Zaglądam na tęczowe forum, choć nic już tam nie piszę. Wiem, że nie powinienem, że lepiej byłoby się odciąć i od tego, by skuteczniej zapomnieć, lecz jakaś tęsknota wciąż pcha kij w szprychy i wiedzie kursor ku linkowi.
Jakiś czas temu zwróciłem uwagę na pewien, dość powszechnie występujący, typ reakcji na czyjeś smuty - można go ująć następująco: widać mu dobrze i wygodnie z tym co ma, bo jakby mu było źle, to by to zmienił, jak mu się radzi.
Źle ci samotnie? Znajdź sobie chłopaka!
Źle ci w związku? Rzuć faceta!
Źle ci z rodzicami? Wyprowadź się!
Twierdzisz że nie możesz? Bzdura! Nie chcesz po prostu! Wygodny jesteś! Znaczy - dobrze ci z tym!
Jest to bardzo bliskie takiej ludowej terapii depresji: Co tak siedzisz? Weź się do roboty, to ci przejdzie!
Doktor Dobraradzki ma gotową diagnozę i receptę na każdy problem. Można by odnieść wrażenie, że w poprzednim wcieleniu był orzecznikiem w ZUSie.
Sam nie wiem, co budzi mój większy podziw - zdolność tak uproszczonego spojrzenia na ludzi i mechanizmy nimi powodujące, czy też sama prostota rozumowania, wyraźnie przywodząca na myśl skojarzenie z mechaniką pracy cepa.
Chciałem napisać: "zaskakująco wielu", ale po krótkim zastanowieniu doszedłem do wniosku, że byłoby to przejawem jajogłowego złudzenia; dlatego napiszę - wielu ludzi prezentuje zadziwiającą wiarę w istnienie skrajnie prostych recept na najróżniejsze życiowe problemy. Wydaje im się, że można prawie wszystko załatwić krótkim, prostym poleceniem, a jeśli ktoś do tego się nie stosuje, to tylko dlatego, że nie chce. Apriorycznie zakładają, że podane przez nich rozwiązanie jest doskonale dopasowane i skuteczne. Do tego typu umysłów najwyraźniej nie dociera (i robią wiele, by nie dotarło), że życie jest skomplikowane, a zdarzenia i ludzkie poczynania są wielorako uwarunkowane, co powoduje, że recepta nie może być prosta, bo musi tę złożoność uwzględniać. A prosta recepta, jaką podają, swą prostotę zawdzięcza wyłącznie kompletnemu zignorowaniu owych uwarunkowań, co czyni ją zupełnie bezużyteczną, a radzącego stawia w świetle ukazującym go jako głupca.
No właśnie, nie wystarczy sama chęć zmiany czy nawet ukierunkowania swoich kroków i podjęcie pewnych działań, niestety, dużo jest zależnych od innych rzeczy... z drugiej strony, czy całkowite poddanie się jest dobrą opcją?
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że najczęściej mamy do czynienia nie z "dobrą", lecz z "(realnie) dostępną" opcją.
UsuńTo są tzw. dobre rady, które jak mówi mój ojciec, niewiele kosztują i tyle samo są warte. ;) Łatwo wpaść na taki pomysł, ale realizacja nie zawsze jest prosta. I nie zawsze ta konkretna rada będzie dobra dla konkretnej osoby w danym momencie.
OdpowiedzUsuńTak, dobre rady to jedyne bogactwo, którym chętnie dzielimy się z bliźnimi.
Usuń