Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

niedziela, 16 września 2012

51.Pomaganie

Kiedy ktoś próbuje nawiązać z nami kontakt - oceniamy go i podejmujemy lub odrzucamy inicjatywę. Każdy z nas ma próg owej akceptacji ustawiony gdzie indziej i innym zestawem potrzeb uwarunkowany. Ktoś może nawiązywać kontakty z dużą rezerwą, ale mieć silną potrzebę pomagania innym, która obniża mu wspomniany próg w razie napotkania osoby, którą rozpozna jako wymagającą pomocy i wsparcia. Takie naturalne predyspozycje mogą być zarazem przydatne w pewnych zawodach, jak i wzmacniane wykonywaniem tych zawodów, ale mogą też utrudniać funkcjonowanie w życiu pozazawodowym.

Tkwi w tym jednak pewna pułapka: taki "urodzony samarytanin" podejmując inicjowany kontakt i zgodnie ze swym instynktem i wiedzą starający się pomóc drugiej osobie, napotyka reakcję tej osoby i kluczowe dla dalszego rozwoju wydarzeń jest to, jaka będzie ta reakcja. Z oferowanej pomocy można skorzystać lub nie. 

Przykładowo: mówimy że coś nas tutaj boli; rozmówca wyjaśnia nam, że obrzęk, zaczerwienienie, ból oznaczają stan zapalny i trzeba podjąć takie i takie środki lecznicze, bo w przeciwnym razie stan się pogorszy. Można to przyjąć do wiadomości i pójść do lekarza, albo uznać, że to tylko takie tam strachy na lachy i lepiej poczekać aż może samo przejdzie, albo wziąć apap i może minie, albo stwierdzić że po prostu tak się zdarza, zaakceptować, że tak już mamy że nas boli, przestać o tym myśleć, zająć się czymś innym i powtarzać sobie, że aktualnie jest już dobrze, zapanował spokój i nie wolno go zakłócić. 
A rozmówcę ostrzegającego nas przed zgubnymi następstwami takiego myślenia i wskazującego, że nie jest dobrze, bo zapalenie nie minie samo lecz zatruje cały organizm, potraktować wrogo jako namolnego intruza nie chcącego przyjąć do wiadomości, że zmusza nas do działania wbrew naszej woli.

Lekarze to szczęśliwcy, gdyż wiedzą już, że nie da się wyleczyć pacjenta na siłę. Jeśli pacjent nie przyjmuje wskazań i sugestii lekarza, wypiera fakt choroby, wyrzuca leki, odmawia terapii - lekarz jest bezradny. Pojawia się pytanie co wtedy powinien zrobić? Jeśli kardiolog ma pacjenta ciężko chorego np. na nerwicę, który nie chce słyszeć o wizycie u psychiatry, bo uznał, że "choroba serca" brzmi lepiej, to co ma zrobić? Udawać? Brać udział w komedii której żąda pacjent? Leczyć go na urojoną chorobę serca i jakieś leki dawać? Tym samym podtrzymywać samooszukiwanie się pacjenta? Czy może odmówić, licząc na to, że to wstrząśnie pacjentem i ten jednak da sobie spokój z wypieraniem rzeczywistości?
Albo bardziej ostry przykład. Pacjent ma raka przewodu pokarmowego, ale twierdzi, że to tylko od przejedzenia ma niestrawności, albo od tej chemii co ją do jedzenia dają  i żeby doktor mu zapisał jakiś środek przeciwbólowy, żeby on sobie mógł wziąć, jak go zamdli. A wszelkie sugestie, że cierpi na o wiele poważniejszą chorobę kategorycznie odrzuca i domaga się żeby go nie zmuszać do działania wbrew sobie i robienia czegoś, czego nie czuje.

Lekarz wie, że jeśli nie nakłoni pacjenta do porzucenia samookłamywania się to nic nie zdziała. Kiedyś musi jednak przyznać się sam przed sobą, że nie da rady tego uczynić - musi poddać się i zająć innymi ludźmi nie tkwiącymi w obłędnym autodestrukcyjnym uporze, ludźmi którzy są owarci na pomoc i którym dzięki temu może pomóc. Pacjent nie chce przyjąć do wiadomości swej choroby - jego wola. Nie chce się leczyć - jego wola. Ale nie może żądać od lekarza, żeby ten - wiedząc o gangrenie pacjenta -  uczestniczył w mających mu pomóc seansach wpatrywania się w księżyc.

Jeśli ktoś nie chce prawdy i nie chce pomocy, to ma do tego prawo - jest wolnym człowiekiem. Ale z tego samego powodu nie ma prawa oczekiwać od innych, żeby brali udział w tworzonej przez niego i dla jego wygody fikcji, zakłamującej rzeczywistość.

Niestety, nauczycielom tak trudno pogodzić się z tym, że komuś nie mogą pomóc, nie mogą go przekonać, nauczyć itp. tak trudno im pozwolić komuś by wybrał złą i szkodliwą drogę. Może ma to coś wspólnego z tym, że funkcjonują w świecie nauki a zderzają się ze światem irracjonalnych emocji? A może to lokalna odmiana kompleksu Boga? Tak czy owak - jest nam w tej przestrzeni trudno. 

Warto zapamiętać:

"Nie można zmieniać drugiego człowieka wbrew jego woli."
L.K.

1 komentarz:

  1. L.K. = Lech Kaczyński?

    A prawdziwy Samarytanin pomagał i się nie zastanawiał nad reakcją osoby, którą otoczył opieką.

    OdpowiedzUsuń