Mało snu.
Kiepski nastrój.
Na rozpoczęcie tygodnia zderzenie z klasą olewającą moją pracę i mnie. Nie miałem siły w trakcie lekcji zmienić scenariusza tak, żeby ich zagonić do pracy. Ten przedmiot jest w takich sytuacjach jak tankowiec - ociężały i słabosterowny. Matematyk czy chemik może rzucić jakieś zadania do rozwiązania. Polonista wskazać wiersz do interpretacji. A co ja mogę zrobić? Oni są tak powolni i nieporadni w większych partiach tekstu, że potrzebują mnóstwo czasu by wykonać jakąś uchwytną (i ocenialną) pracę. Ja na lekcji tego czasu nie mam. A króciutkiego tekstu z którego mogliby coś wyciągnąć - na ogół nie mam; zresztą wtedy realizuję na lekcji poniżej połowy wymaganych treści - a co z resztą?
Nie umiem uczyć dzisiejszej młodzieży i nie powinienem mieć wychowawstwa. W takich chwilach czuję się jak hochsztapler. Ale muszę z czegoś rachunki płacić i coś jeść, choć nie za bardzo wiadomo po co. A gdzie ja dziś znajdę pracę w innym zawodzie? I jakim? Moje wykształcenie jest zbyt wąsko specjalistyczne. Nie mam też żadnych znajomości, które by mi dawały choćby złudzenie jakiegoś ułatwienia. A przecież i tak powinienem się cieszyć, że w ogóle mam pracę, bo bardzo wielu belfrów w tym roku pracę potraciło i nie wiadomo czy jeszcze do zawodu wrócą.
Ano chociaż tyle, że doceniasz to, że masz pracę ;P
OdpowiedzUsuńDaj se luzu.
OdpowiedzUsuń