Studniówka za mną. Ogromny komfort, kiedy idzie się na nią jako zwykły belfer, a nie funkcyjny wachman z tytułu wychowawstwa. Ogromny, bo można wyjść z niej kiedy ma się ochotę, zamiast siedzieć kołkiem do bladego świtu, nie mając co z sobą zrobić.
Studniówka i związane z nią kwestie są próbką reprezentatywną bałaganu, głupoty i cwaniactwa panującego w oświacie. Status prawny imprezy i wychowawców na niej jest niedookreślony. Z jednej strony jest to impreza organizowana na obcym komercyjnym gruncie, z personelem kompletnie od szkoły niezależnym, z udziałem formalnoprawnie dorosłych osób (uczniowie) i osób całkowicie obcych szkole (osoby towarzyszące). Możliwości interwencji personelu szkoły na tym obcym terenie są mocno ograniczone prawnie i faktycznie; ograniczone tym bardziej, że formalnym organizatorem jest organ szkoły - Rada Rodziców, ale w praktyce głos decydujący ma tzw. komitet studniówkowy zawłaszczany często przez parę najbardziej nakręconych mam, forsujących swoje wizje bez oglądania się na resztę - zwłaszcza na rodziców z klas młodszych, którzy zwykle sami się wycofują uznając że to nie ich sprawa. Całość kontaktów z firmą organizującą imprezę praktycznie monopolizuje wspomniany komitet studniówkowy.
Z drugiej zaś strony - za wszystko ma odpowiadać dyrektor i wychowawcy, bo biurokraci oświatowi muszą mieć kogoś do ścignięcia, żeby samemu się wykazać. Powszechna tendencja do upupiania młodych ludzi nakazuje rozciąganie nad nimi opieki gdzie się da i jak się da, co w praktyce przejawia się cudami w rodzaju: nauczyciel na wycieczce sprawuje nieprzerwaną opiekę nad uczniami, a nauczyciele (a w praktyce) wychowawcy muszą być obecni przez cały czas studniówki, bo jak się coś zdarzy to...
Naturalnie owi biurokraci wywijają się jak diabeł od święconej wody od odpowiedzi na pytania w rodzaju: jak pogodzić 24-godzinną opiekę na wycieczce z normami pracy i wypoczynku pracownika? Jaki formalny status ma siedzenie na studniówce do czwartej czy piątej nad ranem? Czy jesteśmy wtedy w pracy? Na jakiej formalnej podstawie? Czy prowadzimy wtedy zajęcia opiekuńczo-wychowawcze? Co z dokumentowaniem przebiegu zajęć? Co z kontrolą frekwencji - jak mamy odpowiadać za kogoś, kiedy nie wiemy czy jest, gdzie jest, czy może wyszedł już z imprezy? Niby mamy robić za szacownych gości, a nieoficjalnie zwyczajnie pracować? Jak upilnować tłum w rozległym obiekcie o nieznanej nam topografii, zwłaszcza na stykach z obcym nam kompletnie personelem miejscowym (który na przykład sobie dorabia sprzedażą flaszek gorzały). Do tego wśród tłumu osób towarzyszących, przed którymi warto by naszym dzieciakom nie narobić obciachu. I przede wszystkim - czy to w ogóle będzie jeszcze zabawa i bal, czy ociekające zakłamaniem upupienie?
A nasza studniówka przebiegła zadziwiająco miło i szybko, jedzenie doskonałe, a jak na studniówkowe standardy to re-we-la-cyj-ne, miejsce nieodległe, wnętrza kameralne i przytulne, choć przestronne, dzieciaki wyglądały na zadowolone i dobrze się bawiące. Mam nadzieję, że po moim wyjściu nie było żadnej obsuwy, i na podstawie tego co widziałem rzekłbym, że to była chyba najlepsza studniówka na jakiej byłem. Co nie znaczy, że nie było niczego istotnego do skrytykowania - w końcu jest się tym belfrem!😎
Fajnie, że miło spędziłeś czas. :)
OdpowiedzUsuń"Miło" nie jest odpowiednim słowem. "Znośnie" jest o wiele bardziej na miejscu, zważywszy, że poprzednie studniówki oscylowały między "koszmar" a "męcząca uciążliwość".
UsuńPodczas pisania komentarza, skorzystałem z ostatniego fragmentu Twojej notatki. W takim razie poprawiam: dobrze, że znośnie wypadła studniówka. :)
UsuńPrzepraszam, dopiero teraz zauważyłem, że dwuznacznie napisałem.
UsuńSpoko, nie ma problemu. :) Dobrze, że ogólnie wrażenia miałeś lepsze niż przy poprzednich studniówkach.
UsuńJaka to gówniana praca, to bycie nauczycielem. Nie kusi cię przekwalifikowanie i robota na kasie w Biedronce?
OdpowiedzUsuńJad ci trochę zwietrzał.
UsuńAle to nie miało być jadowite :D
Usuń(ja jestem z założenia miły i sympatyczny w obejściu)
Dobrze że niedaleko, zawsze można się szybko zmyć i wrócić :) Tym bardziej że nie wychowawstwo tym razem.
OdpowiedzUsuńOtóż to! Zwłaszcza kiedy pamiętam taką, która była trzynaście (w linii powietrznej) kilometrów od mojej chałupy, już za granicą miasta i żadnego transportu publicznego w pobliżu.
UsuńJestem z innej epoki. Moja studniówka była na sali gimnastycznej i do głowy by nikomu nie przyszło, że może być inaczej. Jedzenie było dobre, bo domowe, pamięta, że jakieś matki walczyły z kurczakami o bigosem. Napoje wyskokowe choć w umiarkowanej ilości, były obecne, gdyż butelczyny skrzętnie ukrywaliśmy w ciemnych kątach już na kilka dni przed zabawą. Na dodatek mój ogólniak był na tyle postępowy, że nauczciele nie zabraniali nam całowania swoich patrnerek/partnerów. To były czasy... .
OdpowiedzUsuńStudniówka w szkole była o wiele przejrzyściej od strony prawnej zorganizowana. No, ale dziś ma być na bogato-balowo-laswegańsko. Zdarzają się jeszcze, choć rzadko, szkoły, które robią ją u siebie, ale nasze mamusie traktowały mnie jak zadżumionego pomyleńca, kiedy sugerowałem takie rozwiązanie.
Usuń