Co może uczynić pracę nauczyciela choć odrobinę przyjemniejszą? A przynajmniej sprawić, żeby między pracą w szkole a ciągiem dalszym pracy w domu pojawiły się jakiekolwiek odczucia ulgi bądź rozluźnienia?
Wypicie pół flaszki wina. No dobra, może 4/10 flaszki.
Szkoda tylko, że efekt zaraz mija, kiedy się spojrzy na prace do sprawdzenia i pomyśli o jutrzejszych siedmiu lekcjach ciągiem.
EDIT.
Chyba zidentyfikowałem france co mi wspomniany wcześniej dyskomfort trawienny fundowała - turecka chałwa, którą wiedziony słabością chyłkiem nabyłem. Jak zemsta za Chocim, normalnie...
Hmm, czasem dobrze się jest napić do odcięcia. Opisywałem to u siebie kilka razy. Taki reset działa na długi czas, przynajmniej u mnie. Wystarczy raz na (np.) 4 m-ce łyknąć do odcięcia i już na tyle jest spokój. Reszta, to takie łykanie dla odmiany stanu.
OdpowiedzUsuńUuuu, to już "ten" stan...
OdpowiedzUsuńHmmm, "któren"? :-)
UsuńTo już lepiej jointa wypalić.
OdpowiedzUsuńBy może, nie wiem - nie próbowałem. Poza tym jointa nie miałem, a resztka wina z rodzinnej imprezy przyniesiona była pod ręką i szkoda, żeby się miała zmarnować. :-)
Usuń