Młodzież nie bardzo się śpieszy z potwierdzaniem woli przyjęcia - mamy średnio w okolicach połowy miejsc przyklepanych. Podejrzewam, że wbrew medialnej histerii, młodzi ludzie podchodzą do rekrutacji z większym dystansem i wyrachowaniem. Zastanawiam się czy nie jest tak, że spora część zakwalifikowanych nie bardzo chce przyjąć do wiadomości wyniki rekrutacji, rozmijające się z jej oczekiwaniami i przyjęła postawę wyczekującą. Złośliwi powiedzieliby, że to taktyka "zakryję głowę kołdrą i potwór zniknie".
Problem nie jest zupełnie nowy - od jakiegoś czasu możemy obserwować postawy wybujałych oczekiwań mocno wykraczających poza realne możliwości danego człowieka. Coraz więcej młodych ludzi z którymi się stykamy, sprawia wrażenie, jakby szczerze wierzyło, że wystarczy czegoś bardzo chcieć (lub w innym wariancie: przekonująco wyobrazić sobie), żeby to się już ziściło. Do tego dochodzi syndrom wielu młodych warszawiaków, którzy - w odróżnieniu od swoich rówieśników z prowincji - mają poczucie że nie muszą się specjalnie wysilać, bo z racji swej warszawskości oni są pukka sahib, a wy jesteście poor bastards z wiochy. No i mamy przyszłość narodu, która już wyobraziła sobie ("wymarzyła" w modnym słowie medialnej histerii) siebie w kajutach pierwszej klasy luksusowego liniowca [która im się należy*)😈] i nie ma najmniejszej ochoty przyjąć do wiadomości, że ich przebukowano na tratwę Meduzy.
_______________________________________
*) Szydło tym bon motem w swej prostodusznej głupocie ujawniła bardzo silną myśl przewodnią przenikającą i napędzającą nasze społeczeństwo. Nie chodzi o zmianę złych i szkodliwych praktyk, tylko o zajęcie samemu zyskodajnych pozycji w tym systemie.
System krytykujemy nie dlatego, że jest zły, lecz dlatego, że nas wyklucza i kto inny czerpie zeń korzyści. Jeśli udało nam się takie korzystne pozycje zająć, to uznajemy za całkowicie zrozumiałe i usprawiedliwione, by czerpać z nich co się da, bo system wraz ze zmianą naszej w nim pozycji stał się dobry.
Nie pojmowanie tego prowadzi do niezrozumienia, dlaczego PIS cieszy się takim poparciem, a jego krytykowanie przez opozycję jest tak nieskuteczne.
Tylku ile z tych rodowitych warszawiaków ma problemy życiowe później? Pewnie przez rodziców, znajomych od znajomych jest im łatwiej upchać się właśnie w klasie pierwszej, jak słoikom zjeżdżającym tam za chlebem. Stąd może wynikać olewacki stosunek do potwierdzenia rekrutacji. Skoro się o tym dowiedzieli, tzn. że ich przyjęliście i po co się spinać z tego powodu?
OdpowiedzUsuńZjawią się we wrześniu i powiedzą - my tu mamy rezerwację na pierwszą klasę, wróć na tratwę i załatwione.
Jak nie złożą teraz "papierów", to tracą miejsce i muszą żebrać, żeby gdziekolwiek ich przyjęli. Poza tym przecież piszę, że tratwa jest obrazą dla ich wysokich aspiracji.
UsuńAleż oczywiście! Przecież powszechnie wiadomo, że rodowici Warszawiacy to wybrańcy losu, którzy od urodzenia leżą i pachną, bo wszystko co ważne załatwią im rodzice i znajomi znajomych. A pieniądze to im co miesiąc gołąbki w dziobach przynoszą. Wiesz co, jedź sobie do Warszawy, podejmij przeciętną pracę z przeciętnym wynagrodzeniem (bo nie każdy rodowity Warszawiak jest prezesem w korpo) i zobaczysz jak fajnie będzie ci się żyło. Zwłaszcza, gdy będziesz musiał wynająć mieszkanie (nie każdy ma po babce rodowitej Warszawiance, bo niektóre babcie jeszcze żyją). Może trudno w to uwierzyć, ale większość rodowitych Warszawiaków utrzymuje się z ciężkiej i uczciwej pracy.
UsuńMasz w zupełności rację, Timberwolfie. Tylko tak się zastanawiam, bo niezbyt to jasne dla mnie... kogo wysyłasz do tej przeciętnej pracy w Warszawie?
UsuńJasne, bo 14-15 latek powinien już jasno wiedzieć, co chce osiągnąć w życiu i mieć konkretny plan, jak to zrobić, ze szczegółowym uwzględnieniem wszelkich szczebli edukacji.
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem po co i do kogo ta hiperbolizacja.
UsuńKtoś powinien tym biednym dzieciom powiedzieć, że to jeden chuj jaką szkołę średnią wybierze, bo to nie ma znaczenia w ogóle.
OdpowiedzUsuńW ogóle to może nie, ale w dużym stopniu tak.
UsuńPoza pewnymi wyjątkami, topowa szkoła jest topowa, bo trafiają do niej bardzo dobrzy uczniowie, a nie dlatego, że uczą tam sami super nauczyciele. Słaba szkoła jest słaba, bo trafiają do niej słabi uczniowie, z którymi i nauczyciel z topówki niewiele zdziała. Przynajmniej jeśli chodzi o licea, bo w podstawówce jest trochę inaczej.