Mr Aberfeldy był niedawno u dobrego dochtóra. Otrzymał plik skierowań na badania różne i dyspozycję:
- Proszę zrobić te wszystkie badania i przyjść w lutym, ale jeśli rezonans panu zrobią trochę później, to może pan zaczekać na niego i przyjść ze wszystkim w marcu.
Przed przystąpieniem do robienia rzeczonych badań Mr Aberfeldy zadzwonił do rejestracji zapisać się na wizytę kolejną. Zapisał się bez problemu - na koniec lipca. Siedzi teraz i patrzy na te skierowania na badania i ma poważne wątpliwości - czy to ma w ogóle sens? Zapisanych pigułek, co mają pomagać, wystarczy mu do końca lutego (abstrahując zresztą od tego, że działają tylko częściowo). Żałuje, że obecnej wiedzy nie miał kilka tygodni temu, kiedy usłyszał wygłoszone spod zmarszczonego czoła utyskiwanie (innego) lekarza, że pacjenci zaniedbują schorzenia i nie chodzą do lekarza. Żałuje, bo by coś palnął w odpowiedzi.
Już dziś czuję zbliżającą się pracę. Będzie źle.
A może na badania prywatnie? Co prawda trochę kasy trzeba, ale co poradzić?
OdpowiedzUsuńTo jasne, że część badań (tych najdroższych, oczywista...) muszę zrobić płatnie, bo na Fundusz to poczekałbym do jesieni. Nie one są największym problemem, tylko dostępność lekarza. I absurdalność systemu. :-(
UsuńW swojej starej przychodni miałem tak, że do lekarza pierwszego kontaktu albo musiałem czekać co najmniej tydzień albo szedłem do konowała, do którego nikt nie chodził, bo był kretynem i nie leczył. Przeniosłem się do innej, na wiosce, i tu lekarza mam z marszu, ale tylko dlatego, że to mała przychodnia i jeszcze mało ludzi - większość z przyzwyczajenia jest zapisana gdzieś indziej.
OdpowiedzUsuńObecny system zdrowia właściwie uniemożliwia leczenie - bo jak człowiek ma czekać tyle czasu na wizytę u specjalisty, to albo sam wyzdrowieje albo się przekręci. Na kolonoskopię kiedyś miałem termin... za rok.
Każdy kolejny rząd obiecuje cuda wianki i z każdym jest coraz gorzej, mimo coraz większych pieniędzy w SZ ładowanych.
Otóż to. To w gruncie rzeczy pozorowanie porządnej opieki medycznej.
UsuńJak do POZa miałem termin za tydzień, z wysokim prawdopodobieństwem, że mnie i tak spławi na ostry dyżur, kiedy już teraz nie nadawałem się do pracy, to szedłem prywatnie, do niezbyt kompetentnego lekarza, ale za to przyjęty byłem od ręki i L4 miałem w garści - bez obawy o jakieś kłopoty w pracy.
A czy skorzystałeś ze strony, którą podesłałem w którymś komentarzu? Sprawdziłeś ile czeka się w innych dzielnicach wawki?
OdpowiedzUsuńU nas w wiosce na endo, czeka się 1,5 roku, ale już w sąsiednim mieście, gdzie przecież można jechać i się zarejestrować, 3 m-ce. Jest jednak różnica.
Znam tę stronę, tylko co z tego że gdzieś indziej może czeka się trochę krócej? Obecna lekarka jest bardzo dobra, wnikliwa, szukająca przyczyny, i przez to zarazem dość oblegana. Zmieniać na nie wiadomo kogo, ale ze sporym prawdopodobieństwem że na gorsze, i zaczynać wszystko od początku (a to też koszt czasowy)? Mam duże wątpliwości czy to byłby dobry ruch.
UsuńFaktycznie źle przeczytałem, ale jeżeli lekarka zaleciła zjawienie się w lutym, ostatecznie w marcu, to czemu tego nie powiedziałeś w rejestracji? Do lekarza, u którego kolejka trwa ok. roku, też chodzę na wizyty kontrolne co 3, 6 m-cy, a nie wpisuję się na koniec kolejki. Wszak to on podaje przybliżony termin wizyty i w rejestracji mają się do tego dostosować.
UsuńCo się więc wyprawia tam u Cb.?
Jasne że powiedziałem o tym kiedy mam się zjawić, ale rejestrację to nie bardzo obeszło - nie ma terminu i już.
UsuńTo wracasz się do lekarki i przekazujesz jej info, że nie moąesz się stawić w terminie, bowiem nie ma ich i niech uzgodni to z rejestracją.
Usuń