[to takie ostrzeżenie dla PT. Czytelników, żeby mogli zawczasu zdecydować, by dalej nie czytać, bo im się antyemetyk skończył]
Wczoraj niespodziewanie zadzwonił i wpadł Emuś. Zdziwiłem się, że tak bez powodu. Nawijał o szkole, o reformie szkolnictwa, o swoich uczuciach do minister oświaty, o tym, że potrzebuje aktów prawnych do przygotowania się do egzaminu awansowego i żebym je mu podesłał, o swojej siłce i muskulaturze... Jakoś tak w sumie - nie było przyjemnie. Udało mi się jakoś zdystansować od pracy, uświadomienie sobie że zostały już tylko 2 tygodnie urlopu nie podziałało pozytywnie na moje samopoczucie, a tu jeszcze wzmocnienie tego emusiową tyradą o pracy - no nie fajnie. Do tego na koniec bąknął, że "się spotyka z takim jednym", ale musi już lecieć, więc więcej opowie następnym razem.
I tak wizyta w domu chujowej starości zaliczona.
Po jego wyjściu jakoś tak mnie głowa i plecy rozbolały. Zapewne z przypomnienia o pływającym bałaganie, czyli tratwie Meduzy, oraz z przypomnienia o czymś, co usilnie staram się pogrzebać, zapomnieć i zdezawuować - o tym, że (niektórzy) ludzie wytrwale szukają partnerów, spotykają się, randkują i nie poddają się niepowodzeniom.
eee tam, szukasz kogoś, nie szukasz, efekt w naszym środowisku i tak zazwyczaj wychodzi podobny, więc co za różnica?;) może zaoszczędziłeś sobie przykrych konsekwencji szukania i inwestowania swoich uczuć w niewłaściwe osoby? któż wie...
OdpowiedzUsuńZdaję sobie z tego sprawę, ale i tak nie jest łatwo pogodzić się z losem, mając świadomość, że to już "na zawsze" i "już nigdy". Jakby nie patrzeć - większość życia mam już za sobą.
UsuńBy tylko Ty miałeś większość za sobą. Innych to też dot., ale jeszcze mamy się z kimś spotykać dla "rozładowania napięcia", bo związków z tego nie będzie i widzę, po czasie, że takie rozwiązanie okazało się najskuteczniejsze z możliwych. Dziś już chyba nie mógłbym zaczynać od nowa z jakimś partnerem, to też nie szukam takowego. Demolka ustabilizowanego dnia na stacji nie wpłynęła by dobrze na samopoczucie, a po co sobie je psuć.
UsuńZgadzam się z Tobą, że im dłużej było się samotnym, im jest się starszym, tym trudniej jest przebudować swoje życie na wspólne z kimś.
UsuńCo do spotkań "dla rozładowania napięcia", to już chyba wolę samoobsługę, niż gdyby to się miało tylko do tego sprowadzać. Mi doskwiera samotność, brak czułości, ciepła, poczucia że jestem dla kogoś ważny (być może to zbiorczo nazywa się "miłością"), a nie brak technicznego seksu i tych braków nie zaspokoi mi pikieta pod mostem Grota czy coś w tym rodzaju.