Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

czwartek, 23 sierpnia 2012

33.A my nie chcemy...

Właśnie sobie słucham (po raz kolejny zresztą) wstrząsającej piosenki Gintrowskiego/Kaczmarskiego "A my nie chcemy uciekać stąd".
Ciekawa sprawa - piosenka powstała pod wpływem impulsu, którym była informacja o pożarze w szpitalu psychiatrycznym w Górnej Grupie w 1980 roku, a mimo to szybko nabrała o wiele szerszego podtekstu. Wciąż pamiętam jak ją słyszałem w późnych latach osiemdziesiątych. Dla mnie wtedy była zupełnie oczywistą metaforą.
Lata osiemdziesiąte po stanie wojennym to okres przygnębiającego marazmu, szarzyzny, beznadziei i połębiającego się kryzysu coraz bardziej załamującej się gospodarki peerelowskiej. Mimo cenzury wiadomo było, że mnóstwo ludzi emigruje. Wyjeżdżali ludzie młodzi, wykształceni, rzutcy. Skala tych wyjazdów była ogromna, szła w setki tysięcy. To był  w istocie dramat naszego społeczeństwa, bo nie wyjeżdżali prości robole, ale ludzie wykształceni, odważni, operatywni; to był upust krwi nie ciemnej masy, ale liderów, elit. Sądze, że tego ubytku nigdy nam sie nie udało nadrobić. Tych ludzi zabrakło w 1989 roku, kiedy budowano III RP, która zapewne wyglądałaby inaczej, gdyby oni pozostali w kraju. Czy lepiej?  Być może.

Dla mnie we wspomnianej piosence ów dom wariatów to był oczywiście PRL, czyli skrajnie absurdalnie skonstruowana rzeczywistość. Zaś słowa "A my nie chcemy uciekać stąd!" były manifestem tych, którzy zdecydowali się zostać, nie wyjeżdżać. Aczkolwiek byłem jak najdalszy od potępiania, czy negatywnego oceniania emigrujących. Żałowałem, że nie mam rodziny za granicą, marzyłem jakby to było cudownie, gdybym mógł wtedy wyjechać, z dala od ojca. Mój Boże... jakże inaczej potoczyłoby się moje życie, gdybym wtedy, w wieku kilkunastu lat odseparował się od "domu rodzinnego". Czy lepiej? Zapewne. Mogłoby i tak być, że dziś nie byłoby mnie - wszak nikt z nas nie zgadnie co nań kiedy wypadnie. Ale to akurat byłoby dobrze. Więc czy tak czy tak - szkoda.

Wykonanie klasyczne - Przemysław Gintrowski



A to wykonanie równie dobre - znakomity Jacek Wójcicki w "Ostatnim dzwonku" Magdaleny Łazarkiewicz, filmie który świetnie oddaje atmosferę czasów mojej nastoletniej młodości - połowy lat osiemdziesiątych.


3 komentarze:

  1. uwielbiam i tę piosenkę, i film "Ostatni dzwonek"... w zasadzie to właśnie film zaraził mnie muzyką Kaczmarskiego i Gintrowskiego.

    dziś zresztą też żyjemy w domu dla psychicznie i nerwowo chorych...

    OdpowiedzUsuń
  2. Byście poginęli jak muchy bez tych prostych roboli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie zaliczam się do "młodych, rzutkich, wykształconych" :P

      Usuń