ci u nas dostatek. Prawie na każdym rogu jakaś i co ? i wszystkie są PRL-owskie. Nowej żadnej. I myślisz, że jakieś remonty i przystosowania przeszły od lat 80-tych ? no to się mylisz. W mojej osiedlowej gdzie chadzam bo ze sknerstwa nie opłacam prywatnego lecznictwa wspieram tylko NFZ (tfu) to są gabinety ze szklanymi szybami !!! co tam zasłonka. Ja widzę pacjenta leżącego na kozetce tyle, że szyba szroniona to jak nawet majty zdejmie tylko widać postać ale to wystarczająco jest niesmaczne. Takież same drzwi w tej porani mamy w WC (dasz wiarę ???) modlę się zawsze żeby mi się tam lać nie zachciało bo mnie wszyscy zobaczą w pozycji narciarskiej. Oczywiście na podłodze potargany PCV i pod każdym gabinetem góra dwa krzesła reszta stoi. A najulubieńszy to jest gabinet laboratorium. Tutaj to sam Gierek przyjmuje. Do pobrania krwi nadal się rękę zaciska gumowym szlauchem ??? WTF i zapomnij o pojemniczkach z tłoczkiem na krew co same odciągają z żyły. Co to to nie. Tu się normalnie ciągnie jak za starej polski i do probóweczek.

    A przykład to tylko jeden z wielu. Ale spoko ... póki co najbardziej i tak kocham miłością jednostronną moją poradnię z Medycyny Pracy. Tam jest z deka nowocześniej ale za to pracują sami idioci przez duże "I". Jako żem gabaryt koguci a najgrubsze w całym ciele mam ręce (Bozia mi tam mięśni poskąpiła) to nie mają nigdy ciśnieniomierza żeby mnie zbadać. Zatem rok temu jakaś idiotka co się ponoć za pielęgniarkę dyplomowaną uważa rzekła: za chude ma Pani ręce, my tu nie mamy dziecięcego sprzętu. Po czym założyła mi ciśnieniomierz na ehmmm gruby sweter który miałam ubrany i tak zmierzyła. Wyszło oczywiście 30/20 więc spojrzała i wpisała w kartę 120/80.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodziło mi o narzekanie, lecz oddanie wrażenia wywołanego tym miejscem. Byłem w różnych przychodniach i ta była pod względem wywieranego wrażenia oryginalna.

      Usuń
    2. a to masz słabe wrażenia. Bo ja co idę do innej to zawsze jestem pod wrażeniem :D raczej średnio pozytywnym bo najczęściej mnie zaskakuje w stylu: oooo to jeszcze takie sprzęty działają ??? albo o rety jak ja tego dawno nie widziałam chyba od czasów dzieciństwa :D

      W zasadzie miłe wrażenie to robi na mnie tylko prywatne laboratorium gdzie robię badania i prywatna poradnia gdzie byłam na biopsji. Reszta to masakra mniejsza lub większa :D

      Usuń
    3. Maszynerii czy wyposażenia to ja jakoś specjalnie nie przeżywam, ale może dlatego, że ja historyk jestem, a więc człowiek na co dzień zanurzony w przeszłości.
      Co innego, gdyby ta maszyneria miała mi komfort zmniejszyć w sposób znaczący np. wolnoobrotowa bormaszyna z przeniesieniem napędu linkami na rolkach, którą pamiętam z zamierzchłej młodości. :-(

      Usuń
    4. ooo nie pomyślałam, że patrzysz na sprzęty pod kątem historycznym :D

      Ja pamiętam niestety jak byłam w liceum, że się dentyście złamało wiertło na kimś przede mną i potem jak mnie robił ząb to do tej maszynki wsadził jakieś wiertło z innej które się przegrzewało więc co chwila ochładzał je w szklance z wodą. Do czasu aż mi nim dotknął i przypalił wargę. Podziękowałam i wyszłam.

      Usuń
  5. Ponoć to ja jestem od marudzenia... Trochę przychodni, szpitali zwiedziłem. To jasne, że tam gdzie płacę lekarzowi jest najlepiej, ale... Zważywszy na fakt, że z natury im nie ufam wiem, że czasem lepiej trafić do doktorka w obskurnym gabinecie, niż do konowała w nowoczesnym szpitalu. Reasumując - mimo klaustrofobicznych doznań może nie będzie najgorzej, tylko im nie ufaj, heh....

    Pomijając szczegóły najwięcej dla mnie zrobił kiedyś medyk w warunkach polowych po to, żeby doktorek w szpitalu mógł to trochę spieprzyć... Teraz głównie daję wszystkim w łapę, życie. I zaraz przylezie dotykacz, też prywatnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie planuję się tam pojawiać - miałem tylko jedno badanie, bo akurat na nie z nimi przychodnia mojej pani doktor ma podpisaną umowę. A wrażenie było nie klaustrofobiczne, tylko takie nietypowo bazarowe (nie w odpychającym sensie).

      Usuń
  6. Widzicie, 8 milionow Polakow placi cos na NFZ, dostajke potem zwrot podatku i chyba efektywnie jest cos kolo 2.9% od polskich zarobkow i ma jakos byc.

    W szwajcarii ja place miesiecznie 320 CHF, moja zona 590 CHF, pierwsze w roku 3900 CHF musimy zaplacic samemu. Zona ma udzial wlasny 300CHF.

    Nasza corka urodzi sie za 2 miesiace. Za nia placic bedziemy najpierw 280CHF meisiecznie do 3 roku zycia, potem 430 CHF miesiecznie do 9 roku zycia, potem mniej.

    W Polsce na koszt podatnika ubezpieczone sa wszystkie dzieci do lat 26 jesli studiuja. Bo do 18 roku zycia oficjalnie.

    O ile to nie jest jakis problem to kasjerka ma 4500CHF brutto.

    No i jest fajnie, ordynator ortopedii kasuje 2.5 miliona rocznie CHF nawet i jest fajnie. Tylko powoli jakos ludziom nie starcza.

    Jak masz malzonke to ona musi nie pracowac, w przeciwnym wypadku to podatek dochodowy kosztuje wiecej niz jej praca. Czyli musi siedziec w domu i sie opiekowac dziecmi.

    Jak chcemy przedszkole to nam wyliczono miesiueczna staweczke 6200CHF.

    Wiecie, Szwajcaria nie jest tak bogatym krajem jak Polska, ze stac ja na przedszkola za darmo,. godziny za zlotowke, ubezpieczenia kazdego...

    Jak idziesz do domu starcow to gmina licytuje wszystko co masz i wolno zachowac tylko 30.000 CHF z calego majatku. Nie ma czegos takiego, ze przepiszesz na rodzine wszystko a pootem jam biedny utrzymujcie mnie.,,

    Jak zarabiasz to placisz podatek. Jak oszczedzasz to co roku - podatek od srodkow na koncie bankowym. Jak kupisz wlasny dom to co roku podatek katastralny + podatek od tego, ze masz dom bo to za pomoca algorytmow wliczaja do rocznych dochodow. Dlatego bedac czasami golodupcem i dostajac spadek trzeba go natychmiast sprzedac, inaczej mozna pojsc siedziec za dlugi wobec fiskusa.

    W Szwajcarii opodatkowane jest nie to tak strasznie co zarabiasz ale to co masz.

    Najlepiej byc multimilionerem bo wtedy jest czasami tak, ze placi sie np. rocznie 5000 CHF podatku a sprzataczka placi kilka razy wiecej.

    Poprawilem Wam humor ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. absolutnie nie chcę się wykłócać ale myślę, że porównywanie i tak jest bez sensu. Wydaje mi się, że nie ma idealnego modelu i w każdym kraju służba zdrowia jakoś mniej lub bardziej kuleje. Zgodzę się też, że podstawowa składka na NFZ w Polsce może nie powala względem innych krajów gdzie jest wyższa ale muszę powiedzieć, że tak naprawdę to ta składka daje mi jedynie dostęp do lekarza pierwszego kontaktu czyli tzw. rodzinnego. Bo tylko do tego w poradni umiem się dostać od razu czyli tego samego dnia lub następnego. Jeśli chodzi o wszelkich innych specjalistów z NFZ od ginekologa przez dermatologa, okulistę czy endokrynologa terminy są kosmiczne za pół roku lub dalsze. Zatem jak coś dolega poważnie to wiadomo że się nie czeka tylko idzie prywatnie i płaci osobno. Więc to bez sensu bo jak na samego lekarza rodzinnego który ma mi tylko dać dalsze skierowania do innego lub dać laki na jakąś zwykłą sezonową chorobę i wypisać L-4 to uważam, że składka jest mega zawyżona.

      Usuń
    2. Co do zwyklasów i specjalsów masz rację, Polly. Trzeba jednak jeszcze uwzględnić ewentualność leczenia szpitalnego - operacje itp. a tu już prywatnie to mało kogo byłoby stać.

      Usuń
    3. Ale znowu kiedy podczas prywatnych wizyt lekarz kieruje do szpitala, a w szpitalu ten sam lekarz się Tobą zajmuje, albo chociaż dogląda, to jednak nieco pewniej...

      Usuń
    4. @Aberfeldy niby tak ale jeśli nagle będziesz potrzebował na już jakiejś operacji a termin z NFZ będzie za 5 lat (tyle czekał w kolejce mój mąż na artroskopię kolana) to będziesz czekał czy zadłużysz się i zrobisz prywatnie ??? w mojej rodzinie kilka osób w tym mąż musieli na cito zrobić rezonans i tomografię. Z kasy mieli czekać 6 miesięcy musieli zrobić prywatnie niestety.

      Usuń
    5. @Czarny z tym to akurat bywa różnie. Mąż chodził prywatnie do lekarza z kolanem, specjalnie czekał na miejsce w szpitalu gdzie ten profesor operuje a w dniu operacji okazało się, że profesor ma wolne i operował całkiem inny gość. Swojego prywatnego lekarza mój mąż tam przez tydzień nie zobaczył. Siostra chodziłą prywatnie do ginekologa w ciąży. Też myślała, że on jej zrobi cesarkę ale lekarze też mają wolne i też nie trafiła. Ściął ją inny i swojego 3 dni też nie widziała.

      Usuń
    6. Rezonans też robiłem z własnej kiesy, bo termin enefzetowski był coś na sierpień czy wrzesień. Co do operacji, istotnie może być, jak piszesz.

      Usuń
    7. no i widzisz. Jak mówię ja korzystam tylko z lekarza rodzinnego niestety. Choć chciałabym z innych też. Do okulisty chodzę dwa razy w roku prywatnie bo mam zwyrodnienie na jednym oku i muszę to kontrolować a terminy za długie. Do endokrynologa muszę co kwartał a to jest z NFZ nierealny termin więc też płacę. Dentystę trzeba i tak dopłacać do każdej plomby i znieczulenia więc też prywatnie. No i ginekolog. Czyli w zasadzie chyba powinnam rozważyć tę dodatkową składkę do ubezpieczenia prywatnego.

      Usuń
    8. Dentysty państwowego to ja nawet przez chwilę nie rozważałem. :-/

      Usuń
    9. to chyba aktualnie podlega już pod sado-maso :D

      Usuń
  7. W Szwajcarii cvo jest jeszcze najlepsze - wszyscy azylanci maja ubezpieczenie Helsanie, najlepszej kasie chorych.

    Ostatnio sie burzyli, ze nie ma diamentow do wstawiania na szkliwo...jak to rasizm?

    A jak chcesz sobie zrobic zeba to albo jak jestes kasjerem lecisz do Budapesztu albo kredyt.

    OdpowiedzUsuń
  8. Aberfeldy jako, że jestem zbulwersowana wczorajszą jazdą autobusem z gimnazjalistami muszę się wyżalić. Otóż w trakcie pracy gdzieś koło 10 jechałam autobusem. Niestety daleka trasa ponad 12 przystanków. Gdzieś tak na 3-cim wsiadła "klasa" albo jakaś nie klasa ale grupka gimnazjalistów sztuk 18 z dwiema nauczycielkami. Autobus od razu zrobił się pełny. Jak tylko zwolniło się kilka miejsc gimnazjaliści wygodnie się rozsiedli mimo, że co przystanek wsiadali jacyś emeryci z siatami z targowisk. Po krótkim czasie siedziała już połowa gimnazjalistów co ciekawe sami chłopcy bo dziewczyny stały tak jak i ja i nauczycielki. Nauczycielki obie stały tuż nad siedzącymi chłopcami i radośnie plotkowały o uczniach. Żadna słowem nie wspomniała żeby ustąpili miejsc starszym. Zero odzewu. Do tego kilku chłopców grało w gry na telefonie i cały czas rozlegały się dźwięki zdobywania kolejnych leveli a jeden chłopak słuchał z telefonu muzyki na cały autobus. Panie zero reakcji. Siedzieli całą drogę wysiedli ze mną na ostatnim przystanku. Pytanie moje brzmi: nauczyciele już tylko uczą swoich przedmiotów ale wychowania już nie?? czy raczej wolą się nie narażać gimnazjalistom bo mogą usłyszeć wiązanki pod swoim adresem. Powiem szczerze dawno z żadną klasą nie jechałam i trochę mnie zatkało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę sobie i myślę. I myślę, że problem jest skomplikowany i przez to trudny do prostego wyjaśnienia.

      Usuń
  9. Dawno nie korzystałem z tego jakże zacnego środka komunikacji miejskiej, ale (Polly znowu napisze, że jestem nerwowy) kazałbym im po prostu spierdalać. Druga sprawa jest taka, że te babki... mohery i inne... czasem są całkiem sprawne, a w dodatku chamskie. Taa. W tym przypadku rzeczywiście podróż nie byłaby na moje nerwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja jeżdżę codziennie 2 środkami do pracy i 2 z powrotem. W trakcie pracy też jeżdżę ale rzadko dzięki Bogu trafiam na wycieczki klasowe. Wydaje mi się, że emeryci mieli niemałą ochotę powiedzieć tym wyrostkom żeby spierdalali ja oczywiście również bo szczerze mówiąc sama byłam obładowana a trasa daleka i też mi się chciało posiedzieć. Ale ... wszyscy zerkaliśmy na owe Panie licząc, że w zasadzie to one jadą z tymi smarkaczami i powinny one zareagować. Najpierw zerkaliśmy dyskretnie a potem powiem szczerze ja gapiłam się już bez żenady prosto w twarz bo Panie były zdaje się w moim wieku. Rozmowa się wspaniale toczyła o babskiej imprezie jutro w domu kultury na którą jedna z nich idzie a potem przeszły płynnie na obgadywanie ucznia Kowalskiego który zostanie siedzieć zapewne i znów wróci do klasy jednej z nich a to mały kryminalista jest. Potem przeskoczyły na to, że obie są nie tutejsze i przyjezdne. Jedna z Mazowsza druga z Wielkopolski i jeszcze jakąś Nowakową włączyły w rozmówki, która gdzieś z Suwałk przywiała. Tak nawijały, że zero wzrokowego kontaktu z resztą autoubusu. Chyba to miały opanowane do perfekcji.

      Natomiast co do emerytów i moherów to to jest tak zwana insza inszość ale całkowicie się z Tobą zgadzam, że czasem w lepszej są kondycji niż ja sama a krzyczą o zwolnienie miejsca. Szczególnie uwielbiam typy które chcą usiąść akurat na tym miejscu na którym ja siedzę mimo, że 2 rzędy dalej są wolne siedzenia. Oraz lubię również w cudzym słowiu to ich niezrozumiałe przekonanie, że tylko starzy ludzie mają prawo chorować. Nie raz i nie dwa miałabym ochotę taką babę zabrać do szpitala onkologicznego na oddział dziecięcy żeby sobie zobaczyła, że nawet małe dzieci umierają na przykład na raka. I takie dzieci w komunikacji mogą a nawet powinny siedzieć. Sama niestety choć szanuję starszych to odsiewam ziarno od plew i jak mi taka wyskakuje, że chce siedzieć na moim miejscu a obok jest wolne to wskazuję bezczelnie inne wolne miejsce i siedzę dalej. Nie mam już nastu lat żeby mnie jakiś babol opierdzielał jak swoją wnusię. Z kolei zdarzyło mi się również kilka razy wracać z pracy nagle z wysoką gorączką bo sądziłam, że przetrwam dniówkę ale się przeliczyłam. Wtedy też mi parę razy jakaś stara jędza jęczała nad głową (bo one lubią tak komentować bezosobowo i w przestrzeń jaka to teraz ta młodzież bezczelna) więc parę razy odpaliłam, że dziękuję za komplement ale młodzieżą dawno nie jestem i nie wstanę ponieważ jadę do lekarza i źle się czuję i jak wstanę to narzygam komuś na plecy. O dziwo jak mnie mamusia uczyła szczerość zawsze popłaca i pomaga :D

      Usuń
  10. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń