Chodników Syreni Gród nie musi się wstydzić. Rzymskie chodniki pozostawiają sporo do życzenia pod względem kompletności i równości. Nie przypominam sobie kostki betonowej, za to zwracała uwagę obfitość asfaltowych nawierzchni - dziurawych, łatanych i nie, solidnie spękanych. Wybór asfaltu trochę dziwi w tym klimacie, ale na ogół zachowywał zadowalającą sztywność, poza nielicznymi wyjątkami, jak ten na piazza Barberini, który w upale stał się tak grząski, że grupka anglosaskich turystów ciągnąca swe niezbyt duże walizki nie mogła się nadziwić czemu one się takie ciężkie zrobiły. Dopiero kiedy się przyjrzeli pojęli, iż małe kółka tak zapadały się w rozmiękły asfalt, że niemal szorowali dnami walizek po nim.
Kiedy przyjrzymy się chodnikom zauważymy jeszcze jedną zasadniczą różnicę - Warszawa jest o wiele czystsza. Nawet w najbogatszej dzielnicy chodniki są usyfione choćby listowiem i wysypującymi się z koszy śmieciami na poziomie, który u nas wywołałby już reportaże interwencyjne i tłumaczenie się w telewizji burmistrza dzielnicy.
Dość typowy widok ulicy, w tym przypadku to wylot via Flaminia na piazzale Flaminio, za plecami miałem Porta del Popolo (zdjęcie poniżej), a więc nie żadne przedmieścia, tylko środek Rzymu.
Osobliwym zwyczajem miejscowym jest usytuowanie kontenerów na śmieci - otóż w eleganckiej dzielnicy stoją one poza posesjami na ulicy, na chodniku lub na jezdni przy nim. Jeszcze dziwniejsze, i będące swoistym komentarzem do podejścia rzymian do komunikacji miejskiej są takie lokalizacje jak na poniższym filmiku.
To czynny wielofunkcyjny przystanek autobusowy linii 52. 😏
Dość charakterystycznym elementem, przynajmniej w niektórych strefach Rzymu są żebrzący Murzyni. Zaobserwowałem dwie strategie:
1) Na środku chodnika na dwóch końcach odcinka wyznaczonego np. przez poprzeczne ulice stoją na taborecie, odwróconym kuble itp. plastikowe pojemniczki z kilkoma centowymi monetami i kartką z tekstem w łamanej włoszczyźnie apelującym o zapełnianie pojemniczka gotówką. Jeden z tekstów uderzał w tony wysokie zaczynając się od słów "Fratelli Italiani!", inny wskazywał, że wystawca pojemniczka troszczy się o komfort mieszkańców zamiatając chodnik z liści. Co ciekawe w pobliżu pojemniczka zwykle nie było widać kwestującego, który zajmował pozycję kilkanaście i więcej metrów dalej. Przyszło mi na myśl, że u nas taka taktyka by nie przeszła, bo prędzej czy później znalazłby się jakiś prawilny, który przechodząc kopnąłby tę piramidkę z miedziakami.
2) Drugą strategię można by określić jako aktywną - kolektor upatrywał sobie źródło kapitału i zagadywał. Tu były dwie odmiany:
a) zwykła nawijka prosząca. Raz, kiedy zignorowałem zaczepkę i nie zwracając uwagi na gościa szedłem dalej, żebrak tak się tym wzburzył, że szedł przy mnie kilkanaście metrów i gardłował na całą ulicę.
b) zastąpienie drogi z uśmiechem szerokim jak banknot 50 euro, wyciągniętą do uścisku dłoni ręką i entuzjastycznym terkotem w łamanej włoszczyźnie lub pidgin english. Mam wrażenie, że stosowane w miejscach obfitujących w turystów. Obliczone było to na zaskoczenie ofiary takim wybuchem spontanicznej sympatii w obcym kraju. Podejrzewam, że mogło być szczególnie skuteczne wobec Jankesów. Jasnym jest, że jeśli się taką wyciągniętą rękę nieopatrznie uścisnęło, to wyswobodzenie własnej nie było już takie szybkie, przynajmniej przed uiszczeniem dotacji na biednych, a co najmniej - tego jednego biednego.
Zgorszonym "cynizmem bogacza" PT Czytelnikom muszę wskazać, że - wedle informacji naszej gospodyni, z przyczyn zawodowych raczej dobrze zorientowanej w problemie - ci imigranccy żebracy dostają od państwa włoskiego darmowe porządne wyżywienie w praktycznie nieograniczonej ilości, zakwaterowanie, zasilenie konta komórki i 150-200 euro kieszonkowego, co w sumie trudno uznać za warunki nędzy pchającej do żebractwa. Poza tym, na podstawie własnej obserwacji mogę stwierdzić, że byli to młodzi, rośli, dobrze zbudowani i zupełnie zdrowo wyglądający mężczyźni, nie różniący się zewnętrznie od tych, którzy szukali bardziej uczciwych form pozyskiwania pieniędzy sprzedając na ulicach wyroby rękodzieła, pamiątki itp.; lub pracując jako ochroniarze w "Zarze" na via del Corso. 👍 A mnie irytuje i odpycha nachalność - każda i każdego.
Coraz bardziej Rzym mi się nie podoba...
OdpowiedzUsuńMa swoje cienie, ale ma i blaski.
UsuńTypowa czystość dla południowej Europy :) Ta część kontynentu nigdy nie słynęła z porządku :P
OdpowiedzUsuńMimo to nie mówi się "Italianische Wirtschaft". ;-/
Usuńprzecież to jest norma w każdej stolicy. Przepraszam bardzo ale w Warszawie akurat żebraków też jest masa i też byłam zaczepiana. W Nowym Jorku jest to samo i w Lizbonie również. Niestety to są minusy typowe stoli państw. Choć jak bywałam w Rzymie to imigrantów tam tylu nie było jeszcze. Raczej wnerwiali mnie hindusi i czarnoskórzy nie żebrzący ale wciskający chińską tandetę wchodzący z tym badziewiem na sprzedaż do restauracji i dosłownie wszędzie. Ja jem a ten mi wciska jakieś kapelusze i inne bzdety które mnie nie interesują.
OdpowiedzUsuńA brud to też jest specyfika miast dużych. W Toskanii którą zjeździłam dokładniej i dogłębniej jest wręcz sterylnie czysto ;)
Rzym ma uroki i ma brzydotę. Zależy na czym się człowiek skupi. Ja brzydoty staram się nie widzieć tylko tę lepszą stronę. To samo robię w każdej innej stolicy.
Hindusów nie widziałem, z "tamtej strony" to tylko multum Filipińczyków. Żebraków, choć raczej w wariancie kloszarda, faktycznie w Syrenim Grodzie jest sporo, ale mam wrażenie, że żebracy głównie grasują w tramwajach.
Usuń