Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 7 maja 2018

805.A tak po matmie

Matma za mną. Dziś było urozmaicenie - robiłem za członka zespołu, a nie jak zwykle, za przewodniczącego. Różnica okazała się dość kosmetyczna, bo byłem jedyną zorientowaną w zadaniach i czynnościach osobą w zespole. Koleżanka Zagubiona kulturalnie (i rozsądnie) poprosiła, żebym zwracał uwagę, czy czegoś nie przeoczyła, ale w praktyce wyglądało to nieco inaczej.

- Pani Asiu, proponowałbym podzielić się zadaniami przy wpuszczaniu tak, jak zwykle to się robi, bo to sprawdzone i pójdzie sprawnie: pani pilnuje listy i podpisów, ja wydaję naklejki z kodami, a kolega (z innej szkoły) zajmie się losowaniem miejsc.
- Aha, dobrze.

To "ahadobrze" wyglądało to tak, że kolega rozsiadł się i ani myślał palcem kiwnąć, a koleżanka przewodnicząca stała jakieś półtora metra ode mnie rozmawiając sobie z oczekującymi w kolejce do wejścia maturzystami, najwyraźniej zupełnie bez świadomości, że jej zadania jako przewodniczącej zespołu nadzorującego w tym momencie wyglądają zupełnie inaczej. Pendant tego ja obskoczyłem wszystkie czynności i wpuściłem zdających, chyba sprawniej niż w tercecie, a bez wątpienia z takim zapasem czasu, żebyśmy mogli zacząć punktualnie. Zapas się wziął i rozszedł, kiedy koleżanka poszła po arkusze i przepadła w otchłani mostka, gdzie rozdawane były te specjoza; wprawdzie uprzedzałem że przy tylu zdających będzie kolejka, ale... widać nie dotarło. Instrukcję dla zdających wobec tego wziąłem na siebie, wychodząc ze słusznego, jak się okazało, założenia, że dzięki temu unikniemy obsuwy czasowej liczonej już nie w minutach, a w kwadransach. Przy okazji dokonałem przeglądu przyborów piśmienniczo-rysowniczych i konfiskaty zabronionych przez JWW CKE. O tym, że to był obowiązek przewodniczącego nie warto już nawet wspominać. 

Zasada wychodzenia po skończeniu jest taka, że zdający podnosi rękę i czeka, aż ktoś z nadzorujących doń podejdzie, sprawdzi czy wszystko OK (kodowanie i przeniesienie odpowiedzi na kartę odpowiedzi) i wtedy pozwala na opuszczenie sali. Nadchodzi początek końca, pierwszy zdający podnosi rękę, pani przewodnicząca widzi, kiwa głową, uśmiecha się i.... nie rusza się z miejsca. Sekunda, druga, trzecia, zaraz wejdziemy w tajming groteski, więc szybko podszedłem do szczęśliwego finalisty, sprawdziłem i dałem zgodę na wyjście. Wracając na miejsce musiałem mieć chyba niezbyt pokerową minę, bo nie tylko koleżanka przewodnicząca zajarzyła co ma robić w takich sytuacjach, ale pod koniec nawet kolega z innej szkoły się podźwignął dwa albo trzy razy do odprawy skończonego zdającego. Prawda, że byłoby to paradne, gdyby któreś z nas - zamiast niego - musiało tam podejść, bo on miał ich w promieniu metra od siebie, a my byśmy musieli przejść przez całą salę. Ale prawda i to, że nie takie cuda na maturach widziałem, więc nie byłoby to niczym aż tak nadzwyczajnym.

W sumie więc, wolę chyba być przewodniczącym, niż członkiem w takim zespole, bo jako przewodniczący, to mogę komuś pozlecać zdania, a nie samemu robić je za przewodniczącego, który nie umie zapoznać się z obowiązkami i zrobić co do niego należy.

Na koniec właściwie powinienem się użalić nad swoim losem, albo nad tym, co mi (los ów) przynosi. Z innej szkoły przyszedł taki ładny, zgrabny chłopiec, na którego pewnie miło byłoby przez te trzy godziny popatrzeć, ale - naturalnie trafił do jakiegoś innego zespołu nadzorującego, a ja siedziałem z panem, który niestety, wybaczcie brutalność lecz trudno wykrzesać z siebie jakiś eufemizm, ale przywodził na myśl skojarzenie z kloszardem. Gdybym był dyrektorem, to bym nauczyciela tak ubranego i prezentującego się do pracy na maturze, z miejsca z placówki wyprosił i daj Boże, jakbym przy tym język powściągnął.

To zresztą zrodziło u mię także refleksję ogólniejszą - wraz z postępem wieku granica między luźnością (swobodą) ubioru a niedbałością (jako siostrą niechlujstwa) dramatycznie blaknie i zaciera się. Niestety, ale jak się przekracza pięćdziesiątkę, to już trzeba bardzo, ale to bardzo uważać na to co się na siebie wkłada, bo może się łatwo zdarzyć, że nam się będzie wydawało, że jesteśmy ubrani "wygodnie i na luzie, swobodnie tak", a inni zobaczą starego, niechlujnego, zaniedbanego dziada.

26 komentarzy:

  1. a ja naiwnie myślałam, że taka obstawa maturalna to dla Was buła z masłem a tu jak widzę niektórzy nie ogarniają tematu.

    U nas w pracy kilka osób upodobało sobie swego czasu takie luźne gatki z osuniętym w kolana krokiem bo wygodnie i młodzieżowo i generalnie było spoko do czasu aż jakaś Pan na jakimś spotkaniu "na szczycie" powiedziała naszej Dyrektorce, że jej pracownicy chodzą służbowo w dresach a to nie przystoi ... no i potem cała była na ten temat pogadanka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie ogarniają, zwłaszcza ci, którzy rzadko robią za przewodniczących, bo są polonistami i anglistami orzącymi na ustnych.

      Usuń
    2. To słowo zupełnie do naszych nie pasuje.

      Usuń
    3. a to nie trafiłam

      Usuń
  2. Ja już po trzydziestce zacząłem wyglądać na lumpa. A teraz, gdy w codziennych spodniach zaczynam naszywać łaty na łaty, noszę się pewnie gorzej, niż przeciętny bezdomny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spodnie z łatami to faktycznie nie powalasz Dariuszu.

      Usuń
    2. Więc może warto byłoby spojrzeć bardziej krytycznym okiem i nie poddawać się?

      Usuń
    3. No nie... Albo bardziej krytycznie, albo nie poddawać się. Jedno wyklucza drugie :D

      Usuń
    4. to ja obstawiam spojrzenie krytycznym okiem i nie łatanie spodni tylko kupowanie nowych

      Usuń
    5. Nie pojmuję czemu jedno miałoby się wykluczać z drugim. Spójrz bardziej krytycznie na swój wypracowany wygląd i nie poddawaj się w staraniach o wygląd lepszy, taki, który nie będzie Cię postarzał, a uczyni atrakcyjniejszym wizualnie.

      Usuń
    6. Ale dla kogo on ma być "atrakcyjniejszym wizualnie"? Może nie chce być, może jest dobrze, a tu naciski z zewnątrz:
      - zmień się, bo moda wymaga.
      Wymaga tez kasy od tych co jej ulegają.
      Wiem, pojawi się termin "schludne ubranie". Kiedyś w firmie, w której pracowałem, takie stosowano. Interpretacja tego była dalece różna, to wprowadzono uniformy. Czy to dobre rozwiązanie?

      Usuń
    7. Gdzie ja czy Polly piszemy o modzie? Niepołatane portki to już moda? :-o

      Usuń
    8. Moda to nie tylko to co na topie, ale również to co należy w tych czasach nosić. Nie sądzę, byście naciskali na ubiór lat 20-tych ub. wieku, by się w to ubrał.

      Usuń
    9. Mam coraz silniejsze wrażenie, że dyskutujesz nie z tym co twierdziliśmy. :-/

      Usuń
    10. Aberku z Adim się nie porozumiemy bo on używa szmacianych chusteczek higienicznych więc pewnie i łatane spodnie są dla niego jeszcze do wykorzystania podczas kiedy dla mnie te dwie rzeczy odeszły wraz ze starymi złymi czasami ...

      Usuń
    11. Oj, materiałowe chusteczki! Faktycznie bleueee. A portki łatane w kroku to jedno z niemiłych wspomnień dzieciństwa. :-(

      Usuń
    12. no właśnie ... jedno i drugie kojarzy mi się z biedą, brakiem ubrań w sklepach i tym podobne. Też miałam takie łatane jeansy bo na nowe było szkoda pieniędzy. Nigdy więcej !!!

      Usuń
  3. Aberku - u nas rozwala mnie gdy instruktor przychodzi w krótkich spodenkach, z zupełnie niedobranymi butami, wymiętą koszulką, nieładem we włosach i ... próbuje uczyć innych jeździć. A jak to jest jeszcze szef, to już zupełnie ręce mi opadają. I wyobraź sobie że on czasem "reprezentuje" biuro obsługi, zasiadając za pięknym biurkiem z mega laptopem i kilkoma telefonami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, tak jest, kiedy ludzie nie mają skąd czerpać wzorców, a co gorsza, nawet nie mają świadomości, że są jakieś wzorce od których odbiegają.

      Usuń
    2. Ale jego żona ubiera się bardzo ładnie. Nie może zwrócić mu uwagi?

      Usuń
    3. Może tu być wiele wyjaśnień i trzeba by bawić się w czystą spekulację.

      Usuń
    4. Tomek niestety u nas tak jest, że Lu ma własne ubraniowe widzimisię które w 80% kłóci się z moją wizją. Zwracam mu uwagę ale on woli swoje. Generalnie jak idziemy gdzieś na okazję jakąś to oczywiście jest garniak i wszystko co się z tym wiąże i do pracy tak samo ale jak już po pracy na luzie to nie jestem w stanie wybić mu z łba pewnych zestawień kolorów ani butów nie pasujących do reszty. On za długo siedział w USA a tam wszyscy chodzą w adidasach do wszystkiego bo najważniejsze ma być wygodnie a jak wygląda to nie istotne. Więc on ten system nadal tutaj stosuje ku mojemu wkurwowi. Czasem udaje się coś przeforsować ale nie zawsze panuję nad tym co sam sobie gdzieś kupi. Masakra. Więc ta żona może ma ten sam problem co ja.

      Usuń
  4. Z tymi ubiorami to jest różnie. Wiadomo media naciskają, reklamy naciskają, otoczenie, te złożone z zamożnych osób, też naciska, więc temu co odstaje, trochę się obrywa.
    Jak byłem na poprzednim terminie w biurze pracy, to Pani za biurkiem mówiłem, że prosto od niej jadę do v-ce prez. Rudy Śl.
    Ona:
    - w takim stroju
    - tak, bo nie preferuje przerostu formy nad treścią. Reprezentuje treść.
    Nie wiem czy to dobrze ująłem, ale mniejsza dla mnie, kto jak wygląda. Ma być merytoryczny w tym co robi, bo to że się ubierze, jak na wybieg, a w mózgu pustka, zachowania do życi, działania też takie, to wolę źle ubranego, ale konkretnego.
    Wiem, zaraz będą głosy, że wolimy tych ładnie ubranych i z mózgiem, tylko ostatnimi czasy to pierwsze nie idzie w parze z tym drugim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszelkie skrajności są niewłaściwe.
      Człowiek kulturalny i dobrze wychowany rozumie, że ubiór jest częścią zachowań społecznych i należy być ubranym stosownie do okoliczności.

      Usuń
    2. Sam stwierdzasz, że to się zaciera. Członek komisji, acz wydaje się że kulturalny, wykształcony, nie potrafi się, w/g niektórych, ubrać stosownie do sytuacji.
      Ale nie tylko on. Ileż to razy na weselach widzi się w kościele gości w trampkach lub w innych strojach, wydawać by się mogło - niewłaściwych.

      Usuń