No i po świętach. - drugiego dnia mam(y) wolne. Jakoś tak szybko i dość niewesoło minęło, tak że nastrój niezbyt. Wyszedłem dziś razem ze Schwester. Tak się złożyło jej zawodowo, że przez ostatnie parę lat nie uczestniczyła ani w świętach, ani w imieninach, a rodziców widziała w międzyczasie. Tymczasem przez ostatnie dni widziała ich długo i w działaniu, a na dokładkę jeszcze zobaczyła ciotkę, której w ogóle przez ten paroletni okres nie widziała. No i się Schwester trochę podłamała, bo mogła z większą niż ja ostrością ujrzeć, jak bardzo się wszyscy posunęli w ostatnich latach; właściwie to ze mną włącznie, bo zobaczyła mnie w oszkleniu. Wracaliśmy w raczej smutnym nastroju, z takim dotknięciem, że obserwujemy schyłek życia naszych rodziców i że wpłynie to także na nasze codzienne życie, a trudno byłoby nam stwierdzić, że nieźle nam się układa i dobrze sobie radzimy z tymi wyzwaniami, które już mamy.
Obserwacja schyłku życia rodziców powoduje też obserwację, jak szybko człowiek sam w sobie się starzeje/dorośleje. "Wczoraj biały welon, jutro białe włosy".
OdpowiedzUsuńTak, to swego rodzaju rytuał przejścia.
UsuńW oszkleniu?
OdpowiedzUsuńWzrok mój sokoli ciut się spierdolił i do dojrzenia drobiazgów muszę patrzałki zakładać. Okulary, znaczy.
UsuńTe drugie dnie świąt to zazwyczaj kończą się jakimiś nieciekawymi przemyśleniami!
OdpowiedzUsuńMoże in secundum veritas?
Usuń