W dzieciństwie mnie ominęła, więc może trzeba było się pośpieszyć, żeby jeszcze zdążyć z nauką jazdy przed pięćdziesiątką, bo potem to już może jakoś dziwniej. Albo i nie. W zeszłym tygodniu nabyłem, ale dopiero dziś mogłem odbyć pierwszą jazdę.
Hulajnoga.
Na ośmiocalowych masywach, z amortyzacją sprężynową, składana, lekka - na schodach bez problemu w wyciągniętej ręce wnosiłem. Łudząco podobna do decathlonowskiej Oxelo Town 7 XL; zapewne z tej samej chinlandzkiej fabryki pochodząca.
Jazda była fajna, choć wysoka temperatura nie bardzo sprzyja wysiłkowi fizycznemu. A wysiłek jest, zupełnie inny niż na rowerze; mam wrażenie, że większy, a przynajmniej więcej mięśni pracuje. Chyba niedoceniałem wysiłku jaki trzeba w jazdę włożyć, więc roję sobie tu pewne nadzieje na większy niż się spodziewałem, wymiar kondycyjno-odchudzający.
Ku pewnemu zaskoczeniu okazuje się, że przeturlałem się dziś prawie 5 kilometrów (całość 5,3 km, z tego przeszedłem sumując odcinki może do 400 metrów). Zważywszy, że spotkałem się w sieci w poradnikach z sugestią, że hulajnoga w mieście jest w zasadzie najlepsza na dystanse do 2 kilometrów, to wychodziłoby na to, że dziś zdeptałem spory dystans.
Niech wrzód na dupie wyskoczy i się długo jątrzy tym, co na chodniki ordynują granitową kostkę! I to nie jeden, a kilka - chodzi się po tym niewygodnie, a jeździ nawet na tak dużych kołach - absolutnie koszmarnie. Tuzin zaś pasów na gołą dupę tym, co wybierają kostkę fazowaną - dyskomfort z hałasu i wstrząsów przy jeździe po tym czymś jest dokuczliwy.
Ciekawym jak się na takich gównianych stołecznych nawierzchniach sprawuje hulajnoga na pneumatykach. Natomiast nawet nie chcę próbować sobie wyobrazić, jak się jeździ bez amortyzacji i na małych kółkach.
Żadnego poczucia obciachu (Ludzie, patrzcie! Stary chłop zdurniał, na hulajnodze jak dziecko jedzie!) nie zarejestrowałem. Bardziej się przejmuję brakiem płynności jazdy wynikającym z dzikiej (piiip!!!) mozaiki nawierzchni, która jest czynnikiem najbardziej redukującym przyjemność z jazdy.
Reasumując, drogie Czytelniczki i nie mniej wartościowi Czytelnicy, pierwsze moje wrażenie z jazdy na hulajnodze jest pozytywne. Zobaczymy jak dalej.
hulajnoga? tego się po Tobie nie spodziewałem ;)
OdpowiedzUsuńPewnie nie Ty jeden. :-)
Usuńoszzzz kurwa, że tak z wrażenia zakrzyknę bez cenzury ! nie wierzę ha ha ha ...
OdpowiedzUsuńBRAWO TY !!! prędzej się z hulajką uporałeś niż ja :D ja nadal się nie karnęłam na tej dla dorosłych.
No ale bym Cię ucałowała teraz no !
:-)
UsuńSzooooook 😲
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam. :-)
UsuńPostulujesz, by miasta między budynkami wyasfaltować na gładko?
OdpowiedzUsuńNie; byłoby to może praktyczne i wygodne, ale niezbyt estetyczne. Dla takiej turlajki jak moja zadowalająca nawierzchnia to duże płyty chodnikowe, 50x50 lub większe - jedzie się po nich całkiem znośnie.
UsuńNo, no, no. Brawo Ty!:)
OdpowiedzUsuńAbógzapłaćzadobresłowo! :-)
UsuńChciałbym tak.. :(
OdpowiedzUsuńChciałbym Ci napisać coś pocieszającego, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Trochę domyślam się, jak to jest, kiedy odebrana zostaje nam jakaś forma aktywności, która nam się podobała i była dla nas ważna. Niefajne to i bardzo Ci współczuję. Mam jednak nadzieję, że operacja przyniesie Ci znaczną ulgę i poprawę.
UsuńJuż pisałem, że dla mnie lepszy jest rower. Owszem nie wezmę go pod pachę i nie wejdę wszędzie, ale jednak amortyzowane siodełko, odpowiednie ciśnienie w oponach i jedzie się komfortowo i znacznie szybciej niż hulajnogą. Mało tego mogę się poruszać zarówno po chodnikach jak po ulicach, więc uniwersalność ma znaczenie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko gratuluję samozaparcia i wejścia na ten pojazd. Nie gratuluję kostek granitowych w miastach, o których się zresztą kiedyś wypowiadałem u mnie, i tych co zatwierdzają je do użytku.
Po chodniku rowerem? Od kiedy?
UsuńTomek nie od kiedy tylko do kiedy. Do wtedy kiedy dostanie mandat 50 zł lub większy za taką przyjemność ha ha ha :)
UsuńTeoretycznie tak, ale nierzadko trudno z chodnika nie skorzystać. Jeździłem rowerem po warszawskich ulicach i to jednak było momentami bardzo nieprzyjemne uczucie.
Usuńgeneralnie bardzo mało jest wyjątków gdzie z niego skorzystać można bezkarnie. Tylko tam gdzie nie ma innej możliwości a chodnik jest bardzo szeroki (pewnie Tomaszek dokładnie zna ten przepis) u mnie w mieście takich miejsc w zasadzie to nie ma.
Usuń"Zgodnie z prawem", to nie to samo co "bezkarnie". Zwłaszcza w Polsce. :-D
Usuńzgadza się :D np. ja z racji, że znam większość dzielnicowych w mojej okolicy mogę np. bezkarnie przechodzić czasem przez ulicę tam gdzie inni dostają mandat
UsuńBrzmi, jakbyś mieszkała w mieście z jakimś nienormalnym nasyceniem policją. ;-)
Usuńnieeeee to raczej wynik mojej pracy. Ze względów służbowych chcąc nie chcąc muszę ich znać co czasem jest bardzo pomocne ale czasem z kolei działa negatywnie bo wiem za dużo a wolałabym mniej.
UsuńJeśli już Polly mnie wywołała - można rowerem po chodniku jeśli:
Usuń- opiekuje się dzieckiem w wieku do lat 10-ciu;
- są trudne warunki atmosferyczne (śnieg, ulewny deszcz itp)
- jeśli chodnik ma szerokość co najmniej 2 m, nie ma wydzielonej ścieżki dla rowerzystów oraz prędkość na jezdni przekracza 50 km/h
A mandat za jazdę po chodniku to 50 zł, a po przejściu 100 zł (nie mniej i nie więcej w obu przypadkach, przy czym np stworzenie zagrożenia to od 20 do 500 zł).
Ale Adi uczy swoje muzy (mięśniaków) jeździć, zapewne zna ten przepis :P
UsuńTa, przepisy znam, ale w wiosce to wiele rzeczy uchodzi płazem. Jedynie w wawce dostałem pod Pałacem Kultury mandat właśnie za jazdę po chodniku, który akurat tam ma chyba z 20 metrów. Już się z nimi nie kłóciłem, bo to wysłannicy budżetu i muszą go zasilić. Pisałem o tym u siebie. Później, przez 1,5 tyg. olałem wszystkie możliwe przepisy.
UsuńZemsta Adiego jest bezlitosna! :-D
UsuńPolly, chodizło mi nie o twą znajomość dzielnicowych, lecz o aż tak wysokie prawdopodobieństwo otrzymania mandatu. Mam wrażenie, że policja w Syrenim Grodzie, przynajmniej w starych dzielnicach, występuje pieszo raczej z rzadka, a co za tym idzie trzeba się na nich z wielkim "szczęściem" wprost napatoczyć.
moje chłopaki naparzają po mieście najczęściej z buta ponieważ (co jest żenujące i niedopuszczalne i wolałabym o tym nie wiedzieć) mamy zdaje się 3 radiowozy na jednej dzielnicy z czego najczęściej 1 jest rozkraczony. Zatem te pozostałe dwa popylają na interwencje i dowożą na doprowadzenia ze wskazania Sądowego. Zatem zwyczajne krawężniki na obchód muszą chodzić na nóżkach :D dlatego jak lezą i widzą, że przechodzisz sobie nie tam gdzie trzeba to od razu mandacik. Normę trzeba wyrobić i mandatów i zatrzymań i jeszcze tam innych takich.
UsuńNo to są zapewne "zalety i korzyści" stołeczności, że policja jest lepiej dofinansowana bo ma chronić VIPowskie cztery litery, co się przekłada na rzadszą pieszą widoczność. ;-)
Usuń