Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

1015.Z powrotem na pokładzie

Niektórzy aktorzy teatralni ze znacznym już stażem scenicznym pytani o tremę, odpowiadają, że mimo lat występów nie tylko jej się nie pozbyli, ale wręcz nasiliła im się. Doszedłem do takiego etapu, że rozumiem ich. Przyczyny są dla mnie niejasne, ale mam poczucie, że przejmuję się pracą bardziej, albo raczej należałoby powiedzieć - gorzej, niż kiedyś. Nie wiem czemu tak się dzieje. Najprostsze wyjaśnienie: bo mam więcej do stracenia, wydaje mi się jakoś niepełne. Przecież doświadczenie i rutyna powinny działać właśnie odwrotnie, a tu jakby nie działały w ogóle, albo niedostatecznie. Bo kierownictwo naszej tratwy tworzy warunki nieprzyjazne poczuciu komfortu w pracy? Bo zawód nauczyciela durne społeczeństwo zeszmaciło? Wszystko to - tak, ale jakieś to dla mnie nieprzekonujące. Jest taki stary kawał o tym, jak zaaferowany młody nauczyciel na korytarzu patrzy z podziwem na starszego kolegę, że taki stary wyga ma już wszystko w głowie, a tamten mu odpowiada, że "nie w głowie, a w dupie". Wydawał mi się tak sobie zabawny i być może jakoś prawdziwy, ale dziś mam poczucie, że - przynajmniej w odniesieniu do mnie (i może paru jeszcze innych koleżanek) - jest niemal zupełnie fałszywy.

Wczorajszy wieczór - zapowiedź. Noc - mordęga. Ranek - udręka. Powrót z pracy - męcząca niepewność (no to walimy pogo od nowa, czy kończymy na dziś?!). Jutro - wybieranie maku z popiołu. Żadnych pozytywów dla emocji gdziekolwiek.

18 komentarzy:

  1. Przekwalifikuj się. Paca na kasie w Biedronce byłaby może mniej stresująca i lepiej płatna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wezmę pod uwagę tę poradę przy podejmowaniu decyzji.

      Usuń
    2. Zaraz chyba zacznę podejrzewać, że po kryjomu dorabiacie na boku jako headhunterzy w Biedronie. ;-P

      Usuń
  2. do mnie jeszcze nie do końca dociera, że to czas powrotu, choć jutro już mam pierwsze poprawki, to mój mózg nadal udaje, że to nie jutro... że to w odległej przyszłości... wyparcie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulacje, że skuteczne. U mnie już nie działa.

      Usuń
  3. Też byłem już dzisiaj w pracy. Na poprawkach. Jedno dziecko powiedziało, że w okresie dwudziestolecia międzywojennego nie powstawała literatura, bo Polska była pod zaborami i był zakaz tworzenia. :)
    Poza tym koleżanka poprosiła mnie, żebym zabrał swoje rzeczy z mojej sali, bo teraz to jest jej sala. Poszedłem pytać dyrekcję, dlaczego mam się wynieść z sali, którą urządziłem po swojemu przez ostatni rok i tylko w tym jednym miejscu miałem zajęcia. Okazało się, że koleżanki salę przemianowali na salę dla dzieci z klas najmłodszych, więc oddali jej moją - specjalistyczną. Z łaską pokazano mi mój nowy plan (bo to jakaś wielka tajemnica do piątkowej rady) i okazało się, że każdą lekcję mam w innej sali. O, jeszcze dostałem wspaniałą wiadomość, że przez cały rok będę protokołować wszystkie rady. I mam łącznie 33 godziny dydaktyczne. Cały mój entuzjazm na powrót do pracy jakoś zniknął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konflikty terytorialne są częścią naszego zawodu. ;-)
      Jak żeś sobie dał wcisnąć tyle godzin, zważywszy, że maksimum prawne (w jednej szkole) to 27, a bez Twojej zgody nie mogą dać Ci więcej niż 22,5? Chyba że na jakimś innym pensum jesteś. Co by nie było - ilość straszna.

      Usuń
    2. W mojej podstawowej szkole mam 27 godzin (bo uczę dwóch przedmiotów), pozostałe 6 jest w szkole na ulicy obok, gdzie potrzebowali "na gwałt" nauczycieli, bo mają podwójny rocznik po reformie, a nauczycieli brak, więc się zgodziłem. Przynajmniej zarobię jak człowiek.

      Usuń
    3. A wydasz jak zombie. ;-)

      Usuń
    4. To swoją drogą.
      Na razie sen z powiek spędza mi brak stałego miejsca i bieganie z kartonem słowników i podręczników, co do tej pory miałem w sali.
      Szkoda też, że nie pomyślano o uczniach. Do polskiego mamy 3 grube książki formatu A4, które razem tworzą jeden podręcznik. W zeszłym roku ustaliliśmy z rodzicami, że dzieci będą zostawiać książki w szkole, żeby ich nie nosić codziennie. Teraz każdą lekcję będziemy mieć w innej sali każdego dnia, więc nie będzie gdzie zostawić książek. Oczywiście moją winą będzie to, że dzieciom się kręgosłupy krzywią.

      Usuń
    5. Uczniowie i nauczyciele są dodatkiem. To co się liczy, to żeby się rubryczki zgadzały, np. z salami, z godzinami, z listą podręczników itp.

      Usuń
    6. Każda lekcja w innej sali? W korporacyjnej nowomowie nazywamy to hot desk ;)

      Usuń
    7. Sądzę, że niejeden dyrek podchwycił by tę nazwę zachwycony nowoczesnością i światowością swoich praktyk. ;-)

      Usuń
  4. A może po prostu nie lubisz tej roboty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wówczas byłaby to sprawa prosta. Tymczasem problem chyba największy polega na tym, że wciąż lubię tę robotę i jednocześnie nienawidzę niektórych jej aspektów.

      Usuń
    2. A jak u Ciebie z talentem do języków? Może warto się przekwalifikować na językowca? Łatwiej takiemu znaleźć uczniów, którzy chcą się uczyć, choćby w szkołach językowych, a i pozycja na rynku pracy jest silniejsza. Może praca byłaby wtedy przyjemniejsza?

      Usuń
    3. Niewątpliwie językowcy mają łatwiej, ale dla mnie ta ścieżka jest zamknięta - jestem językowym beztalenciem. :-(

      Usuń