No i się nowy rok szkolny rozpoczął. Odruchowo chciałoby się napisać - ciekawe jak się skończy, ale to przecież absurdalnie odległa perspektywa, skoro nie wiadomo co będzie w przyszłym tygodniu, o miesiącu nie wspominając. Siedzimy na bombie. A właściwie idąc jak gdyby nigdy nic, mamy przemierzać pole minowe. Miny - są. Ile - nie wiadomo. Prawdopodobieństwo wdepnięcia na którąś - nie znane. Środki zabezpieczające - czyste buty i patrzeć pod nogi. Ale jednocześnie się rozglądać, szkicować mijane elementy krajobrazu i przygotowywać się z egzaminów różnych. Nie tłoczyć się, ale iść gromadą bo nie stać nas na dodatkowych przewodników. Nie bać się, ale jak mina pierdyknie, to położy w krąg wszystkich szeroko.
Generalnie mam poczucie, że ktoś rżnie głupa i każe mi grać w tym dętym przedstawieniu. W klasie nie musimy mieć maseczek, ale na pustym nawet korytarzu musimy założyć. W klasie mam 30 osób i mam je rozgęścić w 16 ławkach tak, żeby w miarę możności siedzieli pojedynczo. Ta możność kończy się tak szybko, że dla każdego myślącego człowieka jest jasne, że nakaz rozgęszczenia jest fikcją. Ale liczy się tylko, że władza zarządziła utrzymywanie dystansu społecznego. Uczniowie nie mogą korzystać z przyborów i podręczników kolegi, ale równocześnie nie ma zakazu, żeby korzystali z dwuosobowych szafek w szatni. Choć 95 % zakażeń odbywa się drogą fruwających kropelek a tylko 5 % przez dotknięcie zakażonej powierzchni, masek nie muszą w sali nosić, lecz ręce i przedmioty w sali będą dezynfekowane. W sali lekcyjnej może być nawet ponad trzydziestu uczniów, ale w toalecie (z dziewięcioma w sumie stanowiskami) - już tylko najwyżej trzech.
Wszystkich uczniów wrzuca się do jednego zbiorczego worka w ministerialnych dyspozycjach, choć wypowiadający się epidemiolodzy wyraźnie odróżniają małe dzieci i młodzież, w przypadku tej ostatniej operując nawet terminem "młodzi dorośli". Mimo to, szkoły podstawowe i średnie potraktowano tak samo.
Mam wrażenie podejścia rozciągniętego w rozkroku na dwóch biegunach: masy mają udawać, że prawdopodobieństwo zakażenia jest małe i praktycznie zachowywać się jak dotąd, ale w razie podejrzenia któregoś z objawów mamy histeryczną izolację i wypchnięcie delikwenta z mniejszą lub większą grupą (aż do całej szkoły włącznie) na kwarantannę.
Ciekawe to będzie.
OdpowiedzUsuńZ loży - zapewne. ;-)
Usuńdopiszę się do Dariusza też jestem ciekawa kiedy to dupnie że tak kolokwialnie napiszę.
OdpowiedzUsuńDupać zacząć może już za parę dni. Tramwaj pełny był, musiałem się do kasownika przeciskać. A sporo naszych uczniów dojeżdża transportem publicznym ze znacznych odległości, nawet powyżej 20 km.
Usuńja w ciasnocie cały Covid jeżdżę codziennie godzinę zatłoczonym tramwajem to akurat jeszcze mnie nie zabiło :D ale racja teraz będzie jeszcze ciaśniej
UsuńBo Ty twardzielka jesteś, i Covid się boi z Tobą zadzierać. ;-)
Usuńpo prostu w przeciwieństwie do lekarzy rodzinnych którzy pracują przez telefon od 6 miesięcy ja muszę normalnie pracować, przyjmować ludzi i dojechać do pracy. Niektórzy nie mają forów. Ty zresztą też ich już teraz nie masz.
UsuńNa myśl o forach w postaci nauczania zdalnego, to u mnie z pół grona co najmniej drży z lęku i nienawiści. :-)
Usuńno to widzę, że nie dogodzisz. Zdalnie nie chcecie a realnie się boicie szach mat :D
UsuńJedni tak, inni śmak. A myśl przewodnia mojej notatki to irytacja z działań pozornych i konieczności udziału w fikcji.
Usuńlekarze rodzinni maja w PL obecnie Eldorado
Usuńpo pierwsze oszczednosci kosztow poczawszy na oszczednosci wydawania czesci stawek kapitacyjnych na badania lkaboratoryjne,
zyc nie umierac, aby to jak najdluzej trwalo.
Sam chciałeś - to teraz masz :P
OdpowiedzUsuńEee... że niby... co ja chciałem???
UsuńByć nauczycielem :)
Usuń